Engwe Engine Pro 2.0 - fatbike w czystej postaci (test)

Engwe Engine Pro 2.0 to składany, elektryczny rower typu fatbike, który śmiało nazwać można wzorcowym dla konstrukcji tego rodzaju. Gdy oglądałem je na ścieżkach kręciłem nosem, wystarczyła jednak chwila, by zakochać się w fatbike'ach bez pamięci.

Lech Okoń (LuiN)
1
Udostępnij na fb
Udostępnij na X
Telepolis.pl
Engwe Engine Pro 2.0 - fatbike w czystej postaci (test)

Engwe to jedne z najlepiej wyposażonych rowerów elektrycznych

Po ogromnie pozytywnym zaskoczeniu, jakim był dla mnie Engwe N1 PRO, karbonowa rakieta uzbrojona nawet w łączność 4G i GPS, długo nie trzeba było przekonywać mnie do kolejnego testu. Łapiąc ostatnie chwile jesiennego słońca, zabrałem się do składania sprzętu i jeżdżenia.

Dalsza część tekstu pod wideo
Engwe Engine Pro 2.0 - fatbike w czystej postaci (test)
Engwe N1 Pro po lewej i fatbike Engine Pro 2.0 po prawej - to zupełnie inne kategorie rowerów elektrycznych

Tutaj już na start warto uprzedzić, że pudło z rowerem waży niebotyczne 39,8 kg i części osób może przydać się pomocna dłoń. Mnie udało się złożyć potwora samodzielnie... bez większych kontuzji ;-).

Warto przy tym posiłkować się szczegółowym filmem z montażu roweru, przygotować sobie dużo miejsca i pompkę. Jedynie tej ostatniej i ewentualnie cieniutkiego klucza imbusowego do regulacji hamulców zabrakło w bogatym zestawie sprzedażowym.

Engwe Engine Pro 2.0 - fatbike w czystej postaci (test)
Skręcenie roweru elektrycznego to proces nieco bardziej złożony niż przy klasycznych rowerach, ale bez obaw, nie trzeba specjalisty

Nowy model wyposażono w silnik o szczytowej mocy 1200 W (nominalnie 750 W), akumulator litowo-jonowy o pojemności 16 Ah (768 Wh), czujnik nacisku (torque sensor) zamiast kadencyjnego, a także pełną amortyzację i hydrauliczne hamulce tarczowe. Producent deklaruje, że rower ma sprawdzać się zarówno na miejskich ulicach, jak i na trudniejszym terenie, a w tym ostatnim pomóc ma moment obrotowy aż 75 Nm.

Engwe Engine Pro 2.0 - fatbike w czystej postaci (test)
Niech nie zmylą nikogo masywne koła, to istna rakieta

Koniec blokowania amortyzatora, po prostu płyń

Masa netto roweru wynosząca 31,6 kg nieco przerażała mnie na początku. To już będzie wysiłek, by spionować sprzęt w windzie, a gdyby to się nie udało, wspinaczka na 4. piętro zdecydowanie zniechęci do częstego ruszania w trasę. No i tutaj pierwsza, kolosalna zaleta - rower wjeżdża w małą, PRL-owską windę, potem odpinam blokadę ramy, skręcam sobie lewo i oto jest.

Engwe Engine Pro 2.0 - fatbike w czystej postaci (test)
Zmieści się bez wysiłku nawet w małej windzie, a w mieszkaniu niema zwinie się w kłębek

Bez pionowania i jakiegokolwiek wysiłku, Engwe Engine Pro 2.0 ułożony w literę "L", bez trudu mieści się w windzie. Z kolei w pełni złożony rower ustawiony na małej stopce nie zagraci też całego mieszkania - nie musisz ryzykować trzymania go w piwnicy czy zimnym garażu poza sezonem. Inna sprawa, że komplet błotników, szerokie, 10 cm koła i ich głębokie bieżniki z powodzeniem nadają się też do jazdy zimą. Nie bez powodu dostawcy Glovo czy Ubera często jeżdżą na fatbike'ach.

Engwe Engine Pro 2.0 - fatbike w czystej postaci (test)
Nie tylko na asfalt, błoto czy śnieg też nie są mu groźne

Druga cecha konstrukcji Engwe, która absolutnie mnie kupiła to niezwykła wygoda przemierzania nierówności terenu. Składa się na nią, oprócz specyfiki samych kół, szalenie wygodne, szerokie siodło i podwójny system amortyzatorów.

Chociaż spotkałem się z głosami, że jego charakterystyka jest dla niektórych zbyt miękka i odbijająca, w moim użytkowaniu to była czysta rozkosz po przejściu ze sztywnego widelca w N1 Pro. Ogromna moc silnika sprawia też, że można pokusić się o pozostawienie odblokowanego przedniego amortyzatora przy jeździe po równym terenie. Co tam straty energetyczne, skoro niespodziewanie rower zmienia się niemal w fotel bujany, a każde miejsce, które wymagało uwagi oraz większej energii przy braku amortyzacji i wspomagania tutaj niemal nie istnieje.

