Amerykanie mogą nie być pierwsi. Wielki powrót na Księżyc ma czarnego konia

Rozpoczyna się nowy wyścig na Księżyc, a jego stawka jest ogromna. Tym razem Amerykanie nie są pewnym faworytem. Ktoś depcze im po piętach.

Marian Szutiak (msnet)
1
Udostępnij na fb
Udostępnij na X
Amerykanie mogą nie być pierwsi. Wielki powrót na Księżyc ma czarnego konia

Minęło ponad 50 lat, odkąd ludzka stopa po raz ostatni dotknęła powierzchni Księżyca. Misja Apollo 17 w grudniu 1972 roku była zwieńczeniem zimnowojennej rywalizacji między USA a Związkiem Radzieckim. Dzisiaj jesteśmy świadkami nowego wyścigu. Stają w nim naprzeciw siebie Stany Zjednoczone i Chiny, a tym razem wynik wcale nie jest przesądzony.

Dalsza część tekstu pod wideo

Kontekst jest jednak zupełnie inny. Nie chodzi już tylko o ideologię, ale o globalny prestiż, dominację technologiczną i realne wpływy poza Ziemią. Amerykanie muszą mierzyć się ze zmiennymi budżetami, wewnętrzną polityką i poleganiem na prywatnych firmach. W tym czasie Chiny realizują swój długoterminowy, państwowy plan. Jeśli to im uda się wysłać ludzi na Księżyc przed NASA, konsekwencje będą ogromne.

NASA ma kłopoty, a Chiny pędzą do przodu

Chiny postawiły sprawę jasno: chcą wylądować na Księżycu przed 2030 rokiem. Ich plan zakłada wysłanie dwóch potężnych rakiet Długi Marsz 10. Jedna poniesie załogowy statek Mengzhou, a druga lądownik Lanyue. Po spotkaniu na orbicie księżycowej, dwóch tajkonautów zejdzie na powierzchnię Srebrnego Globu.

Tymczasem amerykański program Artemis, który miał być biletem powrotnym NASA na Księżyc, łapie kolejne opóźnienia. Najnowszy harmonogram przewiduje misję Artemis II (lot wokół Księżyca) na kwiecień 2026 roku, a samo lądowanie dopiero w 2027 roku. Inżynierowie wciąż walczą z problemami technicznymi, między innymi z osłoną termiczną statku Orion, która ma chronić załogę podczas powrotu na Ziemię. Do tego dochodzą cięcia budżetowe i zmieniające się priorytety kolejnych administracji w USA.

Dużą część odpowiedzialności za lądowanie NASA zrzuciła na firmę SpaceX. To jej statek Starship ma bezpiecznie dostarczyć astronautów na powierzchnię. System ten wymaga jednak skomplikowanego tankowania na orbicie, a wiele jego testów kończyło się dotąd niepowodzeniem. To ryzykowna ścieżka, podczas gdy chiński program nabiera tempa.

Co się stanie, jeśli Chiny wygrają wyścig?

W sierpniu 2025 roku Chiny z sukcesem przetestowały lądownik Lanyue w symulacji warunków księżycowych. Testy napędu rakiet Długi Marsz 10 również idą zgodnie z planem. Chińczycy przygotowują też grunt pod misje załogowe, wysyłając w 2026 roku sondę Chang'e-7, która ma szukać lodu wodnego na biegunie południowym Księżyca. Centralne planowanie i stabilne wsparcie polityczne dają im przewagę nad NASA.

Pierwsze lądowanie od czasów Apollo miałoby ogromne znaczenie symboliczne i strategiczne. Politycznie wzmocniłoby pozycję Chin jako kosmicznego mocarstwa. Dyplomatycznie mogłoby przyciągnąć inne kraje do chińskich projektów, jak proponowana Międzynarodowa Stacja Badań Księżycowych. Opanowanie załogowych lotów na Księżyc dałoby też Chinom przewagę w kluczowych technologiach, które mogą mieć zastosowanie militarne. Wygrana Chin w tym wyścigu na nowo zdefiniowałaby, kto jest liderem w eksploracji kosmosu na dziesięciolecia.