Ten odkurzacz jest mały, lekki i tani – gdzie haczyk? Test MOVA I10
Szukacie niedrogiego odkurzacza pionowego? MOVA I10 może być propozycją w sam raz dla Was. Sprawdzamy, jak spisuje się w akcji.
Odkurzacze, które pamiętam z dzieciństwa, były ciężkie, nieporęczne i głośne. MOVA I10 to ich kompletne przeciwieństwo: sprzęt lekki, poręczny, zgrabny i zaskakująco wręcz cichy. Nie kosztuje też fortuny, bo aktualnie w sklepach można go znaleźć już za 699 zł. Pod wieloma względami jest to więc bardzo kusząca propozycja. Pozostaje tylko jedno pytanie – jak sprawdza się w akcji?
Postanowiłem sprawdzić to w akcji i już na dzień dobry MOVA I10 wywarła na mnie zaskakująco pozytywne wrażenie. Dlaczego? Bo w pudełku dostajemy bardzo przemyślany zestaw akcesoriów. Poza samym odkurzaczem dostajemy trzy praktyczne końcówki, sztywną rurę, akumulator, zasilacz i stację bazową z funkcją ładowania. Brzmi skromnie na tle niektórych droższych modeli, ale znajdziemy tu wszystkie najważniejsze elementy, zero niepotrzebnych zapychaczy. Ba, wspomniana stacja ładująca to coś, do czego w odkurzaczach z wyższej półki często musimy dopłacać, a tutaj jest w standardzie.
Wygląd i wykonanie
Sam odkurzacz swoim wyglądem raczej nie zaskakuje. Bohater testu bardzo konsekwentnie trzyma się estetyki znanej z innych produktów MOVA oraz Dreame. Dostajemy więc plastikową konstrukcję w kilku odcieniach szarości. Styl urządzenia nazwałbym nowoczesnym, ale niekoniecznie minimalistycznym – producent nie stroni od łączenia różnych materiałów oraz „efekciarskich” wstawek pokroju błyszczącej obręczy wokół pojemnika na kurz. Generalnie jednak całość prezentuje się spójnie i całkiem przyjemnie dla oka.
No i jest jedna rzecz, którą odkurzacz zdecydowanie wyróżnia się z tłumu – rozmiarem. Nie jest to może najmniejszy odkurzacz na rynku, ale w porównaniu z innymi modelami o zbliżonej konstrukcji, np. Dreame Z30, różnica jest wyraźna. MOVA I10 wygląda wręcz jak zabawka.
Ba, po wzięciu go do ręki takie wrażenie tylko się potęguje. Całość waży raptem 1,35 kg. Dla porównania, wspomniany wcześniej Dreame Z30 jest blisko o kilogram cięższy. MOVA I10 kwalifikuje się więc do wagi piórkowej. Na całe szczęście nie odbiło się to negatywnie na jakości wykonania, która w tym przypadku trzyma wysoki poziom.
Silnik oraz pojemnik na kurz umieszczono powyżej uchwytu. Jest to rozwiązanie, którego do tej pory zwykle nie widywaliśmy w ofercie producenta, ale dość chętnie sięga po nie Dreame, czyli do niedawna firma-matka MOVY. Sam pojemnik ma raczej skromną pojemność wynoszącą 350 ml.
Jeśli chodzi o elementy sterujące i szeroko pojęty interfejs, to ogranicza się on do dwóch przycisków i prostego wyświetlacza umieszczonego z tyłu głównego modułu odkurzacza. Przyciski odpowiadają za zasilania oraz zmianę siły ssania, natomiast ekran wyświetla stan naładowania akumulatora.
W zestawie z odkurzaczem znajdziemy sztywną metalową rurę. Niestety nie jest ona łamana, nawet z pomocą adaptera. Dobrze natomiast wypadają trzy dołączone do zestawu końcówki. Znajdziemy tu uniwersalną ssawkę z miękką szczotką i niebieskim podświetleniem LED (niestety tylko z jednej strony, ale i tak robi robotę), małą szczotkę do czyszczenia mebli i tapicerki oraz wąską ssawkę do trudno dostępnych zakamarków. Wszystkie kluczowe scenariusze są więc obsadzone.
Warto podkreślić, że dla dodatkowych końcówek przewidziano miejsce na stacji bazowej, dzięki czemu i odkurzacz, i komplet akcesoriów możemy trzymać w jednym miejscu. Natomiast jeśli chodzi o samą stację, to spełnia ona swoją rolę dobrze, ale ma jeden minus: wykonano ją z błyszczącego plastiku. Macie jak w banku, że szybko zacznie być na niej widać brud i ślady używania.
Sprzątanie w praktyce
Nie będę pisał, że sprzątanie z MOVA I10 to czysta przyjemność, bo to nieprawda – w końcu nadal mówimy o sprzątaniu. Muszę natomiast przyznać, że odkurzacz robi bardzo dużo, by cały proces przebiegał lekko i bezproblemowo.
„Lekko” jest tu słowem kluczem. Za sprawą swojej niskiej masy urządzenie nie ciąży w dłoni i nie ma problemów z wyważeniem, które trapią inne modele z podobnie umieszczonym silnikiem. Niezależnie od tego, czy odkurzamy podłogę, czy wymachujemy odkurzaczem w powietrzu podczas czyszczenia mebli, praca z MOVA I10 praktycznie nie męczy. To jego główna zaleta.
