Wiadomości
13:27
Polacy kradną już nie tylko auta. Kable i ładowarki do elektryków nowym hitem
Można powiedzieć, że coraz szybciej doganiamy zachód. Niemcy mają ten problem już od wielu miesięcy, a u nas dopiero się zaczął.
Wyobraź sobie, że jedziesz naładować swoje auto elektryczne pod jakąś szybką ładowarkę. W końcu szkoda czasu do stracenia, a to potrwa tylko kilkadziesiąt minut — o ile ładowarka jest akurat wolna. Podjeżdżacie na miejsce i okazuje się, że z ładowania na tym miejscu nici. Ładowarka co prawda stoi, ale kabla do ładowania elektryka już w niej nie ma.
Kradzieże kabli ze stacji ładowania
I spokojnie: to nie ci zawistni kierowcy aut spalinowych robią Wam na złość. To złomiarze odkryli nową żyłę złota. A raczej miedzi. I to znacznie bezpieczniejszą i prostszą do zdobycia niż trakcja znad torów kolejowych. Ot, szybka akcja: nożyce do metalu, jedno cięcie i miedź o wartości od stu, do kilkuset złotych trafia w ich ręce. Wystarczy potem tylko odciąć wtyczkę i zdjąć / opalić izolację, żeby na skupie nikt się nie czepiał.
Moda ta przybyła do nas z Niemiec. Chociaż to była tylko kwestia czasu, nim i do nas zawita. W przeciętnym kablu znajduje się od kilku do kilkunastu kilogramów miedzi w formie żył. Metal ten został wybrany przez wzgląd na niski opór elektryczny oraz dobre właściwości mechaniczne. To również jest bardzo ważne, ponieważ kabel ten podczas podpinania i odpinania od ładowarki pracuje. Zastąpienie go np. aluminium jest natomiast bardzo problematyczne. To co prawda również ma niski opór, jednak przy okazji jest dość kruche. Co więcej, tlenek aluminium jest izolatorem, więc z każdą pękniętą żyłką opór kabla znacznie rośnie. Nie ma więc sytuacji jak w miedzi, że sam docisk do sprawnych żył częściowo rozwiązuje problem.
Tym samym jedyne, co można zrobić, to postawić na monitoring. Oczywiście są próby stosowania osłon, jednak kable kradnie ktoś, kto domyślnie jest wyposażony w przecinak, który i z osłonami sobie poradzi.
PAWEł MARETYCZ