Microsoft przyznaje: Windows nie ma się najlepiej. "Mamy dużo roboty"
Microsoft w końcu przyznał, że Windows nie jest w najlepszej kondycji. Pavan Davuluri, szef działu Windows, obiecuje poprawę. Ale czy to wystarczy, by odzyskać zaufanie użytkowników?
Windows pod ostrzałem
Kiedy lider platformy musi tłumaczyć się publicznie to wiadomo, że coś poszło nie tak. Davuluri w poście na X przyznał, że jego zespół "bierze pod uwagę masę komentarzy negatywnych" i widzi rosnące niezadowolenie dotyczące wydajności, niezawodności i łatwości obsługi. To odpowiedź na krytykę Gergelya Orosza (autora popularnego The newslettera technologicznego Pragmatic Engineer) , który wprost stwierdził, że Windows stał się koszmarem dla deweloperów.
Problem wcale nie jest nowy. Od lat użytkownicy narzekają na niekonsekwentne okienka dialogowego i brak spójności interfejsu, które sprawiają, że system wygląda jak poskładany z przypadkowych części. Microsoft przez dekadę nie potrafił tego naprawić, a reputacja Windowsa coraz bardziej przypomina mem o wiecznie niedokończonym projekcie.
Na domiar złego firma wprowadziła strategię "Continuous Innovation". Brzmi nowocześnie, ale w praktyce oznacza niekończące się aktualizacje co miesiąc – pełne nowych błędów i "niespodzianek". Zamiast jednego dużego, przewidywalnego cyklu wydawniczego jak u Apple czy Google, użytkownicy dostają ciągły chaos.
Efekt? System zmienia się tak szybko, że funkcje trafiają do produkcji po kilku tygodniach testów. Nic dziwnego, że co miesiąc pojawiają się nowe bugi, a frustracja rośnie. Windows przypomina dziś perpetuum mobile problemów, które Microsoft sam sobie funduje.
Davuluri zapewnia, że firma "słucha" i nie zamierza ignorować krytyki. AI nadal będzie wciskane wszędzie, ale obok tego mają pojawić się poprawki dla tzw. power userów i deweloperów. Pytanie tylko, czy użytkownicy dadzą się jeszcze raz nabrać na obietnice – czy raczej uznają, że Windows to system wiecznie w fazie beta.