Miała być katastrofa, a nic się nie stało. 5 lat temu wzrosły normy PEM

Dokładnie pięć lat temu w Polsce przestały obowiązywać restrykcyjne normy promieniowania rodem z PRL. Wiele osób obawiało się wtedy drastycznego wzrostu smogu elektromagnetycznego w miastach. Oficjalne dane z państwowego systemu SI2PEM pokazują, co tak naprawdę stało się z naszym środowiskiem.

Marian Szutiak (msnet)
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na X
Miała być katastrofa, a nic się nie stało. 5 lat temu wzrosły normy PEM

Koniec ery cyfrowego skansenu

Przez dziesięciolecia Polska była legislacyjną wyspą na mapie Europy. Podczas gdy zachodnie kraje pozwalały na natężenie pola rzędu 61 V/m, u nas obowiązywał limit zaledwie 7 V/m. Tak surowe przepisy blokowały modernizację sieci i groziły jej całkowitym paraliżem. 1 stycznia 2020 roku polskie prawo w końcu dogoniło europejskie standardy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dla większości kluczowych częstotliwości radiowych dopuszczalny poziom ustalono na poziomie 61 V/m (10 W/m2 w jednostkach gęstości mocy). Ta zmiana nie była jedynie technicznym szczegółem. Był to warunek konieczny, aby polscy użytkownicy Internetu mogli dalej cieszyć się sprawną łącznością. Bez tego kroku byłoby to trudne.

Zagęszczenie sprzętu zamiast lasu masztów

Przeciwnicy nowych przepisów wieszczyli, że Polska zostanie zasypana nowymi masztami. Mówiło się nawet o nadajnikach pojawiających się w każdym ogródku. Rzeczywistość po pięciu latach okazała się jednak znacznie bardziej przewidywalna. Zamiast masowej budowy nowych konstrukcji, operatorzy postawili na modernizację istniejących obiektów.

Liczba stacji bazowych w kraju wzrosła o około 20%. Większość tych inwestycji służyła łataniu zasięgowych "białych plam" i uniezależnieniu się operatorów od roamingu krajowego. Prawdziwa ewolucja zaszła jednak w technologii montowanej na masztach. Dzięki nowym normom PEM operatorzy mogli zamontować nowoczesne moduły, które wcześniej byłyby zbyt "mocne" dla starych przepisów.

Wielki paradoks pomiarów pola

Najważniejszym punktem debaty o PEM są dane z systemu SI2PEM. Sceptycy spodziewali się, że wyższe limity automatycznie przełożą się na ogromny wzrost promieniowania w otoczeniu. Wyniki tysięcy pomiarów pokazują jednak zupełnie inny obraz sytuacji. Średnie wartości w polskich miastach wynoszą zaledwie 1,54 V/m.

To oznacza, że typowe tło elektromagnetyczne w naszym kraju stanowi zaledwie 2,5% nowej dopuszczalnej normy. Jak to możliwe, skoro anten jest więcej? Nowoczesne systemy radiowe są bardzo precyzyjne i energooszczędne. W przeciwieństwie do starego sprzętu, nie nadają one sygnału "wszędzie i zawsze". Energia jest wysyłana punktowo tylko w momencie aktywnej transmisji danych do użytkownika.

Strach ma wciąż wielkie oczy

Mimo uspokajających wyników, zmiana mentalna w społeczeństwie postępuje wolniej niż ta techniczna. Badania pokazują głęboki dysonans. Ponad połowa Polaków wciąż obawia się negatywnego wpływu PEM na zdrowie. Jednocześnie niemal wszyscy oczekujemy błyskawicznego Internetu do pracy i rozrywki. To zjawisko prowadzi do protestów przeciwko budowie masztów nawet tam, gdzie zasięg jest słaby.

Są jednak miejsca, gdzie to podejście zaczyna pękać. Mieszkańcy miejscowości odciętych od cyfrowego świata coraz częściej sami apelują o budowę infrastruktury. Przykładem jest lubelska Dąbrówka, której mieszkańcy postawili na rozwój zamiast na lęk. Harmonizacja przepisów PEM z normami unijnymi nie zrujnowała naszego bezpieczeństwa. Pozwoliła za to uniknąć technologicznej zapaści, o której dziś już mało kto pamięta.