Windows nas oszukał. Mało znany sekret sprzed 30 lat

Jakub Krawczyński (KubaKraw)
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na X
Windows nas oszukał. Mało znany sekret sprzed 30 lat

Właśnie wypłynęła na jaw fascynująca historyczna ciekawostka. Dotyczy ona odtwarzania wideo na komputerach osobistych - jak się okazuje, wszyscy byliśmy oszukani 20-30 lat temu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Sekret Windows Media Playera sprzed lat

Trzy dekady temu Windows Media Player był jednym z głównych programów do odtwarzania treści wideo, a jego popularność była niezrównana w czasach Windows 95, 98 i nadal miał się dobrze w czasach XP.

Jak ostatnio wyjawił jeden z deweloperów w Microsofcie, Raymond Chen - program ten odtwarzając filmiki perfidnie nas oszukiwał.

O co w tym wszystkim chodzi? Chen tłumaczył ostatnio na swoim blogu, że Windows Media Player tak naprawdę nie renderował filmików wewnątrz swojego okienka. Zamiast tego Windows wyświetlał zielony ekran, na którym renderował piksele wideo na "powierzchni graficznej współdzielonej z kartą graficzną". Ostatnim krokiem było "poinstruowanie karty graficznej, że za każdym razem, gdy zobaczy zielony piksel mający zostać zapisany na ekranie, powinna podstawić piksel z tej współdzielonej powierzchni graficznej".

Windows w latach 90. i na początku 2000. odtwarzał wideo w dość nietypowy sposób. Zamiast renderować obraz bezpośrednio na ekranie, system korzystał z tzw. overlayów – niewidocznych powierzchni graficznych nakładanych na pulpit. Dzięki temu unikał kosztownych konwersji formatów pikseli i utrzymywał płynność odtwarzania nawet wtedy, gdy interfejs systemu chwilowo się zawieszał. Bardziej zaawansowana metoda, znana jako "flipping", wykorzystywała dwie takie powierzchnie: jedną z aktualną klatką i drugą z następną, między którymi karta graficzna przełączała się w momencie odświeżania ekranu. Ten sprytny mechanizm był podstawą stabilnego odtwarzania wideo – aż do momentu, gdy użytkownik mógł świadomie lub przypadkiem zakłócić działanie podmiany tła (tzw. chroma-keying), na której całość się opierała.

Jak dalej wyjaśnia Chen, robienie zrzutów ekranu w tamtych czasach było pełne niespodzianek. Windows zapisywał tylko piksele przekazane karcie graficznej jako zawartość pulpitu – a nie te, które karta generowała na bieżąco i wysyłała do monitora. Dlatego na screenie zamiast filmu pojawiały się zielone pola. Co ciekawe, jeśli taki obraz otworzyło się w Paint i nałożyło dokładnie w tym samym miejscu, gdzie działał odtwarzacz, karta graficzna traktowała zielone piksele jak sygnał do podmiany i wstawiała tam klatki wideo. Wystarczyło przesunąć okno Painta w inne miejsce, by zobaczyć prawdę - krył się tam zwykły zielony prostokąt.

Takie sztuczki były wtedy konieczne, bo odtwarzanie wideo mocno obciążało komputery. Dzięki overlayom i podmianie tła Windows potrafił płynnie odtwarzać nawet maleńkie pliki MPEG w 240p przy 60 klatkach na sekundę. Dziś nie ma już potrzeby stosowania takich obejść – nowoczesne aplikacje radzą sobie z warstwami i usuwaniem tła jak Photoshop. Zabawne jest z perspektywy czasu myśleć o tym, że ludzie oszukiwali komputery, aby oszukać innych ludzi.