O co tyle szumu? Lenovo Legion Go S SteamOS okiem sceptyka (test)

Nowa jakość w świecie mobilnego gamingu czy niepotrzebny nikomu gadżet? Sprawdzamy Lenovo Legion Go S z systemem SteamOS.

Arkadiusz Bała (ArecaS)
2
Udostępnij na fb
Udostępnij na X
Telepolis.pl
O co tyle szumu? Lenovo Legion Go S SteamOS okiem sceptyka (test)

Nie będę kłamał, w redakcji jestem chyba największym sceptykiem handheldowych pecetów pokroju Steam Decka. Duża moc i dostęp do całej biblioteki gier dostępnych na komputery brzmią kusząco, ale już wielkie, nieporęczne rozmiary, krótki czas pracy na jednym ładowaniu i perspektywa problemów z kompatybilnością czy konfiguracją dla poszczególnych tytułów bynajmniej nie zachęcają. Zdecydowanie nie jest to alternatywa dla Nintendo Switch, nawet jeśli wiele osób w ten sposób podobny sprzęt próbuje przedstawiać.

Dalsza część tekstu pod wideo

Ale może jestem zbyt surowy? Może faktycznie przenośne pecety są przyszłością gamingu? Patrząc na to, jakim hitem okazał się Steam Deck i jak dynamicznie rozwija się cały ten segment rynku, coś chyba jest na rzeczy. Postanowiłem więc wziąć na warsztat Lenovo Legion Go S w wersji SteamOS i przekonać się samemu, gdzie tkwi sekret tego typu sprzętów.

O co tyle szumu? Lenovo Legion Go S SteamOS okiem sceptyka (test)

Dlaczego akurat Lenovo Legion Go S? Bo tak na pierwszy rzut oka to jedno z bardziej atrakcyjnych urządzeń tego typu. Za 2599 zł dostajemy wariant wyposażony w AMD Ryzen Z1 Extreme, 16 GB RAM i 512 GB SSD. No i najważniejsze – pracujący pod kontrolą SteamOS. To ostatnie sprawia, że, przynajmniej w teorii, możemy liczyć na najważniejsze atuty Steam Decka, ale w mocniejszym, bardziej nowoczesnym wydaniu.

Jak wcześniej zasygnalizowałem, moja przygoda z Lenovo Legion Go S była w równym stopniu testem samego urządzenia, co ogólnie idei handheldów PC. Z tego względu artykuł będzie miał nieco luźniejszą strukturę, skupioną w większym stopniu na praktycznych obserwacjach niż na benchmarkach i sztywnych procedurach.

Wielki i prawie wygodny

Przez lata żyłem w przeświadczeniu, że główną zaletą przenośnych konsol jest ich niewielki rozmiar oraz to, że da się je bez problemu wrzucić do kieszeni i gdzieś ze sobą zabrać. Problem w tym, że gdyby faktycznie tak było, to Lenovo Legion Go S nie miałby za bardzo racji bytu. To sprzęt, który do małych zdecydowanie nie należy. Obudowa ma wymiary 299 x 128 mm i masę 740 g. Sporo. To sprzęt raczej do grania w domu na kanapie niż zabierania ze sobą w plecaku (bo o kieszeni w ogóle możecie zapomnieć).

O co tyle szumu? Lenovo Legion Go S SteamOS okiem sceptyka (test)

Trzeba natomiast przyznać, że mimo imponujących gabarytów sprzęt jest bardzo wygodny. Wyprofilowane uchwyty świetnie dopasowują się do kształtu dłoni, masa jest dobrze wyważona, a wszystkie przyciski są łatwo dostępne. No, prawie wszystkie.

O co tyle szumu? Lenovo Legion Go S SteamOS okiem sceptyka (test)

Bo w sumie tu dochodzimy do ergonomicznych potknięć, których kilka można wypunktować. Dwa najważniejsze dotyczą analogowych triggerów oraz płytki dotykowej. Pierwsze są stanowczo zbyt wysokie. Pomijając, że sięganie do nich jest najzwyczajniej w świecie mało komfortowe, to w FPS-ach i podobnych tytułach może realnie utrudniać rozgrywkę. Szkoda, bo ani nie rekompensuje tego długa podróż i płynna praca, które procentowałyby w grach wyścigowych (jedno i drugie wypada dość przeciętnie), ani nie wydaje się to mieć sensownego uzasadnienia z perspektywy konstrukcji urządzenia – problem leży tylko i wyłącznie w kształcie samych przycisków.