Odnotowania wymaga też system hamulców hydraulicznych i bardzo krótka droga hamowania - no a do tak dużej mocy i słusznej masy nie było tutaj miejsca na jakieś półśrodki - producent podszedł do tematu z należytą starannością.

Nieco cięższy start niż w zwykłym rowerze, ale po sekundach potężny zastrzyk mocy i czysty miód

Nowy czujnik nacisku uruchamiający wspomaganie działa bardzo sprawnie, wymaga jednak przyzwyczajenia, jeśli korzystamy z wysokich biegów. Pomimo słusznej masy i masywnych kół Engwe Engine Pro 2.0 potrafi być nieco narowisty. Rower niemal natychmiast reaguje na nacisk na pedały co przekłada się na naturalne i płynne wrażenia z jazdy przy różnym tempie pedałowania. Może jednak też zaskoczyć na początku, bo po kilku sekundach rozpędzania kolosa mamy charakterystyczne szarpnięcie mocy. Nie ma tutaj nic niepokojącego, natomiast z pozoru ociężała maszyna zmienia się nie do poznania. Błyskawiczne przyspieszenie i zdawać by się mogło wręcz ignorowanie praw fizyki na wzniesieniach przynoszą ogromną frajdę, nawet z aktywnym limitem prędkości dla dróg publicznych.

Engwe Engine Pro 2.0 - fatbike w czystej postaci (test)
Nie jest to najbardziej narowisty elektryk, z jakim miałem do czynienia, ale duża czułość może wymagać pewnego przyzwyczajenia.

Blokadę prędkości roweru można łatwo ściągnąć, korzystając z sekwencji przycisków i wybierając odpowiedni tryb. Nie trzeba tym samym podłączać sprzętu do telefonu czy komputera, by w lesie czy na polnych pagórkach w pełni się wyszaleć.

W trybie hybrydowym, gdzie akceleracja uzależniona jest od prędkości pedałowania i wybranej mocy wspomagania, Engwe Engine Pro 2.0 bez trudu rozpędzał się u mnie do około 45 km/h. Dobrze, że mamy tutaj 8-biegowy Shimano Altus, bo łatwo można dopasować sobie obciążenie kolan, ale też nie będę ukrywał, to był koniec sezonu i praktycznie cały czas mogłem sobie pozwolić na najcięższą przerzutkę.

Nawet bowiem przy jeździe pod stromą górkę rower bez trudu osiągał 25 km/h bez uronienia choćby kropli potu - to wspomaganie jest obłędne. Dla tradycjonalistów zaś, 5-stopniowa regulacja może przynieść pożądany wysiłek. Sam po kontuzji kolana nie forsowałem się na podjazdach, skoro nie musiałem.

Engwe Engine Pro 2.0 - fatbike w czystej postaci (test)
Niespodziewanie z karbonową rakietą zaczął wygrywać u mnie fatbike

Idąc natomiast w drugą stronę można też zupełnie ograniczyć pedałowanie i korzystać z manetki niczym w hulajnodze elektrycznej, ale to dla mnie już trochę świętokradztwo i nie korzystałem z tego trybu praktycznie w ogóle (wyłączyłem go ostatecznie w ukrytym menu).

Zasięg jest dla mnie więcej niż OK

Dla lekkiego pasażera i 1. biegu wspomagania na jednym akumulatorze można przejechać po płaskim nawet 110 km - deklaruje producent. Tego choćbym chciał przy 90+ kg nie jestem w stanie odtworzyć. I tak wątpię jednak, by ktoś chciał aż tak bardzo dusić potencjał tego rumaka. Operowanie na PAS 3-5 i bardziej zaawansowany teren to 45-60 km zasięgu, z kolei leniwi, jeżdżąc na samej tylko manetce, liczyć mogą na od 30 do nawet blisko 50 km zasięgu.

Engwe Engine Pro 2.0 - fatbike w czystej postaci (test)
Na dużym ekranie możemy stale obserwować najważniejsze informacje

I są to dla mnie parametry w pełni akceptowalne, rzadko mam czas na trasy dłuższe niż 30 km, a jeżdżąc hybrydowo, z dodatkowym dociążeniem bagażnika i plecakiem, na takich trasach nie jestem w stanie zajechać wspomagania w Engwe Engine Pro 2.0. Nie zauważyłem też jakiegoś poważnego duszenia się sprzętu przy pojemności akumulatora mniejszej niż 50%. Tradycyjnie jednak najlepsze parametry jazdy osiągamy, gdy rower czeka na nas w pełni naładowany.

Engwe Engine Pro 2.0 - fatbike w czystej postaci (test)
Akumulatory ukryte są w solidnej ramie, a dostęp do nich chroniony jest dodatkowo zamkiem (stacyjkę znajdziemy pod ramą).

Proces ładowania realizowany jest ze standardowym tempem dla tego typu konstrukcji i zastosowanej pojemności (16 Ah / 768 Wh). To około 5,5 godziny, bez niepokojącego przegrzewania się czy jakichś pisków z zasilacza. Akumulator można też bez problemu wyciągnąć z ramy urządzenia i naładować go w domu. W razie jakby ktoś był zainteresowany większym zasięgiem czy też chciał wykorzystywać rower do pracy w trybie ciągłym, opcjonalny dodatkowy akumulator to wydatek 1529 zł.

