Gigantyczne skupisko plam słonecznych daje nadzieje na grudniowy pokaz, ale i budzi obawy

Słyszeliście o Zdarzeniu Carringtona z 1859 roku? Plamy słoneczne teraz są niemal tak wielkie, jak wtedy. Przynajmniej wedle przypuszczeń.

Paweł Maretycz (Maniiiek)
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na X
Gigantyczne skupisko plam słonecznych daje nadzieje na grudniowy pokaz, ale i budzi obawy

Zdarzenie Carringtona z 1859 roku to była najpotężniejsza burze geomagnetyczna, jakiej ludzkość była świadoma. Wywołało ono masowe awarie sieci telegraficznej na całym świecie, a także sprawiło, że na skutek indukcji elektrycznej telegrafy zaczęły działać bez zasilania. Dodatkowo zorze polarne były widoczne na całym świecie. Czy właśnie to nas teraz czeka? No cóż, szanse na to są... minimalne.

Dalsza część tekstu pod wideo

Mimo to gigantyczne obszary plam słonecznych AR 4294-96 dają nadzieję na dość potężne rozbłyski słoneczne i koronalne wyrzuty masy. Jeśli te uderzą w magnetosferę Ziemi, to w najgorszym wypadku może to znacznie zakłócić pracę wielu satelitów i systemów z nimi powiązanych, jak na przykład GPS, czy StarLink. Niektóre satelity mogą także znacznie szybciej spaść na ziemię z powodu wzrostu oporu na ich orbitach. 

Zaburzona może być także łączność radiowa, a słabiej zabezpieczone sieci energetyczne mogą ulec awarii. Na bezpośrednie zniszczenie elektroniki i powrót ludzkości do etapu wczesnego średniowiecza nie ma co liczyć. Chowanie się w schronach również jest tragicznym pomysłem, ponieważ przegapimy wtedy zorze polarne. I tu przechodzimy do tych najbardziej optymistycznych scenariuszy: satelity nie ucierpią, sieć energetyczna nie będzie uszkodzona, a w nocy na niebie zobaczymy piękne zorze polarne. Tu jednak niestety jest konieczny jeszcze jeden warunek: musi nie być chmur. 

Kiedy i czy w ogóle do tego dojdzie? Nie wiadomo. Plamy słoneczne mogą, ale nie muszą wywoływać tych zjawisk. Wszystko też może więc rozejść się po kościach.