Google znów szokuje. Za wszystkim stoi jedna litera, i to nie Z
Google nie daje Rosjanom spokoju i raz jeszcze wyraża sprzeciw wobec ich agresji na Ukrainę. Tym razem może nawet niezupełnie celowo, ale jednak.

Przypomnijmy, w czwartek internet obiegła informacja, że Google wraz z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych Ukrainy zamierzają zdigitalizować zdjęcia zniszczonych przez Rosjan miast, by eksponować je w Mapach Google. Materiał ten oficjalnie gromadzi się, aby wspomóc funkcjonariuszy organów ścigania i ratowników, ale trudno nie ulec wrażeniu, że chodzi także o wywołanie poprzez szok pewnego nacisku na opinię publiczną.
Idąc za ciosem, w ekosystemie Google wprowadzono właśnie inny szokujący element – choć tym razem trzeba mieć na uwadze, że niekoniecznie musi być to działanie samej firmy z Mountain View. Równie dobrze zadziałać, i to świadomie lub nie, mogli użytkownicy, którzy zmanipulowali system uczenia maszynowego.
![Monitor LENOVO Legion R45w-30 44.5" 5120x1440px 170 Hz 1 ms [MPRT] Curved](https://www.mediaexpert.pl/media/cache/resolve/gallery_xml/images/58/5842664/LENOVO-Legion-R45w-30-01-1.jpg)


Sprawa dotyczy Tłumacza Google. Mianowicie, kiedy spróbujemy przetłumaczyć anglojęzyczną frazę dear Russians (pol. drodzy Rosjanie) na język rosyjski, aplikacja zapyta, czy aby przypadkiem nie chodzi nam o termin dead Russians (pol. martwi Rosjanie).
Niby nic szczególnego, bo obydwa wyrazy brzmią podobnie, więc przypadkowa literówka jest tu teoretycznie możliwa. Nie wydaje się jednak, by w świecie aż do przesady dbającym o kulturę języka akurat taki przypadek przeszedł niezauważony.
Możliwe, że zmanipulowane zostały algorytmy obsługujące Tłumacza, a za zamieszaniem stoi nie firma, lecz użytkownicy. W dodatku nawet niekoniecznie celowo. Tak często tłumaczyli bowiem martwych Rosjan, że sztuczna inteligencja przyjęła to jako zapytanie domyślne. Inna sprawa, że w chwili publikacji niniejszej notki domniemany błąd pozostaje nieskorygowany.
Niezależnie od genezy, na Kremlu frywolność Tłumacza Google raczej się nie spodoba. Tylko, to samo można powiedzieć choćby o zablokowaniu kanału Dumy Państwowej na YouTubie – a Google dalej robi swoje.