O co tyle szumu? Lenovo Legion Go S SteamOS okiem sceptyka (test)

Ale to w sumie błahostka w porównaniu z płytką dotykową, która ma wymiary 1 x 1 cm. Nie, nie zjadłem żadnej cyfry – ona naprawdę jest taka mała. Zastanawiacie się, jak z czegoś takiego można w ogóle korzystać? Otóż nie można. O ile najechanie kursorem na interesujący nas element teoretycznie jest możliwe (choć frustrujące), to krzyżyk na drogę, żeby go potem kliknąć. Zazwyczaj wygląda to tak, że po naciśnięciu płytki myszka ucieka gdzieś na drugi koniec ekranu i tak do znudzenia.

O co tyle szumu? Lenovo Legion Go S SteamOS okiem sceptyka (test)

Teoretycznie nie jest to problem, bo możemy używać ekranu dotykowego gałki analogowej i przycisków kontrolera. Teoretycznie. W praktyce zdarzają się sytuacje, kiedy po odpaleniu gry musimy skorzystać z płytki dotykowej, bo wszystkie te alternatywne opcje zostają przypisane do zupełnie innych funkcji. Nie zdarza się to może często, ale gwarantuję, że każda taka sytuacja zapada w pamięci.

O co tyle szumu? Lenovo Legion Go S SteamOS okiem sceptyka (test)

Dlaczego poświęciłem tym problemom tyle miejsca? Bo kwestia ergonomii i komfortu obsługi to w zasadzie kwintesencja tego, co towarzyszy nam przez cały czas korzystania z Lenovo Legion Go S. Przez praktycznie 90 procent czasu konsola jest zaskakująco wręcz wygodna jak na takiego kolosa – dobrze wyprofilowana, ze świetnymi gałkami analogowymi, przemyślanym rozmieszczeniem przycisków itd. – to kilka elementów potrafi mocno zaburzyć cały obraz. Być może nigdy nie zdarzy się Wam z nimi zetknąć. Być może potraficie zacisnąć zęby i przełknąć bolączki w imię tego, co dostajecie w zamian. A jeśli nie… cóż, wtedy macie problem.

Wyświetlacz skrojony na miarę

Lenovo Legion Go S został wyposażony w panel IPS o przekątnej 8”, rozdzielczości 1920 x 1200 i odświeżaniu 120 Hz. Muszę powiedzieć, że jest to w mojej ocenie jeden z mocniejszych atutów konsoli. Parametry tutejszego ekranu wydają się skrojone w sam raz pod kątem zastosowań przenośnych. Spore zagęszczenie pikseli daje niezłe pole do manewru jeśli chodzi o żonglowanie rozdzielczością i upscalingiem w grach przy niewielkim odczuwalnym spadku jakości obrazu. Dodatkowo mamy dostęp do funkcji VRR synchronizującej odświeżanie z aktualnym frameratem.

O co tyle szumu? Lenovo Legion Go S SteamOS okiem sceptyka (test)

Jedno i drugie jest o tyle istotne, że wydajność układu graficznego jest w wymagających grach wąskim gardłem. Zastosowany panel potrafi to jednak całkiem skutecznie zatuszować za pomocą różnych sztuczek. Przykładowo, obsługa 120 Hz umożliwia komfortowe granie w 40 FPS bez przycinek, a VRR sprawia, że skoki o kilka(naście) FPS nie powodują gwałtownego stutteringu. Jedno i drugie robi moim zdaniem znacznie lepszą robotę niż OLED na pokładzie Steam Decka.

Zresztą jak na IPS tutejszy ekran ma naprawdę dobre parametry. Nie wybitne, ale dobre. Jasność maksymalna potrafi sięgać 500 nitów, kontrast to 1610:1, a deklaracja producenta o pokryciu 100 procent przestrzeni sRGB ma swoje pokrycie w pomiarach. Niestety dla DCI-P3 mamy już tylko 74 procent, ale to sprzęt do grania – nikt na tym zdjęć nie będzie retuszował (mam nadzieję). Bardziej boli mocno błyszcząca matryca, która utrudnia korzystanie ze sprzętu na słońcu i bardzo mocno zbiera odciski palców.

