Sprawdziłem Panasonic F10. Było trudno, ale bardzo się polubliśmy (TEST)

Przyznaję się bez bicia: nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z tym typem słuchawek. I nawet nie miałem pojęcia, jak bardzo ich potrzebuję. Początkowo chciałem podejść do nich jak do innych testowanych przeze mnie słuchawek i to byłby błąd. Ich konstrukcja to nie jest próba wyróżnienia się na tle słuchawek dousznych i nausznych. Nie jest też formą połączenia cech jednych i drugich, co początkowo błędnie zakładałem. Jest to coś… zupełnie odmiennego. 

Paweł Maretycz (Maniiiek)
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na X
Telepolis.pl
Sprawdziłem Panasonic F10. Było trudno, ale bardzo się polubliśmy (TEST)

Przyjrzyjmy się samym słuchawkom. Te dotarły do mnie w kolorze czarnym i takim samym etui. To otwiera się jak zapalniczka benzynowa, chociaż jest to tylko luźne skojarzenie. Świetnie prezentuje się natomiast szary akcent pomiędzy klapką a obudową. Dzięki niemu prezentują się one naprawdę dobrze. Elegancji etui dodaje także fakt, że można je postawić pionowo.

Dalsza część tekstu pod wideo
Sprawdziłem Panasonic F10. Było trudno, ale bardzo się polubliśmy (TEST)

Specyfikacja

  • Materiały: plastik
  • Przetworniki: owalne, 17 × 12 mm
  • ENC
  • Odporność: IPX4
  • Bateria: 7 godzin pracy, 25 godzin z etui
  • Cena: 369 zł

Dźwięk i budowa są nierozerwalne

Sprawdziłem Panasonic F10. Było trudno, ale bardzo się polubliśmy (TEST)

Jeśli chodzi o konstrukcję słuchawek, to tutaj pojawiają się pewne… trudności. I chociaż teoretycznie nie jest to miejsce na opisywanie jakości dźwięku, tak są to rzeczy nierozerwalne. Zacznijmy od tego, że noszę okulary. Pałąk ich i zausznik słuchawek muszą więc się zmieścić w jednym miejscu. Dodatkowo mam wielki łeb. Łeb, który mimo swoich rozmiarów jest proporcjonalny, więc razem z nim mam także duże uszy. Co za tym idzie, same słuchawki nie znajdują się tam, gdzie powinny. Tym samym przetworniki dźwiękowe nie trafiają bezpośrednio do moich kanałów słuchowych. Z tego też powodu początkowo myślałem, że grają one dość cicho i bez basów. Ot, przyzwoicie, ale bez fajerwerków. Jednak kiedy je na siłę ściągnąłem niżej, to przekonałem się, że oferują one naprawdę dobre, pełne brzmienie.

Spojrzałem więc na zdjęcia promocyjne i… rzeczywiście. Ludzie na nich mają przetworniki znacznie niżej, przysłaniające kanał słuchowy. Tym samym słuchawki te grają naprawdę dobrze. Problem w tym, że w moim przypadku to… bez znaczenia. Przecież nie będę trzymał słuchawek dłońmi, żeby się móc nimi cieszyć. To znaczy, zrobiłem to wiele razy, ale na potrzeby testu. Jeśli jednak macie mniejsze głowy, lub chociaż normalne uszy to możecie liczyć na naprawdę dużo pod względem jakości dźwięku. Mi niestety nie jest to dane. Co nie znaczy, że gdybym miał je na stałe, to trafiłyby one do szuflady: co to, to nie.

Wygoda

Sprawdziłem Panasonic F10. Było trudno, ale bardzo się polubliśmy (TEST)

Tu zdania są podzielone. Moja żona twierdzi, że słuchawki te powodują u niej olbrzymi dyskomfort. Ja natomiast nie mam tego problemu. Potrafię chodzić z nimi cały dzień, zapominając, że w ogóle mam je na uszach. Są o wiele bardziej komfortowe od słuchawek dousznych, które po kilku godzinach zaczyna być, czuć, zwłaszcza w upalny dzień. Ot, nie blokują one kanału słuchowego i pozwalają na swobodny przepływ powietrza między jednym, a drugim uchem kiedy wiatr hula po pustej łepetynie. To bardzo duży plus, ale jak widać, nie każdemu to leży.

Sport, a raczej jego brak, ale i tak jest świetnie

Sport jest dla mnie jak pewna zakazana roślina włóknista: nie uprawiam. Za to lubię spacery i jestem na tyle skąpy, że nawet na duże zakupy chodzę z plecakiem, nawet jeśli zrobię przy tym kilka kilometrów. Zresztą wmawiam sobie, że to nie ze skąpstwa na paliwie, a dla zdrowia.