Pełny osprzęt i czytelny wyświetlacz

Chociaż chwaliłem już ekran w Engwe N1 PRO, okazuje się, że była wciąż przestrzeń na dalsze ulepszenia. Ten w Engwe Engine Pro 2.0 jest jeszcze jaśniejszy i bardziej czytelny. Pozazdrościć może mu czytelności w ostrym słońcu niejeden smartfon. Co warto przy tym podkreślić, rower jest w pełni samodzielny - nie potrzebuje do swojej pracy czy zmiany ustawień podłączonego telefonu. Ma to jednak też swoją ciemną stronę mocy w postaci konieczności stałej obecności kluczyka w stacyjce pod ramą.

Godne odnotowania i pochwały są też akcesoria. Mam tutaj zarówno przednie, jak i tyle, mocne oświetlenie, jest dzwonek i są mocarne, metalowe błotniki. Dużym atutem był dla mnie bagażnik. Nie jest on przystosowany do transportu pasażerów, ale jego solidne rury i udźwig 25 kg sprawiają, że to nie element ozdobny, tylko praktyczny dodatek podczas aktywności z dala od miasta. Na czas transportu czy przechowywania można też dodatkowo złożyć pedały, by rower skłębiony w kostkę niczym transformer zajmował jak najmniej miejsca. I jeśli ktoś boi się trzymać rower zimą w piwnicy, a haki ścienne na coś lżejszego nie wchodzą w grę, składany Engwe może okazać się niespodziewanie strzałem w dziesiątkę.

Podsumowanie

Engwe Engine Pro 2.0 to propozycja, która intryguje mocą, dynamiką i wyposażeniem. Chociaż łatwo dać się zwieść z pozoru ociężałą sylwetką, cechą charakterystyczną wszystkich fatbike'ów, drzemie w nim przepotężna moc potrafiąca zmienić przejażdżkę po nawet zaawansowanym technicznie terenie w czystą przyjemność. Obawa o sporą masę okazała się niesłuszna, bo składana konstrukcja to nie tylko możliwość łatwego wrzucenia roweru do bagażnika SUV-a, ale też banalne przewożenie sprzętu windą i wygodne przechowywanie nawet w niewielkim mieszkaniu.

Engwe Engine Pro 2.0 - fatbike w czystej postaci (test)
Jesień to niekoniecznie zamknięcie sezonu dla Engwe Engine Pro 2.0. Konstrukcja i komplet akcesoriów, z metalowymi błotnikami włącznie, sprawdzą się też zimą

Na tle rywali w tym segmencie cenowym Engwe Engine Pro 2.0 wyróżnia się bardzo korzystnym stosunkiem ceny do parametrów technicznych – oferuje wyższą moc i zasięg. Korzyścią są też skuteczne hamulce hydrauliczne, rozbudowany wyświetlacz czy funkcja ładowania rekuperacyjnego. Najważniejsza jest jednak ekstremalna wygoda, gdzie sportową sylwetkę, ból kręgosłupa i kolan czy wytłuczony dół pleców zamieniamy na doświadczenie raz na zawsze rozprawiające się ze wszystkimi wadami jazdy rowerem. Z kolei dla miłośników adrenaliny atutem może być prosta możliwość zdjęcia blokady i opcja wyszalenia się z pełną mocą na polnych wertepach.

Engwe Engine Pro 2.0 - fatbike w czystej postaci (test)

Szczerze powiedziawszy jedyną istotną "wadą" Engwe Engine Pro 2.0 jest... obecność od niedawna Engwe Engine Pro 3.0 Boost w ofercie producenta. Chociaż jednak numeracja sugeruje, że to następca testowanego modelu, w praktyce Engine Pro 3.0 Boost to zwyczajnie wyższy i droższy segment w portfolio, a Engwe Engine Pro 2.0 niezmiennie pozostaje propozycją nawet nie tyle godną polecenia, co wręcz kultową.

Engwe Engine Pro 2.0 - fatbike w czystej postaci (test)
Engwe Engine Pro 2.0: 9/10
plusy
  • Bardzo mocny silnik z wysokim momentem obrotowym i dynamicznym przyspieszeniem
  • Dobry realny zasięg na pojedynczym ładowaniu
  • Pełne zawieszenie przód+tył i amortyzowane siodło
  • Hydrauliczne hamulce tarczowe
  • Czujnik momentu obrotowego, z bardziej naturalnym wspomaganiem
  • Bogate wyposażenie dodatkowe
  • Składana rama i możliwość ładowania akumulatora poza rowerem
  • Masywne opony 20x4, doskonałe zarówno latem, jak i zimą
  • Duży i doskonale czytelny ekran
minusy
  • Konieczność używania kluczyka (pod ramą)
  • Duża masa - wciąganie po schodach na wyższe piętra wymaga kondycji
  • Przewody biegnące pod ramą burzą nieco estetykę