DAJ CYNK

Wejście smoczka?

Witold Tomaszewski

Felietony

Xiaomi weszło w końcu oficjalnie do Polski. To z jednej strony ważne wydarzenie, bo ambitna i spora chińska firma zauważyła w końcu Stary Kontynent. Z drugiej rodzi się pytanie, czy nie będzie to czasem "wejście smoczka". To, co sprawdziło się w Chinach, negatywnie zweryfikowano już w Brazylii. A Europa jest jeszcze bardziej konserwatywna.

Xiaomi weszło w końcu oficjalnie do Polski. To z jednej strony ważne wydarzenie, bo ambitna i spora chińska firma zauważyła w końcu Stary Kontynent. Z drugiej rodzi się pytanie, czy nie będzie to czasem "wejście smoczka". To, co sprawdziło się w Chinach, negatywnie zweryfikowano już w Brazylii. A Europa jest jeszcze bardziej konserwatywna.

Zobacz: ABC Data pierwszym oficjalnym dystrybutorem smartfonów Xiaomi w UE.

Mamy Apple, mamy Samsunga, a za nimi cały peleton chińskich firm na czele z Huawei. Firma ta wykonała w ostatnich latach tytaniczną pracę. W Polsce widać to jeszcze mocniej, bo Apple jest niszowy, a Huawei w tym roku będzie zapewne numerem jeden. Żeby mogło się to udać, potrzebna była kombinacja kilku rzeczy. Ważnych także w analizowanym przypadku Xiaomi.

Po pierwsze, Huawei miał (i ciągle jeszcze ma) niezły sprzęt w dobrej cenie. 2-3 lata temu był pewien moment, w którym postanowił cenić swoje produkty jak Samsung czy HTC, ale opamiętał się w porę. Po drugie, miał już struktury sprzedaży i kontakty z operatorami - z rynku biznesowego, stacji bazowych i sprzętu sieciowego. Po trzecie, wpompował wagon pieniędzy w marketing i reklamę. A po czwarte, cieszył się przychylnością operatorów, którzy chcieli "wyhodować" sobie konkurencję dla rosnącego w siłę Samsunga.

Teraz operatorzy hodują konkurencję dla Huawei. Przewidywali to już wcześniej i wydaje się, że w Polsce stawiali na Alcatela. Sprzęt w dobrej cenie - jest. Relacje z operatorami i struktury sprzedaży - są. Zabrakło, niestety, inwestycji w rynek i to pomimo tego, że marka Alcatel jest znana w Polsce od lat 90, zanim jeszcze została przejęta przez chiński TCL. Teraz jest już na to za późno, bo przychodzi pora na Lenovo. Ten ma już wszystko: relacje, znaną markę, pieniądze i mocne plany podboju.

Xiaomi ostatniego roku nie zaliczyło do udanych. Choć w 2015 roku sprzedało więcej niż w 2014, to jednak wynik był sporo poniżej oczekiwań. Kilka miesięcy temu wycofało się też z Brazylii. To akurat w związku z kwestiami podatkowymi (duże wymagania dotyczące produkowania urządzeń w kraju dla uzyskania korzystnych stawek podatkowych) oraz problemów z modelem sprzedaży online (teraz wybrane smartfony stoją na sklepowych półkach w dużych sieciówkach z elektroniką).

Zobacz: Xiaomi - sprzedaż smartfonów w 2015 roku poniżej oczekiwań.

Wyjście z potężnego rynku, jakim jest Brazylia, rynku mogącego ułatwić ekspansję do pozostałych krajów Ameryki Południowej, z pewnością mocno pokrzyżowało plany Xiaomi. Co ważne, był to jedyny rynek, na którym producent był obecny poza rodzimymi Chinami. Być może to przyspieszyło sprawę wejścia do Europy, która jest obszarem mocno pofragmentowanym i z mniejszymi perspektywami wzrostu niż kraje BRIC.

Znamiennym jest fakt, że z całej Europy Xiaomi wybrało właśnie Polskę. Kraj duży, ale nie aż tak bardzo liczący się. Kraj, dla którego portfolio chińskiej firmy wydaje się bardzo dobrze skrojone. Ciekawe, czy nie zostaliśmy wybrani jako poligon doświadczalny przed wejściem na bardzo bogaty i duży rynek niemiecki.

Bliska współpraca z ABC Data zapewni dostawy na "wolny rynek" (znowu wyłom w polityce "sprzedaż tylko przez Internet", podobnie jak w Brazylii), zapewni struktury sprzedażowe... Stwierdzenia dystrybutora, że trwają rozmowy z operatorami nad pojawieniem się smartfonów Xiaomi w ich ofercie traktowałbym ostrożnie. Jeżeli telekomy chciałyby mieć je u siebie na szerszą skalę, to rozmawiałyby bezpośrednio z Chinami.

Przeanalizujmy pozycję Xiaomi podobnie, jak zrobiłem to z Huawei, Alcatelem i Lenovo. Pierwszy i drugi punkt jest - czyli dobry sprzęt i relacje z operatorami (bezpośrednie i przez dystrybutora). Jest generalna przychylność telekomów, które widząc nadjeżdżający walec z napisem Lenovo, próbują znaleźć kogoś dla przeciwwagi. Jest tylko jeden problem - nie zapowiada się na to, żeby Xiaomi chciało zainwestować w rynek. Szczególnie, że my, Polacy, jesteśmy wyjątkowymi metkarzami. Widać to chociażby po przykładzie wyraźnie wyższego udziału mobilnego Windowsa (bo ludzie kupowali nie system, tylko Nokię) czy Sony (bo kiedyś był Trinitron i sąsiedzi zazdrościli). Marka Xiaomi, nie ujmując nic jej potencjałowi, jest znana tylko internetowym geekom. Bez szerszej rozpoznawalności ciężko jest mówić o możliwościach ekspansji czy osiągnięcia jakiejś ambitnej pozycji. Operatorzy ciągle sprzedają ponad połowę telefonów na rynku i żaden nie będzie zatowarowywał się sprzętem, z którym potem może zostać. Ryzyko biznesowe jest duże, a Xiaomi musi mieć budżet wsparcia sprzedaży i marketingu, żeby w ten sposób partycypować w nim wraz z operatorami.

Nie przesądzam w żadnym stopniu czy za 3 lata Xiaomi będzie znaczącym graczem na polskim rynku czy nie. Jednak fajne urządzenia w dobrej cenie to zdecydowanie za mało, żeby skutecznie bić się z największymi. Pytanie tylko jak dużo Xiaomi jest w stanie zainwestować, żeby rozepchać się i zabrać rynek pozostałym "chińczykom". Bo swojego potencjału nigdzie poza Krajem Środka Xiaomi jeszcze nie udowodniło. Kto wie, może wymyślą jakiś nowy, destrukcyjny model biznesowy?

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News