Odstraszacz kleszczy na Androida, czy to ma prawo działać?
Lato w pełni i chciałoby się wypoczywać w plenerze. Jest jednak pewien, dość istotny problem: plaga kleszczy.

Te niewielkie pajęczaki, zamiast polować na muchy i komary, jak ich więksi kuzyni, upodobały sobie krew ssaków. I chociaż nie piją jej szczególnie dużo, to w zamian oferują swoją ślinę. Ta zawiera środek przeciwbólowy, abyśmy nic nie poczuli, a także zapobiegający krzepnięciu krwi. Przy okazji także groźne bakterie i wirusy.
Do najbardziej znanych chorób przenoszonych tą drogą należą borelioza i odkleszczowe zapalenie mózgu. To jednak dopiero początek. Od kleszcza można złapać tak groźną dla kobiet w ciąży toksoplazmozę, czy yersiniozę, którą sam przez kilkanaście lat swojego życia miałem i nie polecam. Lista przypadłości jest jednak o wiele dłuższa.



Aplikacje i urządzenia odstraszające kleszcze
Jak się więc przed nimi zabezpieczyć? Wiele osób w celu uniknięcia chemii i długich spodni może zdecydować się na jakąś aplikację odstraszającą kleszcze, lub na zakup urządzenia emitującego dźwięki odstraszające te wredne pajęczaki. Jest jednak pewien problem: nie ma dowodów na to, że te w ogóle działają. Co więcej, kleszcze nie mają nawet narządu słuchu.
Nawet jeśli w sieci znajduje się jakiś filmik pokazujący kleszcze uciekające przed emiterem ultradźwięków, to nie jest to żaden dowód na działanie tego urządzenia, ponieważ takie nagranie może być spreparowane.
Tak naprawdę jedynymi pewnymi metodami zmniejszającymi ryzyko złapania kleszczy jest unikanie wysokiej trawy i ścieżek wydeptanych przez zwierzęta, noszenie długich, jasnych ubrań, repelent chemiczny – i to nie byle jaki, a wysokie klasy. A i to nie uchroni nas w 100% przed kleszczami, więc po spacerze w lesie i tak musimy zrobić przegląd całego naszego ciała, skupiając się na pachwinach i zgięciu kolan i łokci.