3 miesiące z MOVA V50 Ultra. Test robota sprzątającego
MOVA V50 Ultra to robot sprzątający z górnej półki. Czy warto go kupić? Sprawdzałem przez trzy miesiące.
Jakoś pod koniec sierpnia nadarzyła mi się okazja, żeby wymienić mojego obecnego robota sprzątającego na MOVA V50 Ultra. Uznałem, że warto z tej okazji skorzystać i przekonać się, co jeden z najwyżej pozycjonowanych modeli w ofercie producenta ma do zaoferowania. Czy przesiadka z rozsądnie wycenionego Dreame L10s Ultra na flagowy model za 5999 zł w ogóle ma sens? Miałem trzy miesiące, żeby się przekonać.
Dla jasności warto podkreślić, że te 5999 zł to sugerowana cena urządzenia w wersji Complete i to raczej w okolicach premiery. Obecnie ten sam sprzęt da się upolować sporo taniej. W chwili pisania tego tekstu jest on dostępny w promocji za 3499 zł.
Wygląd i wykonanie
Wizualnie MOVA V50 Ultra nie próbuje wyróżniać się na tle innych modeli producenta. Standardowo całość ma formę płaskiego plastikowego dysku w kolorze białym. Tworzywo jest z tych mocno błyszczących, co niestety słabo wygląda, kiedy robot z czasem zacznie się brudzić, ale co do zasady całość prezentuje się zupełnie w porządku.
Tak naprawdę jedyne, co drażni mnie w designie urządzenia, to chowana kopułka sensora LiDAR. Nie mam oczywiście problemu z tym, że jest chowana – to akurat zaleta. Problemem jest wbudowana „oczodająca” dioda LED, która na tle reszty konstrukcji oraz rozwiązań ze starszych odkurzaczy producenta wyglądają dość kiczowato.
Z aspektów nieco bardziej praktycznych warto wspomnieć jeszcze o dwóch rzeczach. Raz, na obudowie znajdziemy tylko dwa przyciski sterujące, które umieszczone na wspomnianej już kopułce sensora LiDAR. Dwa, żeby uzyskać dostęp do pojemnika na kurz, nie wystarczy uchylić klapy, a trzeba zdjąć całą górną pokrywę urządzenia. Zakładam, że jest to w jakiś sposób wymuszone mechanizmem chowania sensora, ale użytkowo jest to drobny krok wstecz względem bardziej „prymitywnych” modeli.
Od spodu mamy raczej taki standard: dwie podkładki mopujące (w tym jedna wysuwana), szczotka boczna, szczotka główna… No dobra, ta ostatnia jest akurat ciekawa, bo zastosowano tu podwójną szczotkę TurboWave, która w teorii ma zapobiegać wplątywaniu się włosów. No i faktycznie radzi sobie z tym na tyle dobrze, że przez cały okres testów nie musiałem jej dodatkowo czyścić. Mimo to cały mechanizm wydaje mi się odrobinę przekombinowany na tle pojedynczych szczotek z nożami, które także radzą sobie z tym problemem bardzo dobrze.
Stacja dokująca praktycznie nie różni się od tej, którą wcześniej mogliśmy zobaczyć np. w modelu MOVA P50 Pro Ultra. Duża, biała i na tyle uniwersalna, że można ją postawić w salonie i nie będzie zbyt mocno przyciągała wzroku.
Pod względem jakości wykonania nie mam się za bardzo do czego przyczepić. No może do tego, że zastosowane przez producenta tworzywa są w większości twarde i błyszczące. Brud i zarysowania będą na nich wyglądały mało atrakcyjnie. Generalnie jednak to kawał solidnej roboty, do czego producent zdążył nas już zresztą przyzwyczaić.
Obsługa i aplikacja
Choć sprzątanie możemy odpalić przyciskiem na obudowie, żeby skorzystać z większości funkcji MOVA V50 Ultra musimy pobrać aplikację. Ta nazywa się MOVAhome i znajdziemy ją zarówno w App Store, jak i Sklepie Play.
