DAJ CYNK

Gry naszego dzieciństwa - w co grało się 20 lat temu?

Redakcja Telepolis

Felietony


Pegasus czy Atari? Super Mario czy Prince of Persia? Z okazji Dnia Dziecka wspominamy, w jakie gry grało się 20 (i więcej) lat temu.

Dalsza część tekstu pod wideo
 

Dzień Dziecka to bardzo fajne święto. Najmłodsi dostają tego dnia prezenty i wszystko uchodzi im płazem - nawet zjedzenie ciastek na kolację i pójście spać bez mycia zębów.

A dorośli? Dorośli mogą za to powspominać, jak to fajnie za ich czasów bywało. I jako że w redakcji metryką zdecydowanie bliżej nam do tej grupy (choć oczywiście w sercu wszyscy jesteśmy wiecznie młodzi), także my wybraliśmy się w małą sentymentalną podróż. Konkretnie postanowiliśmy wrócić wspomnieniami do gier komputerowych, w które zagrywaliśmy się w dzieciństwie.

Bo w końcu czemu by nie? W końcu to one były dla większości z nas jednym z pierwszych kontaktów z nowoczesną technologią i zaszczepiły w nas pasję do tego świata. Można powiedzieć, że to dzięki grom komputerowym możecie każdego dziś czytać Telepolis w swojej obecnej formie. Warto więc poświęcić chwilę uwagi temu, od czego wszystko się zaczęło.

Arkadiusz Bała

Contra


Contra

Mój pierwszy kontakt z grami komputerowymi miał miejsce bardzo wcześnie. W domu od kiedy pamiętam mieliśmy Pegasusa. Nie jakąś podróbkę, a oryginalnego szarego Pegasusa z Bobmarku, sprzedawanego razem z charakterystycznym fioletowym kartridżem 168in1.

Tak, 168in1 to po prostu piracka składanka, zawierająca kilka popularnych w tamtym okresie tytułów. Nie, tak naprawdę nie było tam 168 różnych gier. To znaczy, menu zawierało 168 różnych pozycji, jednak wiele z nich było po prostu wariacjami na temat tego samego tytułu; jedna mogła zaczynać się od drugiego poziomu, a w innej dostawaliśmy na start więcej życia. W tamtych czasach takie kompilacje były czymś normalnym, a jednak żadna nie mogła równać się ze 168in1.

Contra

Dlaczego? Dlatego, że takiego nagromadzenia legendarnych gier nie widział chyba żaden inny nośnik w historii elektronicznej rozrywki. Na jednym kartridżu można było znaleźć Super Mario Bros., Tetrisa, Arkanoida, Ice Climbers i wiele innych gier, które dziś uchodzą za kultowe oraz stanowią kamienie milowe w historii określonych gatunków. Z tamtego grona szczególnie ciepło wspominam jednak jeden tytuł: Contrę.

Contra to klasyczna strzelanka, w której biegniemy w prawo i strzelamy do wszystkiego co się rusza. Nawet w czasach premiery tytułu nie brzmiało to szczególnie odkrywczo, ale czy musiało? Czy nie wystarczyło, że mieliśmy okazję wcielić się w inspirowanego Rambo komandosa (a nawet trochę więcej niż „inspirowanego”) i własnoręcznie pokonać armię wrogich żołnierzy, bojowe maszyny i kosmitów żywcem wyjętych z kolejnych odsłon Obcego? Wystarczyło, tym bardziej że klimat wylewał się z każdego piksela wyświetlanego na starym kineskopie.

I nie tylko z piksela, bo muzyka w Contrze również była doskonała. Dynamiczne, heavy metalowe riffy świetnie komponowały się z szybką akcją na ekranie i zapadały w pamięć znacznie lepiej niż większość utworów, które można usłyszeć we współczesnych produkcjach.

Contra

I wiecie co? Już samo to by wystarczyło, żebym miał do Contry olbrzymi sentyment. Ale sam sentyment to za mało, żebym chciał do tej gry wracać. A wracam i to po 35 latach od jej premiery. Dlaczego? Dlatego, że nawet dziś niewiele jest tytułów, które byłyby tak dopracowane u samych podstaw.