Sprawdziłem Panasonic F10. Było trudno, ale bardzo się polubliśmy (TEST)

I tu właśnie odczułem największą zaletę tych słuchawek: nie zasłaniają kanału słuchowego. Mogę sobie słuchać podkastów, lub muzyki i jednocześnie słyszeć wszystko to, co dzieje się dookoła mnie. Do tej pory jak wychodziłem, to wkładałem sobie pojedynczą słuchawkę do jednego ucha, aby nie być odcięty. Z Panasonic F10 nie muszę uciekać się do takich metod i mogę cieszyć się dźwiękiem stereo bez obaw, że wejdę pod samochód.

To samo w domu: mogę cieszyć się muzyką lub podcastami podczas gotowania, zmywania, czy innych obowiązków poza odkurzaniem — tu muszę mieć ANC, którego z raczej dość oczywistych powodów tu nie znajdziemy, a jednocześnie słyszę domowników i mogę z nimi normalnie rozmawiać. Są to też jedyne słuchawki, których nie boję się używać w samochodzie.

Słychać co słuchasz

Sprawdziłem Panasonic F10. Było trudno, ale bardzo się polubliśmy (TEST)

To jest wada, która być może wiąże się z moimi uszami. Otóż z powodu ich rozmiarów i pustego łba, który działa jak pudło rezonansowe, wszyscy w okolicy wiedzą czego słucham. No dobrze, tak naprawdę to z powodu tego, że dźwięk nie trafia do mojego kanału słuchowego, muszę go podgłośnić. Z tego też powodu jest on słyszalny nie tylko dla mnie, ale i osób w okolicy. Pod warunkiem że jest cicho. Ot, żona wie, czego słucham, ludzie na ulicy raczej nie, bo nikt na mnie dziwnie nie patrzy.

Dzielenie się muzyką

Sprawdziłem Panasonic F10. Było trudno, ale bardzo się polubliśmy (TEST)

To jest kolejna świetna opcja. Słuchawki te nie wchodzą do ucha. Przez co się nie brudzą. Nie jest więc niehigienicznym przekazanie komuś słuchawki, nawet jeśli nasze ucho jest nie do odróżnienia od wnętrza ula. To oczywiście tylko spekulacja, uszy akurat myję regularnie, więc jest tam względnie czysto. Jednak trudno byłoby zabrudzić ich zawartością coś, co nie znajduje się w środku.

Jakość połączeń

Sprawdziłem Panasonic F10. Było trudno, ale bardzo się polubliśmy (TEST)

Jest po prostu dobrze. Ani ja nie narzekałem na dźwięk w słuchawce, ani moi rozmówcy. Jest czysto, a i mikrofony ładnie zbierają, nawet na zewnątrz. Tu do gry zapewne wchodzi ENC, czyli redukcja hałasu otoczenia, ale dla naszego rozmówcy.

Bateria i sterowanie

Jest dobrze i… niedobrze. Mimo że korzystałem z nich często, to w trakcie testów tylko raz mi się rozładowały. W ciągu dnia również nie miałem sytuacji, aby bateria była słaba. W porównaniu do AirPodsów to jest to pod tym względem istne mistrzostwo świata. Tamtym ciągle jest mało energii. 

Jeśli chodzi o sterowanie, to jest ono jak PKP: opóźnione. Jeśli chcesz wyciszyć słuchawki stuknięciem, ale nie przestały grać, to daj im chwilę: wkrótce przestaną. Dwa stuknięcia to natomiast cisza, która pojawi się za chwilę, a po kolejnej chwili znów będzie słychać dźwięk. Słuchawki mają natomiast czujnik zbliżeniowy i przestają grać, kiedy nie wykrywają ucha. Ten zdaje się działać znacznie szybciej.

 Podsumowanie

Sprawdziłem Panasonic F10. Było trudno, ale bardzo się polubliśmy (TEST)

Panasonic F10 nie zastąpią mi głównych słuchawek. Nie mogę się cieszyć ich pełnym brzmieniem, chociaż to jest naprawdę dobre. Za to są czymś, co świetnie sprawdza się przy wyjściu na zewnątrz, podczas realizacji obowiązków domowych, czy jazdy samochodem, czyli w sytuacjach gdzie i tak stawiam na podcasty, a tych słucha się przyjemnie. Nie męczą przy tym ucha. Dlatego też gorąco polecam wszystkim jednak z jednym, prostym zastrzeżeniem: zanim je kupisz, to sprawdź, czy Ci leżą dobrze w uchu. W najlepszym wypadku jedyną ich wadą będzie opóźnione sterowanie. W najgorszym, dyskomfort przy ich noszeniu lub jak u mnie, zbyt krótki pałąk.

Panasonic F10: 7/10
plusy
  • Mocna bateria
  • Dobra jakość dźwięku
  • Wygodne (przynajmniej dla mnie)
  • Nie zatykają kanału słuchowego
  • Idealne na zewnątrz i do samochodu
  • Dobrze wykonane
  • Łatwo i higienicznie można się nimi dzielić
minusy
  • Zbyt krótki pałąk w moim przypadku
  • Wolne reagowanie na gesty
  • Niewygodne (przynajmniej dla mojej żony)
  • Warto je przymierzyć przed zakupem, co może być trudne
  • Jeśli nie trafiają idealnie w kanał słuchowy, to brakuje basów