Lidl ma w promocji tak dobry powerbank, że lepiej zostań w domu (test)
W ofercie Lidla możemy znaleźć wodoodporny powerbank Parkside PPB 20000 A1. Postanowiłem więc sprawdzić, co ma do zaoferowania i moje odczucia są… mieszane. To jednak wina tylko jednego elementu.

A tak właściwie w sklepie znajdziemy nie jeden, a dwa powerbanki wykazujące wyższą odporność. Ja jednak wybrałem model oferujący 20 000 mAh pojemności. I przyznam, że zrobiłem to głównie dla Was: chociaż sam preferuję mniejsze banki energii, tak w komentarzach zwykle widzę głosy osób, które uważają, że 20 000 mAh to minimum. Dodam też, że produkt kupiłem sam i ta recenzja jest raczej próbą jego usprawiedliwienia przed samym sobą.
Pancerny powerbank Parkside PPB 20000 A1
Zacznijmy od samego urządzenia: jest pancernie. Dookoła wykorzystano gumowany materiał, oraz odstającą konstrukcję. Chociaż sam powerbank nie ma deklarowanej odporności na upadki, to konstrukcja taka rozkłada siłę uderzenia na zewnętrzne części obudowy tak, aby nie oberwały wbudowane ogniwa.



Dyskusyjna szczelność
Jeśli chodzi o odporność na wodę, to jest ona zgodna z klasą IPX4. Oznacza to, że nie sprawdzono szczelności na kurz, a sam powerbank jest odporny na brygi wody z dowolnego kierunku, o ile ma zamkniętą zaślepkę. Tym samym przetrwa deszcz, czy prysznic, co sprawdziłem, ale nie wrzucałbym go do wanny, ani nie pływał z nim na basenie.
Największy problem mam z zaślepką. Ta odchodzi niezwykle łatwo. Natomiast uszczelnienia przylegające do portów są szczątkowe. Trudno tu jednak mówić o większej wadzie, ponieważ założenia certyfikatu wodoszczelności pozwala spełnić. Po prostu na więcej liczyć nie możemy.
Porty i latarka
Powerbank jest wyposażony w dwa porty USB-C i… to by było na tyle. Nieco boli brak USB-A w tak dużym klocku. Inna sprawa, że obydwa są w stanie zaoferować pełną moc na wyjściu, chociaż powerbank można ładować jedynie tym górnym.
Jeśli chodzi o latarkę, to są to dwie diody ukryte za mlecznym, matowym tworzywem. Świecą one dość jasno, jednak niezbyt przyjemnym, niemal niebieskim światłem. Nie jest to jednak element mający zapewnić romantyczny klimat, a oświetlenie robocze w powerbanku stworzonym do pracy. Przycisk włączenia latarki jest natomiast gumowy i trudny we wciśnięciu.
Moc i pojemność
Tu mnie czekały kombinacje alpejskie. Co prawda mam stosowny miernik, jednak ten jest pod USB-A. A żeby było weselej, nie mam przejściówki USB-A/USB-C, chociaż powtarzam często, że w dzisiejszych czasach każdy właściciel laptopa bez USB-A powinien taką mieć. No ale szewc bez butów chodzi. Dlatego też do pomiarów wykorzystałem drugi powerbank, ze wbudowanym licznikiem. Nie jest to rozwiązanie idealne i na część rzeczy trzeba wziąć pewną poprawkę, jednak to i tak lepsze, niż powiedzenie, że powerbank działa, jest fajny i się poleca.
Testy elektryczne
Zacznijmy więc od podstaw: 20 000 mAh to 74 Wh. I właśnie watogodzinami będę się głównie posługiwał, ponieważ to właśnie one są kluczową jednostką pojemności elektrycznej akumulatora i ułatwi mi to obliczenia. Przejdźmy więc od mocy: otóż producent zadeklarował, że powerbank oferuje na wyjściu do 18 W w standardzie PD. W praktyce po podłączeniu do niego powerbanku jako odbiornika otrzymywał on stabilne 19 W przez cały proces, aż do rozładowania Parkside. Przy wykorzystaniu obydwu portów moc ta spadła do deklarowanych 15 W. Jest więc naprawdę dobrze pod tym względem.
Problem z procedurą testową
Warto dodać, że obecność standardu PD teoretycznie pozwala na naładowanie tym laptopa. W praktyce to sprawdziłem i to podłączając do niego rozładowanego do 0% MacBooka Air. Nie wiem, ile to trwało, ponieważ zostawiłem go na noc. Rano miałem jednak rozładowany powerbank i 81% baterii w laptopie. Warto tu dodać, że MacBook Air M4 ma baterię 53,8 Wh, a powerbank 74 Wh.