Precyzyjne sterowanie, tryb kooperacyjny, oryginalny projekt poziomów, wymagający, ale sprawiedliwy poziom trudności – te rzeczy do dziś wypadają bez zarzutu, a Contra mogłaby robić za wzór dla niejednego współczesnego tytułu. I w pewnym sensie robi, bo na przestrzeni lat doczekała się licznych naśladowców. A jednak oryginał jest tylko jeden i do dziś jego miejsce w moim sercu (oraz na dysku PlayStation 5) jest niezagrożone.

Damian Jaroszewski

The Legend of Dragoon


Kiedy Arek postawił mnie przed zadaniem napisania o grze swojego dzieciństwa, to niemal złapałem się za głowę. Wyzwanie wydawało się niemożliwe do wykonania. Momentalnie na myśl przyszło mi przynajmniej kilka tytułów, o których mógłbym napisać, ale jednocześnie nie byłem w stanie wybrać tego jednego, który górowałby nad pozostałymi. No i co to oznacza „gra dzieciństwa”? Czy do tej kategorii łapią się produkcje, w której grałem w wieku nastoletnim? Bo jednak to z tego okresu dobrze wspominam najwięcej produkcji.

The Legend of Dragoon

Wiem, że może sam sobie to zadanie utrudniłem, ale ostatecznie dokonałem wyboru. Zastanawiałem się na Resident Evil, Silent Hill, Star Wars: Knights of the Old Republic, Football Manager (grałem jeszcze w Championship Manager), Pro Evolution Soccer, które pamiętam jeszcze pod nazwą International Superstar Soccer czy też Metal Gear Solid, bowiem było moją pierwszą grą na PlayStation. W każdej z tych produkcji spędziłem dużo czasu, chociaż w PES-ie i FM-ie zdecydowanie najwięcej. Wszystkie wspominam bardzo dobrze. Jednak na żadną z nich się nie zdecydowałem. Jest bowiem produkcja, którą zawsze wspominam ze szczególnym sentymentem. Podejrzewam, że nawet jej nie znacie.

The Legend of Dragoon

Ta gra to The Legend of the Dragoon, które wyszło w 1999 roku, czyli jak miałem 12 lat, chociaż podejrzewam, że mogłem w nią grać rok później. Myślę, że taki wiek jak najbardziej wpisuje się w definicję dzieciństwa. Czemu akurat ta gra? Powiem szczerze, że nie wiem. Została ona stworzona przez Japan Studio, a wydana przez SCE, czyli Sony Computer Entertainment. Zdaję sobie sprawę, że było pewnego rodzaju odpowiedzią, a może nawet zrzynką z Final Fantasy. Rzecz w tym, że to właśnie Legendę Smoka wspominam najlepiej.

The Legend of Dragoon

Niemal jak wczoraj pamiętam, że grę kończyłem w okolicach Świąt Bożego Narodzenia. W mojej pamięci tkwi wspomnienie, w którym siedzę w swoim pokoju przed niewielkim telewizorem z podłączonym PSX-em i pokonuję kolejnych przeciwników w tym turowym jRPG. Po chwili mama woła mnie na wigilijną kolację. Może właśnie to zadecydowało, że jest to moja gra dzieciństwa. Może fajna fabuła, a może system walki, który oprócz wybierania ataków wymuszał też naciskanie przycisków w odpowiednim momencie, aby tworzyć kombinacje ciosów. Nie wykluczam, że sama tematyka postaci zamieniających się w smoki mogą mieć tutaj znaczenie. Nie ma to znaczenia. Szkoda, że marka prawdopodobnie bezpowrotnie przepadła. Wiele dałbym za remake lub kontynuację.

Patryk Łobaza

Crash Bandicoot


Crash Bandicoot

W dzieciństwie grywałem w wiele gier. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że urodziłem się z padem w ręce. Moje pierwsze kroki stawiałem wraz z ogrywaniem kartridży na Pegasusa, jednak najbardziej w pamięć zapadła mi gra na PlayStation. 

