DAJ CYNK

Wczesna starość geeka

Lech Okoń (LuiN)

Felietony

W czasie uzupełniania tabeli benchmarków, dopadła mnie smutna refleksja. Człowieku, jaki ty jesteś stary... Dotarło do mnie, że to co robię teraz telefonem w kilkanaście sekund, kiedyś zabierało mi całe popołudnia, a jednostki pamięci, którymi operuję są tysiące razy większe, niż w czasach moich pierwszych fascynacji nowymi technologiami.
Dalsza część tekstu pod wideo
 
W czasie uzupełniania tabeli benchmarków, dopadła mnie smutna refleksja. Człowieku, jaki ty jesteś stary... Dotarło do mnie, że to co robię teraz telefonem w kilkanaście sekund, kiedyś zabierało mi całe popołudnia, a jednostki pamięci, którymi operuję są tysiące razy większe, niż w czasach moich pierwszych fascynacji nowymi technologiami.

Stoper w lewej dłoni, na monitorze otworzone dwa okna - jedno z 700 MB plikiem filmu, drugie z pamięcią wewnętrzną telefonu. Rozpoczynam pomiar szybkości transferu. 18 sekund. Prawie 39 megabajtów na sekundę. Plik filmu traktuję zupełnie beznamiętnie - ot jeden z wielu, na dodatek w jakości SD, która kłuje w oczy nawet na wyświetlaczu smartfonu. I pomyśleć, że za czasów pierwszego Matriksa godzinami optymalizowałem system i sterownik graficzny komputera, by te marne SD działało u mnie płynnie. A już zacinające się pierwsze sceny kultowego filmu Hackers doprowadzały mnie do białej gorączki. W życiu bym nie powiedział, że w przyszłości niemal mechanicznie będę obrabiał setki filmów rocznie, operując na plikach FullHD. A teraz? Normalka. - Daj mi chwilę, zaraz pliki będą na FTP.

Jestem u kolegi. On pierwszy w maleńkim miasteczku na Roztoczu dostał od taty nagrywarkę CD. Praktycznie każdy starał się o jego względy, by móc dostać wymarzony krążek poza kolejką. Oczywiście nie za darmo. Z trudem udaje mi się go przekonać, że jeśli skopał mi płytkę, to powinien nagrać ją jeszcze raz bez pobierania haraczu w wysokości 50 zł (+ cena nośnika). Szybkość nagrywania? Szalone 2x, ale i tak trzeba nagrać "jedynką" by znów nie było wpadki. - Jakieś felerne te "tedeki" - mówi. - Trzeba było kupić droższe Verbatimy - dodaje, dumnie zerkając na "kejka" tuż obok wielkiej obudowy high-tower komputera.

Po dwóch godzinach nagrywarka wypluwa krążek. Oprócz prawie 1,5 h samego nagrywania na bezdechu, trzeba było przetrwać również test poprawności nagrania. W czasie całej tej operacji, z komputera oczywiście nie można było korzystać. W końcu nagrywarka nie miała jeszcze buforu pamięci, który pojawił się dopiero w następnych latach. Jedno nieodpowiednie kliknięcie, połknięcie przez system zbyt dużej ilości pamięci RAM czy chwilowe zamyślenie się dysku i już płyta do wyrzucenia. Przez cały czas dane musiały płynnie przeskakiwać z rozpędzonych talerzy dysku twardego, na smaganą laserem płytę CD. Udało się. Można wyjąć kieszeń z dyskiem twardym i ruszyć do domu. W jednym ręku krążek, dzięki któremu odblokuję 650 MB pamięci komputera, w drugim dysk twardy, a na nim całe moje życie, czyli cztery objętości płyty CD.

Trzymanie na dysku Matriksa byłoby w tamtych czasach wielką rozrzutnością. Ba, mało który komputer poradziłby sobie z odtworzeniem pliku DivX o jakości SD. Moda na oglądanie filmów na komputerze, coś tak oczywistego w obecnych czasach, pojawiła się dopiero lata później, wraz z popularyzacją standardu DVD i prostej, choć koszmarnie czasochłonnej konwersji plików DVD do DivX. Teraz to jak pstryknięcie palcem, ale przecież i tak wszyscy kręcą nosem - jak to nie jest w HD?

Kiedyś tygodniami wybierałem katalogi, które potem miały wylądować na mojej magicznej płycie CD. Aż 650 MB? Bezkres. Ale i tak, trzeba było wszystko skrzętnie popakować RAR-em, w końcu każdy megabajt był jak złoto. Przez ostatnie pół roku z trudem walczyłem ze swoim współczesnym sprzętem. Teraz prawie nikt nie nagrywa płyt. Nie pamiętam bym nagrał choć jedną swoim prawie dwuletnim komputerem. Nagrywarka DVD jest jak nowa. Moja walka polegała na sprzątaniu dwóch terabajtowych dysków ze zbędnych plików. Filmy, seriale z iTunes? Do kosza. Jak będą potrzebne, w kilka minut pobierze się je ponownie lub obejrzy na jednej z platform VoD. Gorzej z kolekcją prawie 700 GB zdjęć RAW i podobnym zbiorem filmów do recenzji i innych projektów.

W końcu daję za wygraną. Dwa nowe dyski, po 3 TB każdy, przez jakiś czas pomieszczą moją cyfrową rzeczywistość. Przeniesienie wszystkich danych trwa jedno popołudnie. Szybciutko. Rozglądam się po pokoju. Wraz z NAS-em naliczyłem 12 TB uśmiechających się do mnie z obudów dysków twardych... Na upartego dodać można jeszcze 320 GB w konsoli. 150 GB w pamięciach SD pomijam, pendrive'ów też nie liczę. Dużo tego, a już niedługo będzie pewnie i tak za mało.

Kiedyś na 2,5 GB zmieścić mogłem cały kosmos... Teraz, posiadając 4800 razy więcej miejsca, odliczam tylko dni do momentu, gdy będzie go za mało.

Jestem starym geekiem. Mam 30 lat.
Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News