W sklepach zabrakło zestawów startowych Heyah
Sukces przerósł twórców. W bezabonamentowym systemie telefonii Heyah brakuje nowych kart startowych. Niektórzy zaczęli nimi wręcz spekulować.
Sukces przerósł twórców. W bezabonamentowym systemie telefonii Heyah brakuje
nowych kart startowych. Niektórzy zaczęli nimi wręcz spekulować.
W większości kiosków w Poznaniu pakietów startowych, tzw. starterów Heyah,
które pozwalają aktywować wprowadzoną niedawno usługę nie ma w ciągłej
sprzedaży od kilku tygodni. Sprzedawcy twierdzą, że tylko czasem trafia im
się kilka kart, które rozchodzą się w mgnieniu oka. Dystrybutorzy tłumaczą
zaś, że brak pakietów wynika ze skąpej liczby kart, którą przekazuje im
producent.
- Otrzymujemy tylko 10 proc. kart, które zamawiamy - mówi Maciej Topolski,
rzecznik prasowy Grupy Kolporter. - Brakuje ich w całym kraju, a gdy się
tylko pojawią znikają w mgnieniu oka, bo oferta Heyah jest bardzo
korzystna - dodaje. Inni dystrybutorzy mają podobne doświadczenia.
Prefiksy za szybko się skończyły
- To uboczny skutek dużego zainteresowania marką Heyah. Przewidywaliśmy, że
prefiks 888 i przypisane do niego numery wyczerpią się do końca roku. Stało
się tak jednak już po dwóch miesiącach. Za kilka dni wprowadzimy więc nowy
numer początkowy, o który musieliśmy się w międzyczasie postarać w URTiP i
sytuacja powinna się polepszyć - wyjaśnia Agata Borowska, rzecznik Heyah.
Według różnych szacunków rozeszło się już od pół miliona do blisko miliona
kart z charakterystyczną czerwoną łapą.
Pakiety startowe można kupić w niektórych komisach sprzedających telefony.
Kosztują jednak więcej: 35 zł zamiast 20 zł. - ceny którą producent podaje
na opakowaniu. - Nie musimy sprzedawać starterów za 20 zł. Inni każą sobie
płacić nawet 40 zł - zachęca sprzedawca w jednym z poznańskich komisów. Skąd
ich właściciele biorą karty? - To nasza tajemnica - zastrzega sprzedawca.
- Mieliśmy już sygnały o takim zjawisku, nie akceptujemy go, ale nie możemy
mu zaradzić. Pakiety startowe sprzedajemy 12 ogólnopolskim dystrybutorom,
którzy zajmują się później ich rozprowadzaniem Sprzedają je po 20 zł.
Później ten kto staje się ich właścicielem robi z nimi co chce - przyznaje
Borowska.
Podaż kontrolowana?
Niektórzy dystrybutorzy sugerują jednak anonimowo, że Heyah celowo limituje
ilość kart, gdyż zbyt dużo ludzi rezygnuje z usług Ery, siostrzanej marki
należącej, podobnie jak Heyah, do Polskiej Telefonii Cyfrowej. - To zupełna
nieprawda - dementuje Borowska. - Jesteśmy oddzielną marką i byłoby
szaleństwem gdybyśmy ograniczali swój rozwój. Zresztą Heyah nie można
uruchomić w telefonach z zabezpieczeniami typu sim-lock wszystkich sieci -
tłumaczy. Zapowiada też, że w najbliższym czasie, po uruchomieniu nowego
prefiksu podaż powinna wreszcie zaspokoić popyt, choć nie podaje konkretnego
terminu. Tym którzy, nie chcą płacić za karty drożej w komisach, doradza zaś
zakup poprzez internetową stronę www.heyah.pl. Maksymalny czas oczekiwania
na kartę trwa jednak 21 dni. Trzeba też za przesyłkę zapłacić poczcie.
Więcej czytaj w Gazecie Wyborczej