Apple robi sobie, co chce i jak chce. Branża tańczy tak, jak jej zagrają.
Apple wypuścił chusteczkę do czyszczenia swych urządzeń, w cenie 19 dol. – zrywają boki dziennikarze i internauci z całego świata, i to na szeroką skalę. Mniej lub bardziej ironiczne teksty znajdziemy nawet w tak prestiżowych tytułach jak New York Times czy Bloomberg, a sama szmatka stała się bohaterką niezliczonej liczby memów i doczekała nawet kilku nieoficjalnych fanpage'y. Istny szał.
Sceptycy krzyczą, że pazerność firmy z Cupertino sięgnęła niniejszym apogeum, złośliwcy – wbijają szpilę jej miłośnikom, że ci są w stanie wbić zęby w ścianę oby kupić coś z ukochanym logo. Są też domorośli analitycy, starający się bronić ceny kunsztem inżynierii materiałowej, i saga trwa.
No właśnie – trwa, a to woda na młyn dla Apple'a, który raz jeszcze może być języczkiem u wagi i pokazuje zarazem, jak robić marketing wirusowy. Dziwne tylko, że branża wciąż się na to łapie. Ale do rzeczy.
O tym, że ceny i-akcesoriów są przesadzone, delikatnie mówiąc, nikogo uświadamiać nie trzeba. Wystarczy spojrzeć na skórzane wsuwki, dumnie zwane portfelami MagSafe, za które amerykański producent lekką ręką kasuje po trzy stówy. Niemniej przez lata zdążyliśmy się już do tego przyzwyczaić i kolejne wyskoki pokroju breloczków do AirTaga nie robią na nikim wrażenia. Trzeba więc dorzucić do pieca.
Pamiętacie jeszcze ubiegłoroczne zamieszanie wokół horrendalnie drogiej podstawy do monitora 6K Pro Display XDR? Albo analogiczną akcję z kółkami Maca Pro? Można to podsumować tylko w jeden sposób: Apple to geniusze marketingu.
Zwróćcie uwagę, że przypadkiem absurdalnie drogie akcesoria zawsze zbiegają się w czasie z dużą premierą w segmencie profesjonalnym. Tak było z podstawą i kółkami i tak jest teraz z chusteczką. Tym razem wydaną obok nowych MacBooków Pro. Notebooków, które wzorem monitora 6K Pro Display XDR i komputerów Mac Pro ciężko zakorzenić w świadomości masowego odbiorcy. Chyba że rzuci się mu przynętę.
Rybka haczyk połknęła i zamiast wydawać miliony dolarów na kampanię reklamową, firma prowadzona przez Tima Cooka może cieszyć się darmowym lokowaniem w niemalże każdym tytule prasowym świata zachodniego. Po raz kolejny.
Nie, miliony to żadna przesada. Żebym nie był gołosłowny, w sieci można znaleźć na przykład cennik reklamowy NYT na 2019 rok. Koszt reklamy startuje od kilku tysięcy dolarów za lakoniczną notkę, by sięgnąć ponad 100 tys. dol. za obszerne treści ulokowane w najbardziej obleganych sekcjach. W mniej prestiżowych tytułach stawki są rzecz jasna niższe, ale patrząc na wielorakość wydawnictw, nawet taki gigant jak Apple musi szykować się na spory wydatek.
Publicyści, podekscytowani nową szmatką, nie tylko nie wystawiają faktur, ale też naganiają chętnych, którzy drogie akcesorium choćby z czystej ciekawości. Dla producenta to wygrana na dwóch frontach, a media znów dają się łapać na tą samą sztuczkę.
Źródło zdjęć: Twitter (Karagana)
Źródło tekstu: Apple, oprac. własne