Sama aplikacja powinna wydać się znajoma każdemu, kto miał w przeszłości do czynienia z robotami MOVA, ale także Dreame, Xiaomi i w zasadzie większości popularnych chińskich marek. To, co przemawia na jej plus, to bardzo estetyczny interfejs oraz szeroki wachlarz opcji konfiguracji odkurzacza.
Pochwalić muszę fakt, że aplikacja jest dostępna w języku polskim, a jakość samego tłumaczenia mocno się poprawiła na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy. Od kiedy korzystam z MOVA V50 Ultra nie trafiłem na żadne rażące błędy czy literówki, które wcześniej zdarzały się dość regularnie. Bardzo dobrze świadczy to o zaangażowaniu producenta.
Obsługa robota jest niemal w całości zautomatyzowana. Stacja dokująca sama potrafi odebrać kurz, przeprać mopy, a następnie je wysuszyć. Pranie odbywa się w temperaturze 80 °C, co powinno skutecznie wyeliminować większość zarazków. Do sterylizacji wykorzystywana jest też lampa UV, co w teorii ma pozwolić na usunięcie ponad 99 procent bakterii.
Oczywiście od czasu do czasu trzeba wykonać pewne czynności samodzielnie. Na całe szczęście tu także nie powinno być problemu. Wszystkie elementy eksploatacyjne są łatwo dostępne i czytelnie oznaczone. Obsługa jest do tego stopnia przemyślana, że nawet czyszczenie odpływu wody w stacji dokującej zostało ułatwione poprzez zastosowanie łatwej do zdemontowania kratki. Generalnie pod względem obsługi MOVA V50 Ultra zasługuje na najwyższą notę.
Nawigacja i omijanie przeszkód
System nawigacji robota opiera się na połączeniu technologii LiDAR oraz kamerki umieszczonej z przodu urządzenia. To aktualnie jedno z bardziej zaawansowanych technologicznie rozwiązań, umożliwiające nie tylko rozpoznawanie przeszkód, ale także identyfikowanie zabrudzeń oraz innych obiektów, na które może się natknąć odkurzacz.
Przez zdecydowaną większość czasu taka kombinacja sprawdza się bardzo dobrze. Robot sprawnie mapuje pomieszczenia i dobrze radzi sobie z unikaniem przeszkód. Ba, przez całe trzy miesiące tylko raz musiałem go ratować, a i to tylko i wyłącznie dlatego, że celowo postawiłem go w problematycznej sytuacji, by zobaczyć, jak z niej wybrnie. Podczas typowego sprzątania tego typu incydenty się nie zdarzały.
Robot całkiem dobrze radzi sobie z mapowaniem mieszkania. Ściany, meble i przeszkody (np. progi i zasłony) rozpoznaje bez większego problemu, choć automatyczna identyfikacja pomieszczeń pozostawia sporo do życzenia. Na całe szczęście w aplikacji łatwo ewentualne pomyłki skorygować. Warto jedynie mieć na uwadze, że dopracowanie mapy może wymagać kilku cykli sprzątania.
Dlaczego tak to podkreślam? Bo podczas testów robotowi zdarzyło się kilkukrotnie zgłupieć i np. próbować wjechać do łazienki przez zamknięte drzwi (na szczęście bezskutecznie) albo całkowicie pominąć jakieś pomieszczenie bez żadnej ewidentnej przyczyny. Większość tego typu incydentów miała miejsce głównie w pierwszych tygodniach, więc dostrojenie mapy wydaje się w tym konkretnym przypadku robić różnicę.
Warto wspomnieć, że za sprawą chowanego sensora LiDAR oraz funkcji unoszenia podwozia MOVA V50 Ultra potrafi pokonywać przeszkody, z którymi nie poradzi sobie większość „tradycyjnych” robotów. Bohater testu potrafi wjechać pod kanapy i szafki o prześwicie od ok. 9 cm i przeskoczyć progi o wysokości do 6 cm.
