Wystarczy 27 km/h górką i masz 400 tys. zł kary
Propozycja uzależnienia wysokości mandatów od dochodów kierowców w praktyce oznaczałaby nawet 400 tys. zł kary za przekroczenie prędkości o 27km/h. Taki przepis już działa.

Finlandia w tańcu się nie kartofli
Inspiracją dla pomysłu są rozwiązania znane z Finlandii czy Szwajcarii, gdzie system grzywien progresywnych działa od lat. W tych krajach rekordzistom, przekraczającym prędkość w luksusowych samochodach, zdarzało się płacić mandaty liczone w setkach tysięcy euro. W polskich warunkach – według symulacji autorów propozycji – może to oznaczać nawet 400 tys. zł kary dla milionera przekraczającego prędkość o 27 km/h w terenie zabudowanym. Dla porównania, według aktualnego taryfikatora, za takie wykroczenie „zwykły” kierowca zapłaci 400 zł mandatu.
Wsparcie dla tej koncepcji znajduje coraz więcej osób, które zwracają uwagę, że dotychczasowy system nie odstrasza najbogatszych, dla których obecne stawki są niezauważalną niedogodnością. Z drugiej strony pojawiają się obawy o nadużycia i nieprecyzyjne określanie dochodu. Krytycy podkreślają, że nie można dopuścić do sytuacji, w której wysokość kary zależy od deklaracji podatkowych lub majątku rozproszonego na różne firmy.



Obecnie w Polsce taryfikator mandatów za przekroczenie prędkości pozostaje bez zmian. Maksymalne stawki to 2 500 zł lub przy recydywie – nawet 5 000 zł, a dodatkowo grożą wysokie punkty karne i zatrzymanie prawa jazdy w skrajnych przypadkach. Eksperci zaznaczają, że kwestia sprawiedliwości kar to temat trudny, bo celem powinno być nie tylko ukaranie, ale przede wszystkim poprawa bezpieczeństwa na drogach i wyeliminowanie nagannych zachowań bez względu na status majątkowy sprawcy.