W Europie stukamy się w głowę - jak to nowy Xiaomi bez NFC? Tymczasem Chińczycy z politowaniem patrzą na nas, bo choć płacą wszędzie bezgotówkowo, to nie potrzebują do tego modułu za 5 dolarów.
Raptem 19 zł
Na około 5 dolarów (niespełna 19 zł przy dzisiejszym kursie), z ceny produkcji telefonu, chińskie firmy wyceniają moduł NFC. To nie tylko antenka, ale i droższy wariant płyty głównej oraz oprogramowanie - dowiedziałem się podczas pobytu w Chinach. 19 zł to niby śmiesznie mało, a przynajmniej do czasu, gdy spojrzymy na ten koszt w skali makro. Przy sprzedaży np. 2 mln sztuk telefonów miesięcznie, mamy aż 10 mln dolarów dodatkowego kosztu. Nic dziwnego, że producenci zastanawiają się, czy funkcja ta rzeczywiście jest niezbędna. Może zamiast niej postawić na lepszy akumulator albo porządniejszy aparat?
Dla chińskich producentów jest to bardzo racjonalna oszczędność, bo mieszkańcy ich rodzimego kraju zupełnie nie potrzebują NFC... a pomimo to płacą częściej telefonem niż którykolwiek kraj Europy.
Miasto inne niż wszystkie
Większość z nas ma bardzo mylne wyobrażenie na temat Chińczyków, oparte na nieaktualnych i bardzo krzywdzących stereotypach. Owszem, nadal znajdziemy w Chinach biedne regiony... ale i też bogatsze od większości stolic europejskich państw.
Chcesz przejść przez przejście dla pieszych, ale patrzysz najpierw na mijające się przed tobą dwie Tesle Model S, potem jeszcze przetacza się wolno Bentley, a za nim żwawiej nowe Maserati. Na parkingach azjatyckie marki aut są niczym przyprawa posypana po Porsche i innych Mercedesach. Nawet w Berlinie nie było tylu drogich aut...
U wszystkich mijających Cię ludzi widzisz iPhone'y, z dominacją iPhone'a X. Zaczynasz je liczyć, po nastej pozycji pojawia się P20 Pro. Przez cały wyjazd widzisz tylko jednego Samsunga - Note8 przypałętał się tutaj chyba przypadkiem. Przez chwilę sądzisz, że taksówkarz oferujący przejazdy taniej niż jakikolwiek Uber posługuje się podróbką iPhone'a, nic jednak z tego - złącze ładowania jasno pokazuje, że to nie "fake". Na flagowe urządzenia może tutaj sobie pozwolić każdy.
Po pierwszej próbie stołowania się w McDonald's okazuje się, że żadna Twoja karta, żaden Android Pay i Apple Pay nie działają. Owszem usługi są na liście, ale wymagają podpięcia do kont lokalnych banków. Niestrudzenie odbijasz się od kolejnych bankomatów próbując wypłacić gotówkę. Żaden nie przyjmuje Twoich kart - a przecież dobrze pamiętasz, że Revolut pozwolił kupić wodę na lotnisku. I chyba właśnie po wyjściu z lotniska przestał działać.
Gdy wreszcie docierasz do kompatybilnego bankomatu i wypłacasz gotówkę, przychodzi refleksja - podczas ostatnich kilku godzin nie widziałeś nikogo płacącego fizyczną walutą, wśród osób azjatyckiej urody, a wszędzie, choćby nawet na przydrożnym straganie ze świeżo wyciskanym sokiem pomarańczowym, były tabliczki z kodami QR. Tak, dotarłeś do Pekinu.
Tylko co dziesiąta osoba płaci gotówką
Płatności gotówkowe w całych Chinach z roku na rok stają się coraz bardziej... zbędne. Telefonami płacą zarówno młodzi, jak i starzy, a w choćby najbardziej odludnym zakamarku miasta nie musisz mieć ze sobą gotówki. Płatność kartą w taksówce? Ale po co - skoro można kodem QR? I to nie w wybranych taksówkach, tylko w absolutnie każdej.