I tu pojawia się pierwszy zgrzyt. Jednak nie z powerbankiem, a z moją procedurą testową. Owszem, to nie wygląda dobrze, bo wskazuje na niską sprawność przetwornicy. Sęk w tym, że równie dobrze problem może stanowić sprawność przetwornicy samego MacBooka. Tą teoretycznie mógłbym sprawdzić drugim powerbankiem, ale dla innej mocy ładowania, niż te 19 W sprawność może ona być wyższa. Teoretycznie więc to ślepa uliczka, za to właściciele MacBooków mogą się dowiedzieć, na jaki zapas energii mogą w tym scenariuszu liczyć, co samo w sobie też ma wartość dla pewnej grupy osób.
Testy elektryczne z powerbankiem
Wracamy więc do powerbanku i ładowania go powerbankiem. Tym razem jednak na odwrót, czyli uzupełniamy energię w Parkside. Ten podczas większość czasu był ładowany z mocą 15,6 W. Dopiero w okolicach 75-80% poziomu naładowania powoli, acz sukcesywnie zaczęła spadać moc, żeby w okolicach 100%, ładować powerbank z mocą około 8 W. Tym samym proces uzupełniania energii trwał około 5 godzin. I wiem, że ten opis wygląda mało konkretnie, ale to wina producenta. Otóż o tym, że powerbank jest podłączony do zasilania, informuje nas zielona dioda. Natomiast poziom jego naładowania jest wskazywany przez 4 białe diody.
Nieszczęsne diody
W czym więc leży problem? Otóż w tym, że dioda informująca o podłączeniu do zasilania, oraz ostatnia, biała dioda, która powinna przestać migać po naładowaniu baterii, dzielą to samo okienko. Natomiast zielona dioda, jako znacznie jaśniejsza całkowicie tłumi sygnał z tej białej. Tym samym nie widzimy czy powerbank już się naładował, czy jeszcze nie.
I to poważny problem, ponieważ może nam się wydawać, że uzupełniliśmy jego zapas energii do pełna, a ten padnie nam zbyt szybko.
Odkryłem to tylko dzięki testom sprawności podczas ładowania. Otóż po tym jak okazało się, że przetwornica działa ze sprawnością 110%, uznałem, że coś jest tu mocno nie tak. I było: bateria nie była w pełni naładowana. Gdyby nie to, to narzekałbym, że coś krótko ten powerbank trzyma. Prawda jest jednak taka, że naładowanie go do pełna może stanowić problem jeśli kierujemy się wskazaniami diod.
Wróćmy do testów
Jak wiec wygląda sprawa sprawności? Otóż, żeby naładować Parkside do pełna, to musiałem wtłoczyć w niego 93 Wh. Daje to więc sprawność przetwornicy na poziomie 79,6%. I jest to przyzwoity wynik. Warto jednak pamiętać, że do tanga trzeba dwojga i podczas ładowania urządzenia ważna jest także sprawność przetwornicy samego odbiornika. Tym samym nie oznacza to, że powerbank ten naładuje smartfona z baterią 20 000 mAh do 79,6%, a do zauważalnie niższego poziomu w okolicach 60%, jeśli przyjmiemy, że przetwornica ładowanego urządzenia będzie oferowała zbliżoną sprawność. Warto o tym pamiętać, ponieważ jest to cecha każdego powerbanku.
Podsumowanie
Powerbank robi dokładnie to, co obiecuje. Ma jasną latarkę, jest odporny na zachlapania, a jego deklarowana pojemność i moc wyjściowa mieszczą się w normach. Brakuje mi jednak nieco portu USB-A, uszczelnienie głośno krzyczy, że to nie jest niedoszacowany sprzęt, z którym można nurkować, a światło latarki nie jest zbyt przyjemne, chociaż na pewno jest jasne. I chociaż brzmi to jak narzekanie, to ja tylko zwracam uwagę, że nie powinniśmy sobie niczego, co nie padło ze strony producenta dopowiadać, bo tego nie znajdziemy.
Nie byłbym jednak sobą, gdybym się czegoś nie przyczepił, a tym czymś jest ten nieszczęsny wskaźnik naładowania, który ukrywa ostatnią, czyli tą najbardziej istotną białą diodę. Poza tym trudno go nie polecić, zwłaszcza że kosztuje on jedynie 79 zł.
-
Moc na wyjściu
-
Trwałość
-
Jakość wykonania
-
Jasna latarka
-
Mocna obudowa
-
Niska cena
-
Odporność na zachlapania
-
Przyzwoita przetwornica
-
Długi czas ładowania powerbanku
-
Diody ładowania, które wprowadzają w błąd
-
Niebieskie światło latarki