Unia chciała chronić dzieci, ale Niemcy mówią stop. Dyskrecja ważniejsza
Inwigilacja obywateli to czarny scenariusz systemów totalitarnych i najgorszego reżimu. Chyba że robią to kraje zachodnie: wtedy to oczywiście najwyższa troska o dobro obywateli.

Tym dość cynicznym, chociaż nie tak bardzo jak pomysł UE wstępem chcę zacząć temat niezwykle… pozytywny. Jak Unia Europejska chciała wytłumaczyć inwigilację? To proste: ochroną dzieci. Ten banalny ruch sprawił, że każdy, kto jest przeciwny czytaniu naszych prywatnych wiadomości, z automatu może zostać uznany za kogoś, kto nie chce chronić najmłodszych. A stąd już bardzo łatwo sobie dopowiedzieć, że jeśli ktoś nie chce chronić dzieci, to pewnie sam ma wobec nich złe zamiary. Mówiłem, że będzie cynicznie? Bardziej się chyba nie da. Na szczęście w Niemczech jedna z partii koalicji rządzącej powiedziała stanowcze nie.
Jak miało to działać w praktyce? Otóż komunikatory jak WhatsApp, Signal itd. miały monitorować każdą wiadomość w poszukiwaniu nielegalnych treści. Jednocześnie miały one być w pełni szyfrowane. W jaki sposób miałoby to działać? No cóż, to problem twórców aplikacji, a nie włodarzy UE, prawda?



Chrześcijanie przeciwko inwigilacji
Mowa tu o Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU). Jak podkreślił Jens Spahn, poseł do Bundestagu z ramienia tej partii:
My, frakcja parlamentarna CDU/CSU w Bundestagu, sprzeciwiamy się nieuzasadnionemu monitorowaniu czatów. To byłoby jak otwieranie wszystkich listów w ramach środków ostrożności, aby sprawdzić, czy nie zawierają czegoś nielegalnego. To jest niedopuszczalne i nie będziemy na to pozwalać.
Tu warto podkreślić, że CSU jest bliźniaczą partią polityczną działającą w Bawarii, gdzie CDU nie funkcjonuje. Obydwie ściśle ze sobą współpracują w kontekście całych Niemiec.
Czemu Niemcy decydują?
No dobrze, ale czemu decyzja niemieckiego rządu jest kluczowa w sprawie, która dotyczy całej UE? Są dwie odpowiedzi. Oficjalna jest taka, że aby uchwalić to prawo, przywódcy UE potrzebują poparcia ze strony krajów stanowiących większość ludności wspólnoty. Niemców jest natomiast około 83,5 mln.
Mniej oficjalna wersja opiera się na tym, że cała UE jest w garści Niemiec i Francji. To właśnie te dwa kraje mają najwięcej do powiedzenia i wyznaczają kierunek działań Unii. Dlatego też decyzja jednego z nich ma tu kluczowe znaczenie.