Cała sprawa nie jest do końca świeża, lecz wyrok został wydany dopiero teraz. Były szef do spraw bezpieczeństwa Ubera poniesie odpowiedzialność za swoje działania.
Bezpieczeństwo danych powinno być jednym z priorytetów, szczególnie jeśli chodzi o firmy działające w wielu krajach, zatrudniające dziesiątki tysięcy pracowników i obsługujące miliony klientów. Niestety, nawet takie przedsiębiorstwa nie zawsze są w stanie obronić się przed atakiem hakerów. Doskonale przekonał się o tym Uber.
W zeszłym miesiącu świat obiegła wiadomość o tym, że Uber został zhakowany, a z ich bazy danych wyciekły informacje dotyczące pracowników i klientów. Niewielu jednak pamięta, że nie jest to pierwsza taka sytuacja w Uberze. W 2016 roku przedsiębiorstwo stało się ofiarą ataku ransomware. Hakerzy pozyskali dane setek tysięcy klientów i żądali za nie okupu.
Ówczesny szef do spraw bezpieczeństwa, Joe Sullivan zdecydował się zapłacić okup, by nie wyciekły dane klientów oraz próbował zamieść atak hakerski pod dywan. Jednak całe zdarzenie ujrzało światło dzienne, Sullivan został zwolniony i od tego czasu ma kłopoty z prawem.
Głównym zarzutem, jaki został mu postawiony to próba zatuszowania wycieku danych i ukrywanie tego przed Federalną Komisją Handlu. Obrońcy Joe Sullivana zapewniali, że jego jedyną motywacją w tej sytuacji była chęć ochrony danych klientów. Mowa tu nawet o 57 milionach klientów i kierowców. Jednak sędziowie uznali Joe Sullivana za winnego tuszowania wycieku danych.
Tymczasem Uber przyjął odpowiedzialność za wyciek danych z 2016 roku i poszedł na ugodę z oskarżycielami. W 2018 roku firma wypłaciła odszkodowanie w wysokości 148 milionów dolarów. Przedsiębiorstwo zobligowało się również pomóc organom prawnym w sprawie Joe Sullivana.
Zobacz: Uber zhakowany. Sprawa wygląda poważnie
Zobacz: TikTok zhakowany? Mogło dojść do wycieku danych
Źródło zdjęć: MOZCO Mateusz Szymanski / Shutterstock.com
Źródło tekstu: The Washington Post