Chodzi tu konkretnie o znaną serię gier platformowych Crash Bandicoot, w której tytułowym Crashem pokonujemy kolejne przeszkody i poziomy, by ostatecznie uratować świat. Pierwsza część oryginalnej trylogii wyszła jeszcze w 1996, czyli roku mojego urodzenia. Ja miałem przyjemność ogrywać ją kilka lat później i często do niej wracałem.

Crash Bandicoot

Fabuła rozgrywki jest raczej nieskomplikowana. Wcielamy się w tytułowego Crasha, który jest wynikiem eksperymentów doktora Neo Cortex. Naukowiec chce wykorzystać zmutowane zwierzęta do przejęcia władzy nad światem. Na szczęście naszemu zwariowanemu jamrajowi udaje się uciec z jego łapsk. Niestety, szalony naukowiec nadal więzi Tawnę, samicę, którą Crash musi uwolnić.

Sama rozgrywka nie jest zbyt długa, bo przejście pierwszej części zajmuje około 2-3 godziny. Tak samo sytuacja wygląda w przypadku reszty trylogii, czyli Crash Bandicoot 2: Cortex Strikes Back z 1997 roku i Crash Bandicoot 3: Warped z 1998 roku. Chociaż w czasach dziecięcych ich przejście zajmowało mi dziesiątki godzin. Rozgrywka, pomimo tego, że jest krótka, oferuje wiele różnych aktywności. Oprócz omijania kolejnych przeszkód i skakania przeciwnikom po głowach, na swojej drodze napotkamy kilku zróżnicowanych bossów i wyjątkowych poziomów, jak na przykład ten, który pokonujemy ujeżdżając dzika.

Crash Bandicoot

O mojej miłości do tej serii w dzieciństwie może świadczyć fakt, że jako 6-7 letnie dziecko postanowiłem napisać o tej grze książkę. Nie była to fabularna opowieść o bohaterach z gry lub chociaż umiejscowiona w jej świecie. Bardziej przypominała serię wpisów encyklopedycznych. Wpisywałem imię postaci, a pod spodem wszystkie informacje, jakie o niej posiadałem. Najobszerniejszym wpisem był oczywiście ten o samym Crashu, który zajmował aż dwie strony mojego małego notesu.

O tym, że Crash Bandicoot jest grą nie tylko mojego dzieciństwa świadczy fakt, że seria została w 2017 roku odtworzona na PlayStation 4. Niestety, odświeżona wersja nie wciągnęła mnie tak bardzo, jak oryginał dwadzieścia lat temu.

Anna Rymsza

Blockout


Blockout

Sporą część dzieciństwa tłukłam w Tetris na Pegasusie, ale to Blockout uważam za najważniejszą grę mojej młodości. To Tetris w 3D, w którym klocki spadają „na dno studni”. W końcu jakieś wyzwanie!

Dlaczego to Blockout wygrał? Powody były dwa. Po pierwsze, w Tetris przekręcałam licznik. Implementacja na Pegasusa miała 10 poziomów, potem wracała do pierwszego. Dodatkowy wymiar w Blockoucie przywracał uczucie, że mierzę się z wyzwaniem. Poza tym można wybrać rozmiar studni i poziom skomplikowania klocków. Po drugie – ważniejsze – w Blockout mogłam grać tylko w szkole, więc gloria hiscorów spływała na mnie nie tylko z samotnego monitora kineskopowego, ale i od innych ludzi.

Blockout to gra polskich twórców, wydana w 1989 roku, wydana na kilka platform przez California Dreams. Trafiłam na nią 8 lat po premierze, za co mogę podziękować nieśpiesznej modernizacji mojej podstawówki. Grałam na DOS-ie i był to mój pierwszy kontakt z komputerem osobistym z kolorowym monitorem… a także pakietem CorelDRAW 6, siecią komputerową i programowaniem z żółwiem. To były ciekawe czasy dla trzynastolatki!