Sprzątanie
Jak przystało na flagowy model, MOVA V50 Ultra to prawdziwy pochłaniacz brudu. Wystarczy wspomnieć o maksymalnej mocy ssania rzędu 24 000 Pa. Aktualnie można znaleźć na rynku modele nieco mocniejsze, ale ani nie ma ich dużo, ani różnica nie jest jakaś gigantyczna. Bohater testu to nadal mocarz.
Nie powinno więc dziwić, że ze sprzątaniem na sucho odkurzacz radzi sobie doskonale. Bez problemu zbiera kurz – nawet stosunkowo duże drobiny – i całkiem sprawnie radzi sobie z dojeżdżaniem do krawędzi. W sumie bez zaskoczeń, bo w sprzęcie z tego segmentu taka wydajność co do zasady powinna być standardem.
Mycie na mokro odbywa się z wykorzystaniem dwóch obrotowych mopów. Popularne i sprawdzone rozwiązanie, które – przynajmniej w mojej ocenie – daje najlepsze rezultaty spośród dostępnych na rynku alternatyw. W toku testów robot doskonale radził sobie z usuwaniem zarówno bieżących, jak i tych nieco poważniejszych zabrudzeń (np. rozlanego po podłodze keczupu) i jedynie przyschnięte lub mocno klejące się plamy bywały dla niego wyzwaniem.
Co warto podkreślić, oprócz ręcznych nastaw możemy korzystać z trybu CleanGenius, w którym robot sam dobiera ustawienia sprzątania i robi to w czasie rzeczywistym. Sam przez praktycznie cały czas korzystam tylko z tej funkcji. Początkowo byłem przekonany, że to wyłącznie ładniejsza nazwa dla prostego trybu automatycznego, ale kilkukrotnie robot pozytywnie mnie zaskoczył.
W przypadku trudniejszych oraz niespodziewanych zabrudzeń MOVA V50 Ultra nie tylko samodzielnie zmienia nastawy sprzątania, ale potrafiła także wprowadzić niezbędne modyfikacje trasy, ocenić, które plamy należy osobno odkurzyć i mopować, a w razie potrzeby powtórzyć czyszczenie problematycznego obszaru. Mówiąc krótko, to nie jest tylko bajer – to faktycznie działa.
Pełne sprzątanie ok. 30 m2 podłóg zajmuje 50-60 minut. Zależnie od wybranych ustawień, stopnia zabrudzeń i topografii mieszkania mogą wystąpić pewne różnice. MOVA V50 Ultra nie jest więc demonem prędkości, ale same rezultaty są raczej typowe dla tego typu urządzeń.
Pobór energii
MOVA V50 Ultra posiada na pokładzie akumulator o pojemności 6400 mAh. Maksymalny pobór energii stacji ładującej to 650 W, ale na szczęście dotyczy jedynie krótkich zrywów podczas odbierania kurzu. W normalnych okolicznościach watomierz pokazywał góra 105 W (podczas suszenia podkładek), a znacznie częściej 30 W (ładowanie) lub 0,2 W (tryb czuwania).
Podsumowanie
MOVA V50 Ultra to doskonały robot sprzątający, który ma praktycznie wszystko to, co najlepsze na rynku. Doskonale sprząta, wjedzie we wszystkie zakamarki i jest dziecinnie prosty w obsłudze. Czy warto dać za niego 5999 zł? Pewnie nie. No ale za 3499 zł lepszej propozycji w sklepach nie znajdziecie, szczególnie jeśli potrzebujecie zaawansowanych funkcji pokroju chowanego sensora LiDAR, inteligentnego rozpoznawania zabrudzeń czy „skakania” nad przeszkodami.
-
Wysoka skuteczność sprzątania na sucho i na mokro
-
Sprawna nawigacja (przez większość czasu)
-
Wysoki poziom automatyzacji
-
Skuteczny tryb inteligentny (przez większość czasu)
-
Łatwy dostęp do elementów eksploatacyjnych
-
Funkcjonalna i estetyczna aplikacja
-
Chowany sensor LiDAR oraz funkcja pokonywania progów
-
Pojedyncze problemy z mapowaniem
-
Automatyczna identyfikacja pomieszczeń pozostawia dużo do życzenia
-
Dominujące w wykończeniu błyszczące plastiki