A jak się na tym gra?

Czas przejść do najważniejszego, czyli tego jak Lenovo Legion Go S radzi sobie z grami. O tym decydują tak naprawdę dwa elementy: specyfikacja oraz system SteamOS.

O co tyle szumu? Lenovo Legion Go S SteamOS okiem sceptyka (test)

Jeśli chodzi o podzespoły, to znajdziemy tu procesor AMD Ryzen Z1 Extreme. To ośmiordzeniowa jednostka na bazie architektury Zen 4 z maksymalnym taktowaniem 5,1 GHz i zintegrowanym dwunastordzeniowym układem graficznym RDNA 3. Do tego w otrzymanej przeze mnie konfiguracji całość uzupełniało 16 GB LPDDR5X i 512 GB PCIe SSD.

Jak na sprzęt przenośny to bardzo wydajna konfiguracja, choć trzeba mierzyć siły na zamiary. Osobiście najwięcej na Legionie Go S grałem w Assassin’s Creed Origins i wydaje mi się, że jest to optymalny tytuł dla tego sprzętu. Przy ustawieniach wysokich i dynamicznej rozdzielczości gra wyciągała ok. 40-60 FPS w trybie wydajności Performance. Mogłoby się wydawać, że to spory rozrzut, ale dzięki VRR i wbudowanej w SteamOS funkcji wyostrzania obrazu wszystko działało płynnie, wyglądało dobrze, a rozgrywka była przyjemna i responsywna.

O co tyle szumu? Lenovo Legion Go S SteamOS okiem sceptyka (test)

Powiem więcej, w teorii da się uzyskać jeszcze wyższą wydajność, ręcznie modyfikując profil wydajności, ale wtedy pojawia się problem wyjącego układu chłodzenia. Bo fakty są takie: od dźwięku wentylatora nie ma ucieczki. O ile jednak w trybie Performance mówimy o ok. 26 dBA, to w trybie Custom hałas potrafił przekraczać 30 dBA. Na papierze różnica może się wydawać niewielka, ale w praktyce bardzo mocno rzutuje na komfort zabawy.

O co tyle szumu? Lenovo Legion Go S SteamOS okiem sceptyka (test)

Ale jak wspomniałem, trzeba mierzyć siły na zamiary. O ile Assassin’s Creed Origins działało świetnie, o tyle Borderlands 3 – inna gra AAA z podobnego okresu – wymagało zejścia na średnie detale, by uzyskać podobne rezultaty, a i to ze znacznie bardziej odczuwalnymi skokami płynności. Osobiście raczej odpuściłbym sobie granie w najnowsze wysokobudżetowe tytuły, bo a przynajmniej pogodził się z myślą o mocno zredukowanych ustawieniach graficznych i wspomaganiu się upscalingiem.

O co tyle szumu? Lenovo Legion Go S SteamOS okiem sceptyka (test)

Zresztą dość wymowny jest fakt, że bezpośrednio na poziomie SteamOS dostajemy bardzo rozbudowaną nakładkę do monitorowania wydajności i optymalizacji ustawień graficznych na poziomie sterownika. Nawet twórcy nie próbują ukrywać, że jest to sprzęt, gdzie od dłubania w ustawieniach nie ma ucieczki.

O co tyle szumu? Lenovo Legion Go S SteamOS okiem sceptyka (test)

A jak już o SteamOS mowa, to uważam, że to fenomenalne oprogramowanie, które znacznie lepiej pasuje do handheldów niż Windows. Obsługa interfejsu jest prosta, a poziom kompatybilności z grami zaskakująco wysoki, szczególnie że mamy do czynienia z Linuksem, a odpalamy w większości tytuły pisane pod system Microsoftu.

