Kosztuje 3 razy mniej niż Dyson, jest lepsza. Test MOVA Master 10
Opowiem Wam bajkę... O księżniczce z włosami puszącymi się, niesfornymi i niepodatnymi na zabiegi. Znalazła swojego księcia z bajki. A właściwie suszarkę z bajki. Opowiem Wam historię o miłości do małego sprzętu AGD. Bo tak (może się to wydawać dziwne), można pałać miłością do suszarki do włosów.
Podstawą pielęgnacji włosów jest dobra suszarka, która wysuszy włosy szybko i bez puszenia ich. Na rynku dostępnych jest wiele takich sprzętów, a ich ceny mieszczą się w granicach 200-2000 złotych. Gdy myślę o górnej granicy tej kwoty, do głowy przychodzi mi Dyson Airwrap. Bądźmy jednak szczerzy, kto chce wydać na suszarkę do włosów tak dużą kwotę? Te tańsze opcje proponują nam jedynie podstawową wersję suszarki, bez żadnych dodatkowych akcesoriów. A my przecież chcemy jednego dnia mieć piękne loki a drugiego wygładzoną taflę. I wszystko za pomocą jednego urządzenia.
I tutaj pojawia się on, na białym koniu. Mova Master 10. Moja nowa miłość... I mój mąż o tym wie.
Zacznijmy od tego, jak wygląda ta suszarka. Przychodzi w kartonie, a wewnątrz kartonu mieści się piękne etui obleczone materiałem skóropodobnym, w którym każda z głowic i elementów ma swoje unikalne miejsce. Elementy te ułożone są w dwóch piętrach, ale z łatwością można usunąć wytłoczki i trzymać wszystko luzem, jeśli tak Wam wygodniej. A sama suszarka? Sprawia wrażenie naprawdę dobrze wykonanej. Jest zaskakująco mała i niesamowicie lekka, nie znajdziemy tutaj dużej części z silnikiem. Kabel jest wystarczająco długi, ale jednocześnie nie plącze się bez sensu pod nogami.
Suszenie włosów z Mova Master 10 jest tym łatwiejsze, że producent w cenie zapewnia nam asystenta. W suszarce jest zamknięty mały człowieczek, który mówi nam co i jak. A tak na poważnie... Urządzenie wykorzystuje inteligentnego asystenta. Według twórców sprzęt wie, kiedy nie jest używany. Po odłożeniu na płaską powierzchnię powinien automatycznie wstrzymać grzanie. Próbowałam przetestować tę opcję, ale niestety w mojej wersji urządzenia to nie działa. Powietrze wydmuchiwane przez suszarkę jest tak samo gorące, jak podczas trzymania go w ręce. Suszarka wie również doskonale, która nasadka jest w użyciu i jaką moc suszenia i nawiewu najlepiej w danej chwili wykorzystać. Jeśli chcemy zmienić te ustawienia, to mamy do wyboru 3 opcje temperatury oraz 3 opcje siły nawiewu. Oprócz tego dostępny jest zimny nawiew, który jest zimny w praktyce, a nie tylko w teorii. A to bardzo ważne przy zwieńczeniu stylizacji.
Multum końcówek do wykorzystania
Wspominałam już o końcówkach, jakie mamy do dyspozycji. Jest ich aż 7, więc możemy w domu pobawić się w mały salon fryzjerski.
Każdą z końcówek suszarka rozpoznaje automatycznie i do każdej z nich dostosowuje odpowiednią temperaturę. Jeśli jednak masz własne preferencje, suszarka zapamięta je do następnego suszenia. Jednocześnie stosowanie wysokiej temperatury jest w tym przypadku bardzo bezpieczne, bo suszarka sprawdza ją do 1000 razy na minutę. Nie zapomnijcie jednak o stosowaniu termoochrony na włosy. Każda włosomaniaczka Wam o tym powie.
Pierwsza nasadka, którą zaczynam suszenie, to zwykła, okrągła głowica. Ma za zadanie po prostu wysuszyć włosy. Moje pióra wysuszyłam w 4 minuty, ze stoperem w ręku. Dla kobiet zmagających się z przetłuszczaniem włosów i koniecznością częstego ich mycia to niesamowicie ważne, żeby ten czas skrócić do minimum. I to urządzenie spełnia to zadanie.
Następna głowica to element prostujący i wygładzający. Jest dla mnie niezwykle ważna przy mojej tendencji do puszenia się włosów. Jest to płaska końcówka, z trzema wylotami powietrza. Włosy są wręcz przeciągane w dół z pomocą pędu powietrza. I powiem Wam, że efekt jest niesamowity. Niewiele różni się od efektu, jaki osiągam za pomocą prostownicy.
Same końcówki włosów można wygładzić za pomocą wąskiej nasadki, każdy ją zna. Najczęściej wykorzystuje się tego rodzaju elementy do wygładzania z okrągłą szczotką. Taką metodę najczęściej wykorzystują salony fryzjerskie.
Gdy chcę unieść włosy u nasady, sięgam po okrągłą końcówkę. Jej włosie jest wystarczająco twarde, żeby wejść pomiędzy moje dość gęste włosy.
Dyfuzor to jedyny element, co do którego mam zastrzeżenia. Jest niestety mały. I to jego jedyny minus. Osoby o długich włosach mogą mieć problem, aby umieścić w nim kilka pasm włosów.
Jak już mówiłam, dzięki wszystkim elementom suszarki możemy pobawić się w salon fryzjerski. I kolejna końcówka, nie dość, że suszy i rozczesuje włosy, to jeszcze je pielęgnuje. Ma trzy poduszeczki, na które zakraplamy swój ulubiony olejek do włosów i pod wpływem ciepła produkt ten wnika w głąb włosa.
Na koniec cream de la cream. Prawdziwy Master wśród masterów. Dwie końcówki tworzące loki. Jedna skręcająca włos w prawo, druga w lewo. Po przyłożeniu prostego pasma włosów automatycznie nakręca się na końcówkę lokującą. Fale powstające w ten sposób są gładkie i sprężyste. Na koniec lekka warstwa lakieru do włosów i jesteśmy gotowe na wieczorne wyjście.
Mova Master 10 wyróżnia się nowoczesnym designem. A ten nowoczesny design uzupełniony jest o element, który widzę pierwszy raz, w tego typu urządzeniach. Suszarka łamie się na pół po przesunięciu jednego przycisku na obudowie. Pozwala to na lepsze wykorzystanie dostępnych głowic. Przełączasz się z trybu suszenia na tryb stylizacji.
Podsumowanie
Mova Master 10 to rewelacyjna suszarka. Jest dobrze wykonania, świetnie się prezentuje, a do tego kosztuje w promocji nawet 699 zł, czyli niemal 3 razy mniej od konkurencyjnego Dysona, oferując to samo, a może nawet i więcej. Ma mnóstwo końcówek, które robią to, co obiecują. Suszenie i układanie za jej pomocą włosów jest czystą przyjemnością, a efekty więcej niż zadowalające. Jeśli marzył Wam się Dyson, to już możecie o nim zapomnieć. Jest coś równie dobrego, a może nawet lepszego, za ułamek ceny AirWrapa.
I jak? Podoba się Wam moja bajka? Bo mi bardzo.