Blockout

Cel gry jest właściwie identyczny, jak w Tetrisie, ale jest dodatkowy wymiar do zabawy. Klocki spadają w głąb tunelu, są trójwymiarowe, a znika nie pełna linia, ale pełny kwadrat. Zabudowanie kolejnych „pięterek” powoduje, że jest coraz mniej miejsca na manewrowanie kolejnymi klockami – tak samo, jak w Tetrisie. Jednak Blockout daje nie jedną, ale trzy osie obrotu klocków… jest więc 16 razy trudniej! Ponadto Blockout miał kilka zestawów klocków do wyboru, więc można było zaszaleć z poziomem wyzwania.

Blockout jeszcze przez wiele lat miał fanów w różnych częściach świata. 10-15 lat temu wciąż organizowane były turnieje, a w sieci nadal można znaleźć bazy wyników najlepszych graczy i się z nimi „zmierzyć”. Spróbuj! Na stronie blockout.de możesz pobrać wersję gry dla Windowsa. Polecam też fanowską kontynuację – Blockout II – wydaną na Windowsa i Linuxa. Znajdziesz ją na stronie blockout.net.

Lech Okoń

Scorched Earth


Za mojego dzieciństwa domowy komputer nie był jeszcze standardowym wyposażeniem każdego domu. Gdy więc kolega dostał sprowadzonego z Niemiec IBM-a, z szaleńczym 386 (16 MHz) i aż 2 MB pamięci RAM (już wtedy był to sprzęt trącający myszką), zaczęliśmy dumać, co można na tym włączyć. Scorched Earth okazał się największym hitem.

Mowa o DOS-owym protoplaście gry Worms, w którego graliśmy całymi dniami większą grupą znajomych. Tytuł to bez rozbudowanej grafiki, bez choćby kilkubitowej ścieżki dźwiękowej, ot proste figury geometryczne i mniej lub bardziej skrzecząca namiastka wybuchów pocisków, które wystrzeliwane są z naszych czołgów.

Bo to właśnie czołgi, a nie zabawne robaki są tutaj narzędziem zagłady. Twórca gry, Wedndell Hicken, w swojej turówce postawił mocno w grę wieloosobową. W końcu co może być przyjemniejsze od naparzania się w aż 10 osób? Scorched Earth był u nas popularny naprawdę długo — nawet gdy przy telewizorze stanęło PlayStation pierwszej generacji, na którym muskuły prężył kultowy Tekken 2, wciąż wracaliśmy do gry, która można powiedzieć, że grafiki nie miała. Miała natomiast tę miodność i interakcję z żywym człowiekiem, której teraz skutecznie doszukuję się w grach planszowych.

Marian Szutiak

Prince of Persia


Prince of Persia

Ponad 30 lat temu amerykańska firma Brøderbund Software wydała platformową grę komputerową Prince of Persia. Tytuł ten początkowo był dostępny w wersji na komputery Apple II, ale wkrótce został udostępniony również na takie platformy, takie jak Amiga, Commodore 64 czy, w końcu, PC. Sam swoją przygodę z tą grą zacząłem właśnie na pececie, gdy byłem uczniem szkoły podstawowej.

Historia przedstawiona w grze nie jest skomplikowana. Oto król Persji wyjeżdża na wojnę, a tymczasem władzę w państwie próbuje przejąć zły wezyr Jaffar. By mu się to udało, musi pojąć za żonę księżniczkę, która jednak jest zakochana w kimś innym. Wezyr każe porwać jej wybranka i umieścić w lochu, a samej księżniczce daje wybór: poślubi Wezyra w ciągu godziny lub umrze. Celem gry, w której kierujemy poczynaniami uwięzionego w lochu bohatera, jest dotarcie do księżniczki i jej uwolnienie. W zamian dostanie on jej rękę oraz tytuł księcia Persji.

