mObywatel ma problem. Oszukują system za 20 zł
Kiedyś były popularne „kolekcjonerskie dowody”, czyli legalne repliki państwowych dokumentów, teraz ten proceder powrócił wraz z handlem „kolekcjonerskimi aplikacjami”, wśród których pierwsze miejsce należy do mObywatela.

Nowe, niepokojące zjawisko obszernie opisał portal fact-checkingowy Demagog. Okazuje się, że oferty podróbek mObywatela można znaleźć w mediach społecznościowych. Konta o nazwach nawiązujących do oficjalnej nazwy aplikacji zachęcają, by wysyłać w tej sprawie wiadomości prywatne lub dołączyć do wskazanych kanałów – najpopularniejszy, który znalazł Demagog, miał ponad 6,5 tys. członków.
Cena za fałszywkę to 20 zł. W zamian za to dostaje się imitację prawdziwej aplikacji, która wykorzystując skrypt, umożliwia wyświetlanie tylko jednej, konkretnej strony. Może to być mDowód, który pozwala na potwierdzenie tożsamości tak samo, jak plastikowy dowód osobisty. Wydając dodatkowe 60 zł, można zyskać dostęp do wiernej repliki aplikacji, a sprzedawcy zapewniają, że jest to kopia „jeden do jednego”. W niektórych ofertach proponowane jest także kupno kodu źródłowego, który pozwoli stworzyć własną wersję aplikacji – to kosztuje z kolei 200 zł.
Zgodnie z kodeksem karnym podrabianie dokumentu jest zagrożone karą do 5 lat więzienia, a wytwarzanie programów umożliwiających tego rodzaju przestępstwo również wiąże się z odpowiedzialnością karną. Jak jednak wynika z relacji Demagoga, przestępcy nic sobie z tego nie robią, walcząc między sobą o klientów i wabiąc ich promocjami oraz hasłami w rodzaju „najtańszy mObywatel”.
Autorzy fałszywek zasłaniają się tym, że – podobnie jak było z plastikowymi dowodami – podróbki mObywatela to produkt kolekcjonerski.
Piszą więc, że ich aplikacja została stworzona „w celach edukacyjnych”, „do demonstracji” lub „dla sprankowania znajomych”. Często też, tak samo, jak fałszywe fizyczne dowody, fałszywe mDowody sprzedaje się jako produkt „kolekcjonerski”
Niestety, wszystko wskazuje na to, że nabywcy kupujący podróbki nie robią dla „celów edukacyjnych”. Nawet sami sprzedawcy po cichu zachwalają, że podróbka mObywatela pozwala kupować nieletnim alkohol i energetyki, umożliwia też rejestrację kart SIM na fałszywe dane. Największe zagrożenie wiąże się jednak z wyborami – w lokalu wyborczym można pokazać mDowód zamiast tradycyjnego dowodu osobistego, aby oddać głos.
Praktycznie nikt nie sprawdza kodu QR
A co z weryfikacją za pomocą kodu QR? To rozwiązanie pozwala skutecznie wykryć fałszywkę, tyle że… na co dzień mało kto z tego korzysta. Wielu sprzedawców zadowala się spojrzeniem na ekran telefonu z podrobioną apką. A to może być mylące – fałszywki mają cechy takie jak falująca flaga Polski, zmieniający kolor hologram czy zielony napis „dokument ważny” – wizualnie robi to dobre wrażenie i na tym w wielu sytuacjach się kończy. Co więcej, obwodowe komisje wyborcze nie mają obowiązku wyposażenia się w smartfony umożliwiające weryfikowanie mDowodów poprzez kod QR.
Rząd wie już o problemie, ale na razie jedyne, co może doradzić sprzedawcom, to dokładna weryfikacja mDowodu za pomocą kodu QR. To jednak nie wystarczy – cytowani przez Demagoga komentarzy wskazują, że tu potrzebna jest przede wszystkim szeroka kampania edukacyjna na temat weryfikacji przez QR, a być może także – nowe rozwiązania systemowe, zastępujące obecny sposób na sprawdzanie autentyczności cyfrowego dokumentu.