Wkrótce wejdzie OC na drona, a ja czekam OC na rower i hulajnogę
Oczywiście nie na każdego. Nadchodzące przepisy dość jasno mówią, kto zapłaci, a kto nie.

Latanie dronem to świetna zabawa, a same drony mogą być niezwykle użytecznymi narzędziami także i w pracy. Problem w tym, że mamy do czynienia z często dość ciężkimi bezzałogowymi statkami powietrznymi, które na skutek błędu, awarii lub bezmyślności mogą nie tylko ulec zniszczeniu, ale także zniszczyć czyjąś własność, a nawet zranić osobę postronną. I chociaż nikt nie lubi dodatkowych, obowiązkowych opłat, to tę jak najbardziej popieram, a wręcz chcę ich więcej.
OC na drona
Większość właścicieli dronów w Polsce może spać spokojnie. Nowe przepisy dotyczą jedynie jednostek od 250 gramów. Tym samym popularne drony do 249 gramów będą z nich wyłączone. Zasada jest taka sama jak w przypadku OC na samochód: chodzi tu o to, aby w razie wypadku, lub kolizji poszkodowany miał gwarancję pokrycia szkód, a sprawca nie wpadł przez to w poważne problemy finansowe. Jest to więc coś, co warto byłoby wykupić, nawet jakby było dobrowolne.



Jednak dobrowolne nie jest i OC na drona będzie musiało być opłacone przed pierwszym lotem. W przeciwnym razie możemy liczyć na karę w wysokości 4000 zł. Oczywiście dostępne będą różne progi ubezpieczenia. Najniższy ma jednak gwarantować wypłatę odszkodowania do 275 tysięcy złotych.
Chcę więcej
Patrząc na to, co się dzieje na drogach i chodnikach uważam, że obowiązkowe powinno być także OC dla hulajnóg elektrycznych i rowerów. I pisze to z bólem serca jako zapalony, chociaż ostatnio niepraktykujący cyklista. Osoby prowadzące te jednoślady często robią to nierozważnie, w miejscach, w których w ogóle ich nie powinno być, oraz z nadmierną prędkością jak na panujące warunki.
I chociaż medialne są głównie wypadki z udziałem użytkowników hulajnóg, to problem jest i u rowerzystów, którzy w sporej części uważają się za kogoś, komu przysługują wszystkie przywileje pieszych i kierowców pojazdów, ale za to nie obowiązują ich przepisy ruchu drogowego. Tym samym rowerzysta, który jadąc chodnikiem, a nie ścieżką rowerową bez dania sygnału, że skręca, nagle wjeżdża na przejście dla pieszych pozbawione przejazdu rowerowego, nie patrząc nawet czy nie jedzie jakiś samochód, jest widokiem na tyle częstym, że stał się wręcz normą w miastach, a to tylko jedno z patologicznych i niebezpiecznych zachowań na drogach.
Konieczność płacenia OC na rower może nie podniosłaby bezpieczeństwa, ale sprawiłaby, że ofiary bezmyślności takich cyklistów mogłyby łatwiej ubiegać się o pokrycie szkód.