Google Pixel 10 Pro XL zastąpił mi iPhone'a. I nie ma powrotu (opinia)
Jeśli nie iPhone, to co? Nawet wielcy miłośnicy iPhone'ów mają kryzysy, jedyni pytają nas o Samsungi, inni o Vivo, tymczasem to Pixele są tym właściwym kierunkiem. Jakość Apple, nieskalany badziewiem Android i elegancki minimalizm zamiast tandety - taki właśnie jest Google Pixel 10 Pro XL.
Do jabłek łatwo się przyzwyczaić, ale są też inne owoce
Przyznaję się, miałem moment, gdy telefonem pierwszego wyboru był u mnie iPhone. Głównie z racji jakości wideo, funkcji AirDrop (teraz mają ją też Pixele) i doskonałej współpracy z komputerami Mac. Jeszcze jesienią 2024 roku używałem na zmianę iPhone'a 16 Pro do filmów i Google Pixel 9 Pro do zdjęć. Już wtedy Pixel wyraźnie górował nad iPhone'em fotograficznie, ale dystans w wideo był zauważalny.
Mniejsze formy flagowych smartfonów to też pewne problemy, o których nikt za bardzo nie mówi. iPhone 16 Pro niespodziewanie zaczął się wieszać podczas nagrywania filmów. Przegrzewał się, ekran gasł i do końca nie było wiadomo, czy nagrywana sekwencja jest w pamięci telefonu, czy nie.
Pliki wideo niestety potrafiły znikać, a ja ratowałem się przy nagrywaniu w domu... lodówką, w której chłodziłem telefon. Na tym tle mała wersja Pixela w wariancie Pro z kolei nie wyrabiała u mnie czasem podczas grania w gry. Zarzut to mniejszy, ale delikatny brak mocy i problemy z temperaturami przy małej obudowie dawały się we znaki.
Najbardziej zawiódł mnie jednak ekosystem
Gwoździem do jabłkowej trumny były u mnie problemy z komputerami Mac, do których zupełnie straciłem zaufanie, gdy okazało się, że nagminnie gubią pliki. Przegrzewający się iPhone podczas nagrywania wideo, a więc czynności, która go jakoś uzasadniała do tej pory i do tego walące się jak domek z kart argumenty dotyczące ekosystemu wymusiły przeprowadzkę. Wyprzedałem sprzęt Apple'a i wróciłem z całą pracą na PC oraz Androida. I mówię tutaj nawet o rezygnacji z Apple TV i elementów Smart Home opartych na HomeKit. Słowem, czystka — ostał się tylko MacBook Air do czasu znalezienia windowsowego następcy.
Przez chwilę z telefonicznej opresji wybawił mnie Honor Magic7 Pro. To telefon z doskonałą wydajnością (jednak już duży gabarytowo) oraz z wyśmienitym czasem pracy, ale też trochę ze "zbyt azjatyckim" przetwarzaniem zdjęć i nie do końca przekonującą jakością wideo. No i niestety - z wypukłym ekranem.
Pomimo stosowania etui i folii ochronnej (trudno o coś innego na gięte ekrany), to właśnie Honor Magic7 Pro jest tym pierwszym telefonem w moim życiu i przeszło 18-letniej pracy w Telepolis, w którym stłukłem ekran. Chwilę po tym fakcie pojawił się jednak on — Google Pixel 10 Pro XL.
Nie czekałem na nowego iPhone'a. Ale już na nowe Pixele z wypiekami na twarzy
Nauczony tym, że małe może i jest piękne, ale potrafi się u mnie przegrzewać, moje oczy zwróciły się tym razem w stronę większego Google Pixel 10 Pro XL. Miałem przy tym sprecyzowane wymagania i pewne wątpliwości do rozwiania.
Po pierwsze, procesor - Google Tensor G5 (3 nm) - chociaż wydajniejszy o ponad 30% jednordzeniowo i nawet o 50% przy pracy wielordzeniowej od Tensora G4, to jednak też nawet dwukrotnie wolniejszy od Snapdragona 8 Elite. Patrząc na suche benchmarki, dojść można do wniosku, że na tle wspomnianego Snapdragona czy Dimensity 9400 zastosowany procesor to co najwyżej średnia półka. Sęk w tym, że zupełnie inaczej pokazuje praktyka.
Chip wyprodukował tym razem już nie Samsung, lecz tajwański TSMC i jak to już bywało przy takim kierunku zmian, efektem jest o wiele wyższa kultura pracy. Telefon ostygł, czas pracy się w moim użytkowaniu wydłużył się, a do wolniej ładujących się małych telefonów nawet nie było porównania. 25 W mocy nowy telefon potrafi przyjąć bezprzewodowo, podczas gdy Pixel 9 Pro łapał 27 po dopiero kabelku. Z kolei 45 W przewodowego ładowania (Power Delivery) nie jest może branżowym rekordem, ale 35% naładowania w 15 minut, 60% w pół godziny i około 80 minut od zera do pełna to wartości, z którymi mogę już żyć w pełni komfortowo.
