Oddział szturmowy T-Mobile. Od powietrza, głodu, ognia i wojny

Na co dzień sieć komórkowa jest dla nas niewidzialna. Kiedy jednak uderza potężny huragan czy wystąpi inna katastrofa, brak zasięgu może zadecydować o życiu.

Marian Szutiak (msnet)
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na X
Oddział szturmowy T-Mobile. Od powietrza, głodu, ognia i wojny

Tak T-Mobile USA walczy ze skutkami katastrof

Zazwyczaj postrzegamy operatorów przez pryzmat faktur i nowych smartfonów. Jednak za oceanem, gdzie skala katastrof naturalnych jest inna niż w Polsce, perspektywa drastycznie się zmienia. Kiedy uderza żywioł, nie liczy się abonament, ale to, czy możesz wezwać służby ratunkowe.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jon Freier z T-Mobile USA ujął to krótko:

Kiedy twój telefon nie działa, twoje życie przestaje działać.

Dlatego amerykańscy operatorzy utrzymują w gotowości potężne zaplecze, które bardziej przypomina wyposażenie wojskowe. Jeff Carlson z CNET miał okazję zajrzeć do kwatery głównej T-Mobile w Bellevue w stanie Waszyngton i zobaczyć, jak wygląda walka o zasięg w warunkach ekstremalnych.

Niebieskie i szare niebo

W żargonie tamtejszych zespołów kryzysowych dni dzielą się na dwa rodzaje. Dni "niebieskiego nieba" to czas spokoju. Wtedy trwają szkolenia i planowanie przed dużymi wydarzeniami, jak wyścigi F1 w Las Vegas. To cisza przed burzą.

Prawdziwy test dla amerykańskich inżynierów przychodzi w dni "szarego nieba". To momenty, gdy uderza huragan czy tornado. Nicole Hudnet, szefowa zespołu reagowania kryzysowego T-Mobile w USA, zajmuje się tym od 28 lat. Była przy huraganie Katrina i pożarach na Hawajach. Jak sama mówi, katastrofy zawsze zaczynają się i kończą lokalnie.

Wymaga to ścisłej współpracy z rządem federalnym i lokalnymi szeryfami. Kiedy zapala się zielone światło, na miejsce ruszają ciężkie maszyny. Jednym z kluczowych pojazdów jest SatCOLT. Skrót oznacza satelitarną stację bazową na lekkiej ciężarówce, choć w amerykańskich warunkach słowo "lekka" bywa mylące.

Oddział szturmowy T-Mobile. Od powietrza, głodu, ognia i wojny
SatCOLT w akcji (źródło: Jeff Carlson/CNET)

To potężny Ford F-550, przebudowany tak, by wjechać w trudny teren. Na miejscu w 10 minut rozkłada maszty o wysokości kilkunastu metrów. Zapewnia zasięg w promieniu kilku mil. Korzysta z łączności satelitarnej, w tym z systemu Starlink. Dzięki temu działa nawet wtedy, gdy światłowody w okolicy są pozrywane.

Drony na uwięzi i sztuczna inteligencja

Nie wszędzie da się wjechać ciężarówką. Czasem trzeba działać z powietrza. T-Mobile USA wykorzystuje do tego specjalne drony. Nie są to jednak zwykłe zabawki ze sklepu. Jeden z modeli wisi na uwięzi – kablu, który dostarcza mu zasilanie i przesyła dane.

Taki dron może unosić się na wysokości prawie 100 metrów przez 24 godziny na dobę. Działa jak latająca wieża komórkowa. Jeśli coś pójdzie nie tak, maszyna ma spadochron balistyczny. Z kolei w przypadku niedawnych powodzi w Teksasie, operator wykorzystywał ciężkie drony transportowe. Dostarczały one leki i wodę do odciętych społeczności, przy okazji zapewniając podstawową łączność.

Oddział szturmowy T-Mobile. Od powietrza, głodu, ognia i wojny
Dron na uwięzi (źródło: Jeff Carlson/CNET)

Technologia zmienia sposób walki z żywiołem błyskawicznie. Jeszcze kilka lat temu polegano głównie na fizycznym sprzęcie. Dziś do gry wchodzi sztuczna inteligencja. System SON (Self-Organizing Network) potrafi automatycznie przestawiać anteny na ocalałych wieżach.

Podczas huraganu Milton na Florydzie, T-Mobile stracił 22% stacji bazowych w regionie. Mimo to, dzięki zdalnemu przekierowaniu sygnału z działających wież w stronę ewakuujących się ludzi, tylko 8% klientów straciło zasięg. To pokazuje, jak ważna jest elastyczność sieci.

To nie jest kwestia tabelek w Excelu

Co ciekawe, programy te nie są finansowane z dotacji rządowych USA. Operator pokrywa koszty z własnej kieszeni. Podczas pożarów na Maui ludzie uciekali z domów tak jak stali – bez dokumentów i pieniędzy. T-Mobile rozdawał wtedy telefony, powerbanki i kable każdemu, kto tego potrzebował. Nie pytano, czy ktoś jest ich klientem.

W centrum operacyjnym (BOC, Business Operations Center) na ścianach wiszą ekrany monitorujące wszystko – od awarii prądu w konkretnych stanach po "pogodę kosmiczną". Kiedy dzieje się coś złego, 22-osobowy zespół powiększa się i pracuje w trybie 24/7.

Oddział szturmowy T-Mobile. Od powietrza, głodu, ognia i wojny
Centrum Operacji Biznesowych, T-Mobile USA (źródło: Jeff Carlson/CNET)

Pracownicy specjalnej grupy w T-Mobile USA często używają słowa "misja". Wielu z nich ma przeszłość w amerykańskim wojsku lub służbach ratunkowych. Dla nich przywracanie sieci to nie tylko naprawa infrastruktury. To sposób na ratowanie życia. W krytycznych momentach Excel i zyski schodzą na drugi plan. Liczy się to, by ktoś mógł wysłać SMS-a z prośbą o pomoc.