O co tyle szumu? Lenovo Legion Go S SteamOS okiem sceptyka (test)

Jeśli miałem problemy, wynikały one głównie z dwóch rzeczy. Jedną z nich jest fakt, że pod SteamOS co do zasady nie odpalimy gier kupionych na inne platformy niż Steam. Możemy próbować – tutejszy system to pełnoprawny Linux, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by skorzystać z Wine albo Heroic Launcher i kombinować na własną rękę. Jest to jednak zabawa dla znacznie bardziej zaawansowanych użytkowników. Jeśli planujecie tak po prostu pograć w swoje gry kupione na GOG albo pobrane z Game Passa, to Lenovo Legion Go S w wersji ze SteamOS Wam tego nie zapewni.

O co tyle szumu? Lenovo Legion Go S SteamOS okiem sceptyka (test)

Drugie źródło problemów to sterowanie. Gry z pełną obsługą kontrolera działają bez problemu. Te wymagające klawiatury i myszy… cóż, nieco gorzej. Choć SteamOS pozwala niemal dowolnie poprzypisywać przyciski do tutejszego pada, to trzeba to robić ręcznie i dla każdej gry z osobna. Dość uciążliwe, szczególnie że nie wszystkie gry chcą się takiemu procesowi gładko poddać, np. jeśli w trakcie zabawy wymagana jest duża liczba skrótów klawiszowych albo wprowadzanie tekstu. Podobnie jak w przypadku szukania odpowiednich ustawień graficznych, także tutaj mamy do czynienia z zabawą dla cierpliwych.

Przyjemnie, ale krótko

Czas pracy na baterii nie był, nie jest i pewnie prędko nie będzie mocną stroną handheldów z procesorami x64. Niestety Lenovo Legion Go S nie jest tutaj wyjątkiem. Choć na pokładzie mamy całkiem spore ogniwo o pojemności 55,5 Wh, to podczas grania bateria znika w oczach. Przy zabawie w Assassin’s Creed Origins (tryb Performance, jasność na poziomie ok. 60 procent) urządzenie padło po 95  minutach. W mniej wymagających tytułach da się ten czas wydłużyć, jednak nie oczekiwałbym cudów – pięć godzin rozgrywki wydaje się górną granicą dla jakiegokolwiek w miarę realistycznego scenariusza.

O co tyle szumu? Lenovo Legion Go S SteamOS okiem sceptyka (test)

Standardowo do ładowania wykorzystamy złącze USB-C z obsługą standardu USB Power Delivery 3.0. W zestawie dostajemy zasilacz o mocy 65 W.

Fajny gadżet, choć nie dla każdego

Powiem krótko: jeśli tak jak ja nie byliście dotąd przekonani do handheldów PC, to Lenovo Legion Go S raczej tego nie zmieni. Nowa konsola producenta nie rozwiązuje żadnego z tradycyjnych problemów tego typu sprzętu, bo i w sumie nie próbuje tego robić. Ale wiecie co? Nie musi.

Lenovo Legion Go S to urządzenie dla konkretnych użytkowników, którzy wiedzą, na co się piszą. Z tej perspektywy to naprawdę udany produkt. Fakt, ma swoje niedociągnięcia – chociażby pod postacią tragicznego touchpada – ale ma też sporo zalet. Przede wszystkim to jedyna realna alternatywa dla Steam Decka. Ba, alternatywa pod wieloma względami sporo lepsza – głównie w zakresie wydajności czy parametrów wyświetlacza. Jeśli cena rzędu 2599 zł i typowe przypadłości dla pecetokonsolek Was nie przerażają, to z Lenovo Legion Go S z pewnością będziecie zadowoleni.

Lenovo Legion Go S SteamOS: 7,5/10
plusy
  • Rozsądna cena
  • Wygodna konstrukcja jak na te gabaryty
  • Wyświetlacz o dobrych parametrach
  • Obsługa VRR i skalowanie na poziomie systemu
  • Duża kompatybilność z grami na Steam
  • Interfejs dostosowany do przenośnej konsoli
  • Dobra wydajność
minusy
  • Krótki czas pracy na akumulatorze
  • Głośny wentylator
  • W dalszym ciągu duża, ciężka i mało przenośna
  • Mocno ograniczona kompatybilność z grami spoza Steam
  • Praktycznie bezużyteczny touchpad
  • Nieco zbyt wysokie triggery
Sprzęt do testów dostarczony przez producenta