Bez wątpienia pomaga też fakt, że w typowej konfiguracji z rurą przedłużającą i szczotką wielofunkcyjną całość bardzo dobrze się prowadzi. Kółka pracują gładko, odkurzacz dobrze skręca i reaguje na wszystkie nasze gesty. Tutaj duży plus.
Ale czas na najważniejsze pytanie – jak wygląda skuteczność samego sprzątania? W dużym skrócie, złego słowa nie mogę o niej powiedzieć. MOVA I10 może się pochwalić maksymalną siłą ssania na poziomie 28 000 Pa. Stawia ją to w jednym rzędzie z przytaczanym już kilkukrotnie Dreame Z30 – odkurzaczem dużo większym i znacznie droższym.
Oczywiście w trybie automatcznym urządzenie korzysta ze znacznie niższej mocy, ale już to bez problemu wystarczy do skutecznego odkurzania paneli i kafelek. W toku testów MOVA I10 za jednym pociągnięciem usuwała piasek, kurz i sierść, a nawet większe drobinki brudu, np. okruchy jedzenia.
Tryb pełnej mocy może się natomiast okazać przydatny podczas sprzątania dywanów i wykładzin. Jak wspomniałem, mamy wtedy do dyspozycji bardzo wysoką siłę ssania, więc skuteczność odkurzania nie powinna być problemem. Trzeba się natomiast liczyć z tym, że zrobi się znacznie głośniej, a bateria mocno na tym ucierpi.
Bateria i ładowanie
Kiedy zaczynałem testy odkurzacza MOVA I10, wytrzymałość akumulatora była tym obszarem, gdzie spodziewałem się najwięcej problemów. Żeby zredukować masę konstrukcji, producent zastosował stosunkowo nieduże ogniwo 6*3000 mAh. Deklarowany maksymalny czas pracy rzędu 60 minut teoretycznie nie wygląda źle, ale nawet on jest nieco krótszy niż u „pełnowymiarowych” konkurentów.
Ale, co trzeba podkreślić, w praktyce MOVA I10 faktycznie te 60 minut wytrzymuje. To znaczy, podczas testów w trybie automatycznym rozładowała się po 58 minutach, ale przyjmijmy, że mieści się to w marginesie błędu. Na wysprzątanie dwupokojowego mieszkania powinno spokojnie wystarczyć. Oczywiście pod warunkiem, że będziemy się trzymali trybu automatycznego. Po odpaleniu pełnej mocy bohater testu pada po ok. 15 minutach, a to już wystarczy w najlepszym razie na warszawską mikrokawalerkę.
No i niestety problemem jest to, że jak już się nam MOVA I10 rozładuje, to samo ładowanie do szybkich bynajmniej nie należy. Czas ładowania deklarowany przez producenta to 3,5 h. Według moich obserwacji może on być nawet nieco dłuższy i w praktyce zbliżać się do 4 h.
Szczęście w nieszczęściu jest takie, że akumulator jest wymienny, więc teoretycznie zawsze możemy trzymać w odwodzie zapas. Niestety najpierw musielibyśmy taki zapas osobno kupić, a potem znaleźć sposób, by wygodnie go naładować, bo według mojej najlepszej wiedzy nie zrobimy tego poza samym odkurzaczem.
Podsumowanie
MOVA I10 po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć podczas tegorocznych targów IFA i od razu się zakochałem. Mały, tani i o świetnych parametrach – zbyt piękne, żeby było prawdziwe, prawda? Nie będę kłamał, spodziewałem się w toku testów jakiejś brzydkiej niespodzianki.
Sęk w tym, że tej brzydkiej niespodzianki nigdzie nie było. MOVA I10 jest dokładnie tym, co sugerują materiały marketingowe: skutecznym odkurzaczem pionowym w mniejszym niż zwykle wydaniu. Nie ma tu efekciarskich fajerwerków, ale nie ma też szczególnie bolesnych kompromisów. Jasne, czas pracy na jednym ładowaniu mógłby być lepszy, ale nawet tutaj bynajmniej nie można mówić o jakimś dramacie.
Czy polecę ten odkurzacz każdemu? Absolutnie nie. Najbardziej wymagającym użytkownikom może tu brakować części udogodnień (np. łamanej rury), a przy większych metrażach słabszy akumulator zacznie dawać się we znaki. Mogę natomiast z całego serca rekomendować MOVA I10 jako idealnego kompana dla robota sprzątającego lub odkurzacz do kawalerki, bo w tej roli sprawdzi się fenomenalnie – zwłaszcza w aktualnej cenie.
-
Niewielkie gabaryty
-
Niska masa
-
Atrakcyjna cena
-
Sensowny zestaw akcesoriów
-
Wysoka siła ssania
-
Gładkie prowadzenie
-
Dobra jakość wykonania
-
Mimo wszystko niezły czas pracy na jednym ładowaniu
-
Długi czas ładowania
-
Krótszy czas pracy na jednym ładowaniu niż w "pełnowymiarowych" odkurzaczach
-
Niewielka pojemność pojemnika na kurz
-
Błyszczące wykończenie stacji ładowania
-
Brak łamanej rury w zestawie