Prince of Persia

Gra Prince of Persia to typowa platformówka 2D, których wiele było w tamtych czasach. Kierowany przez nas bohater musi przemierzyć lochy pełne pułapek oraz pojawiających się od czasu do czasu przeciwników. Przyszły książę nie jest na początku uzbrojony, ale dosyć szybko zdobywa miecz, który pozwoli mu pokonać wszystkich przeciwników. Trzeba jednak uważać, ponieważ jeden cios miecza w nieuzbrojonego bohatera kończy się jego śmiercią. Liczy się również czas – 1 godzina. Jeśli nie zdążymy, przegrywamy.

Prince of Persia

Pod względem grafiki czy dźwięku gra nie ma szans w starciu ze współczesnymi tytułami, jednak jej grywalność stoi na bardzo wysokim poziomie i potrafi wciągnąć. Zresztą przekonajcie się sami - gra jest cały czas łatwo dostępna. Zagracie w nią nawet w przeglądarce.

Michał Świech

Baldur's Gate II


Baldur's Gate 2

Byłem wyjątkowo nudnym dzieckiem. Wyszukiwałem w Internecie informacje o włoskich dywizjach pancernych podczas II wojny światowej i czytałem opisy bitwy pod Sadową między Austrią i Prusami. Do czternastego roku życia dosłownie nie słuchałem muzyki.

Ze zdrowymi na umyśle dziećmi łączyło mnie maniakalne czytanie Harry’ego Pottera. Grałem w niewiele gier, ale wyjątkowo ukochałem sobie wtedy te, gdzie był wielki fantastyczny świat. Baldur's Gate, Neverwinter Nights, Warcraft III. Wyjątkowo nie lubiłem za to Science Fiction ani nawet jakiejkolwiek tematyki kosmosu, dlatego nie podchodził mi wcale Starcraft, ani później nie byłem fanem serii Mass Effect. Gwiezdne Wojny wcale nie były wyjątkiem.

Tu nic się nie zmieniło.

Baldur's Gate 2

Ale to właśnie Baldur's Gate, a szczególnie Baldur's Gate II była, jest i będzie moją ulubioną grą.

Urzekła mnie wtedy bogata historia i olbrzymi świat. Każda najmniejsza ulica była miejscem, gdzie można było z kimś porozmawiać lub dostać nową misję. Świat był spójny, a każda decyzja w grze dużo znaczyła. Wielkie znaczenie miała (i ma!) bardzo aktywna i duża scena modderska. Czasami dalej można spotkać kogoś, kto pisze coś dla dwudziestoletniej gry. Polski dubbing stoi na najwyższym poziomie. Fraza zanim wyruszysz w drogę, musisz zebrać drużynę, którą wypowiada Piotr Fronczewski stała się nieśmiertelna.

To się nie zmieniło. Te wszystkie cechy dalej urzekają, a jakbym chciał poznać historię ze wszystkich modów, to musiałbym się sklonować. A i tak zagrałem w Baldura z 10 razy. Mogę z dumą powiedzieć, że testowałem naprawdę masę modyfikacji.

Baldur's Gate 2

Niestety, o ile tła jakoś dają radę, tak postacie czy przerywniki filmowe po upływie lat wyglądają tragicznie. Można powiedzieć to o dużej części szaty graficznej. Zawsze jednak na to przymykam oko. Wracam do gry coraz rzadziej, ale zdarza się. Moim małym życiowym sukcesem jest to, ze nawet całkiem niedawno zainteresowałem tytułem dwie koleżanki, które same są młodsze niż BG 2. Oczywiście zagrały w wersję klasyczną, niedawny remake gry to jakieś nieporozumienie.

Też chciałbym przejść go znowu po raz pierwszy.


Jak widać, ile osób, tyle wspomnień i gier, które zapadły nam w pamięć. A w co Wy grywaliście w dzieciństwie? Koniecznie podzielcie się swoimi wspomnieniami w komentarzach!

Zobacz: Ktoś jeszcze zabiera aparat na urlop?
Zobacz: Wcisnęli mi macOS. Jaki ten system jest głupi!
Zobacz: PlayStation 5. Przestańcie jarać się, że PC za 15k może więcej

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: własne, mat. promocyjne, Mehaniq / Shutterstock.com

Źródło tekstu: własne