Obecnie WeChat Pay oraz konkurencyjny Alipay odpowiadają za ponad 70% transakcji przeprowadzanych w kraju (dane z raportu sieci sklepów i restauracji). To już nie fajna opcja, tylko rzecz niezbędna - udostępnienie płatności mobilnych zwiększa przychody restauracji o ponad 10%, doczytuję w raporcie Business Insidera. Warto przy tym nadmienić, że kultura jedzenia w Chinach jest inna niż w Polsce i mało kto gotuje w domu (przynajmniej w Pekinie).
Daleko za aplikacjami firm Alibaba (Alipay) i Tencent (WeChat Pay) stoją transakcje kartami płatniczymi, które stanowią niespełna 20%, a gotówka... to już raptem około 10%. W tej sytuacji nikogo chyba nie dziwi, że coraz więcej automatów w ogóle nie przyjmuje gotówki czy nawet kart płatniczych. Wystarczy kod QR, szybki skan i po zakupach.
Podczas prezentacji Meizu 16 informacja o tym, że jest tak szybki, że ekran ładowania WeChata nawet się nie wyświetla zostaje przyjęta owacją na stojąco - nie zdziwił mnie ten aplauz. Z WeChata korzysta w końcu ponad miliard osób, a konkurencyjny Alibaba ma 552 mln aktywnych użytkowników swoich usług.
Koszmar amerykańskich bankierów - tu nie ma prowizji!
Jakim cudem płatności mobilne mogły rozwinąć się do tego stopnia w aż tak wielkim i zróżnicowanym zarówno kulturowo, jak i zarobkowo kraju? Przede wszystkim system płatności mobilnych nie zakłada prowizji dla banków. Pieniądze trafiają do portfeli WeChata lub Alipay i stamtąd bezprowizyjnie wędrują zarówno do naszych znajomych, jak i do sklepów czy restauracji. Usługa jest więc tania (musisz mieć tylko telefon) zarówno dla Ciebie, jak i dla sprzedawcy.
Mało tego - nie jest nawet wymagane posiadanie konta bankowego. U podstaw powstania Alipay w 2004 roku stała nie tyle wizja płatności mobilnych w całych Chinach, co umożliwienie mniej majętnym klientom wykonywania zakupów w sklepie Alibaba. Nie możesz pozwolić sobie na kartę kredytową? Nic nie szkodzi - oto nasze bezprowizyjne rozwiązanie prepaid.
I wreszcie po trzecie - nie musisz inwestować w kosztowne terminale płatnicze służące do przeprowadzania transakcji NFC. Wystarczy niewielka tabliczka z kodem QR na Twoim straganie ze smoczymi owocami czy pysznymi pierogami lub po prostu wyciągnięcie telefonu z wyświetlonym kodem.
Koszmar dla turystów
WeChata zainstalowałem, ale ledwo przekroczyłem granicę Chin, powitał mnie informacją o blokadzie. Podobno dokonywałem jakichś podejrzanych operacji na koncie - w domyśle zapewne chodzi o walkę z VPN-ami, bez których serwisy spoza Azji nie chciały działać. Konto można było odblokować za pomocą autoryzacji przez inną osobę, która korzysta z usługi od przynajmniej 6 mies., ale i tak pojawiła się czerwona lampka - nie doładuję swojego portfela w WeChat Pay, bo kto wie, czy za chwilę Chińczycy znów nie zablokują mi konta.
Choć trudno w to uwierzyć, powyższe zdjęcie wykonałem telefonem - Huaweiem P20 Pro
W efekcie trafiamy do kraju, gdzie wszyscy wykonują płatności aplikacjami, których Ty boisz się używać. Tak jak wyżej opisałem, płatności kartami generalnie nam nie działały podczas wyjazdu, tym bardziej zbliżeniowe telefonami, a znalezienie kompatybilnego bankomatu, który wyda nam papierowe pieniądze graniczy z cudem.
I gdyby nie fakt, że Chiny, w tym nawet "drogi" Pekin, są dla przeciętnego Polaka bardzo tanim miejscem, pewnie człowiek by biadolił jak mu źle. Zamiast tego, towarzyszyła nam stała zaduma. Przykładam oko aparatu fotograficznego do lornetki skierowanej na Wielki Mur... Nic nie widać, trzeba zapłacić. Nie ma szczeliny na monety, jest kod QR.
Jednocześnie wizyta w Chinach wyleczyła mnie z zadumy pt. "jak można było nie dać NFC do tego telefonu!". To nie Chiny są zacofane, gdy chodzi o płatności bezgotówkowe - to my.