W Niemczech to prawdziwa plaga. Okradają ładowarki do aut elektrycznych
I to nie tak, że kradną z nich prąd. To byłby najmniejszy problem. Łupem złodziei pada coś innego.

Mowa tu o kablach ładujących. Rzecz w tym, że szybkie ładowarki potrzebują jak najlepszego przewodnika o grubym przekroju. Dlatego też stosowane są w nich bardzo masywne zwoje miedzi. Metal ten jest natomiast prześmiewczo nazywany złotem złomiarza. Jednak nie tylko z powodu swojej barwy, ale także wysokiej ceny na skupie.
Kradną kable z ładowarek elektrycznych
Jest to szczególnie poważny problem w Niemczech. Wedle firmy Alpitronic, producenta stacji ładowania, zdarza się, że w ciągu nocy znika aż 70 kabli. Te są natomiast niezwykle kuszące dla złodziei. Miedź z zaledwie jednej sztuki to około 40 euro na skupie. Oczywiście właściciele stacji ładowania ponoszą znacznie wyższe koszty związane z wymianą, kalibracją i zakupem tego elementu.



Tracą także kierowcy, którzy nie są w stanie skorzystać z ładowarki do swojego auta elektrycznego, ponieważ ta bez kabla jest bezużyteczna. Sam prezes Alpitronic przyznaje, że problem jest trudny do rozwiązania: nie da się uniemożliwić złodziejom kradzieży kabla. Firma zastanawia się natomiast jak ich do tego zniechęcić. Planuje umieścić monitoring tam, gdzie to tylko możliwe.
Problematyczna walka ze złodziejami
Kolejnym rozwiązaniem ma być postawienie na kable z mniejszą zawartością miedzi. Tak, aby złodziejom nie opłacało się ich kraść. Tu jednak pojawia się inny problem: chłodzenie. Opór elektryczny kabla z innego, tańszego materiału byłby na tyle wysoki, że ten zwyczajnie by się mocno nagrzewał. Firma już planuje wprowadzenie systemu chłodzenia.
Oczywiście istnieje jeszcze jedna opcja: kabel podpinany nie tylko do samochodu, ale i do samej stacji. To jednak wymusiłoby na kierowcach elektryków nie tylko zakup drogiego akcesorium, ale i wożenia go w swoim aucie.