Gdy zaś w okolicy ładowania jesteśmy, nie można zapomnieć obsłudze ładownia bezprzewodowego Qi2, z pierścieniem magnetycznym wypisz wymaluj jak w Apple'owskim MagSafe. Telefon możemy ładować bezprzewodowo z mocą aż 25 W, co jednak chyba jeszcze lepsze, jest tym sposobem kompatybilny z ogromem akcesoriów MagSafe pod iPhone'y. Mogę go wyjątkowo wygodnie zamontować na statywie czy w innych uchwytach, bez konieczności kupowania dodatkowych etui czy naklejek magnetycznych, jak miało to miejsce do tej pory.
Apple w końcu się ugiął z selfies, ale i tak wolę Pixela
Chyba najbardziej kłopotliwym aparatem w iPhone'ach był ten przedni do selfies. Jeszcze do iPhone'ów 16 włącznie obiektyw był stanowczo zbyt wąski, a proces przetwarzania sygnału potrafił nie tyle upiększać, co wręcz pogarszać wygląd fotografowanej osoby. I tutaj absolutnie nie chodzi mi o jakieś dodatkowe filtry wygładzające twarz i usuwające niedoskonałości. iPhone zwyczajnie nigdy nie był specjalnie łaskawy.
Po lewej zdjęcie z Pixela 10 Pro XL, po prawej możliwości aparatu do selfies iPhone'ów 17 (cała seria ma ten sam moduł)
Teraz, wraz z nowym, kwadratowym sensorem w 17-stkach szerokości kadru już nie brakuje, ale przejścia tonalne nadal idą w pomarańcze, a brakujące detale iPhone wzmacnia sobie przeostrzeniami. Pixel ma jednak "trochę" więcej detali dzięki sensorowi 42 Mpix (vs. 18 Mpix u Apple, efektywnie 12 Mpix), a zdjęcia z niego są bardziej naturalne i przyjemniejsze dla oka. Choć jak wspomniałem, Apple istotnie poprawił sytuację w 17-stkach.
Zakres zoomu w Google Pixel 10 Pro XL:
Inne próbki zdjęć z Google Pixel 10 Pro XL (nieedytowane):
Wraz z 10. generacją poprawiła się też jakość filmów i stabilizacji w Pixelach. Chociaż nadal pod tym względem króluje iPhone, różnice są już na tyle kosmetyczne, że można je sobie odpuścić. Nie warto dopłacać, już w standardzie, bez zakupu dodatkowych przestrzeń twórcza Pixela jest znacznie szersza, a nasze filmy mogą być bezpłatnie ulepszane przez AI w chmurze. Google Pixel 10 Pro XL służy mi zarówno do nagrywania relacji z wydarzeń, jak i często pomaga podczas sesji produktowych do recenzji sprzętu, to z nim łączę też wszystkie testowane urządzenia i na nim sprawdzam jakość dźwięku.
O tej ostatniej warto tutaj przy tym przypomnieć. iPhone'y kompletnie nie nadają się dla osób, którym słoń nie nadepnął na ucho. Te telefony nie obsługują dźwięku wysokiej rozdzielczości i ich możliwości audio kończą się na AAC 256 kbps. Podłączając nawet niedrogie słuchawki do iPhone'a niestety jesteśmy tym sposobem na straconej pozycji, nie wspominając nawet o sprzęcie bardziej audiofilskim.
Pixele pełne są innowacji
Jeśli jesteś miłośnikiem nowych technologii i chcesz mieć wszystkie nowości jako pierwszy, Google Pixel 10 Pro XL to doskonały pomysł. To właśnie Pixele jako pierwsze skorzystają w Europie z łączności satelitarnej. To Pixele po raz pierwszy dogadają się z AirDropem Apple'a, a od dłuższego czasu wyświetlają reakcje z iMessage. Wraz z Pixelami dostajecie też roczną licencję na Gemini 3 Pro i 2 TB chmury Google'a, dzięki czemu śledzicie rozwój generatywnej sztucznej inteligencji nie tylko w newsach i darmowych apkach, tylko na bogato (normalna cena to 97,99 zł miesięcznie!).
I co bardzo istotne, nowości od Google'a nie są nam pakowane na siłę, z milionem aplikacji firm trzecich z niepokojącymi listami zgód i transferem danych do Chin z przystankiem w Moskwie i Dubaju. Czyściutki Android z nakładką Google'a to najbezpieczniejsza platforma w świecie Androida, a zdaniem niektórych programistów bezpieczniejsza też od iOS. Nie musisz się też martwić o aktualizacje — dostaniesz aż 7 kolejnych wersji Androida.
Od wakacyjnej premiery Pixeli 10 minęło już trochę czasu, a ich ceny stały się konkurencyjne jak nigdy wcześniej (np. 1 TB pamięci w cenie podstawowego iPhone'a). Na rynek trafiają kolejne interesujące telefony Vivo czy OnePlusa, ale jak rzadko czuję się syty i na swój sposób spełniony. Zamiast gonitwy za nowościami, w kieszeni noszę pewność, że telefon mnie nie zawiedzie, gdy będzie miał jakieś ważne zadanie. No i nie powiem, fakt, że w Polsce wciąż tak mało osób korzysta z Pixeli daje mi trochę przewagę — szansę stworzenia unikalnego zdjęcia czy skorzystania z innowacyjnej funkcji, którą reszta dostanie dopiero za jakiś czas. Polecanie Pixeli na każdym kroku grozi zmniejszeniem tej elitarności, ale niech stracę.