Polskie media obiegły doniesienia, jakoby nowe normy wprowadzone przez Unię Europejską miały wywołać spustoszenie na rynku telewizorów. Wyjaśniamy wątpliwości.
Co się stanie z branżą telewizorów po 1 marca 2023 roku? Czy z półek poznika większość dotychczasowych modeli? Czy Unia Europejska odetnie nas od najnowszych technologii, fundując całkowitą stagnację? Takie pesymistyczne wizje wydają się snuć polskie media, powołując się na analizę Związku Cyfrowa Polska. Pytanie jednak ile wspólnego z rzeczywistością mają przytoczone prognozy?
Zacznijmy po kolei, czyli od przepisów, do których zastrzeżenia zgłasza Związek. Chodzi o Rozporządzenie Komisji UE 2019/2021 z dnia 1 października 2019 r. ustanawiające wymogi dotyczące ekoprojektu dla wyświetlaczy elektronicznych (pełna nazwa jest trochę dłuższa, ale raczej nie ma potrzeby jej przytaczać). Wspomniane przepisy, jak łatwo zauważyć, zostały ustanowione już trzy lata temu. W dużym skrócie mają one na celu wprowadzenie norm, które wymuszą na producentach telewizorów projektowanie bardziej ekologicznych produktów.
I te normy okazują się kością niezgody. Rozporządzenie wyznacza bowiem maksymalne zużycie energii telewizorów, które mogą być sprzedawane na terenie Unii Europejskiej. Normy w tym zakresie miały być wprowadzane dwustopniowo: pierwszy próg obowiązuje od 1 marca 2021 roku, podczas gdy drugi, bardziej rygorystyczny, wejdzie w życie 1 marca 2023 roku.
Same normy określa Załącznik II do Rozporządzenia. Są one wyliczane według wzoru, który uwzględnia m.in. powierzchnię ekranu, rozdzielczość oraz technologię, w której został wykonany. Po podstawieniu odpowiednich danych szybko ustalimy, że dla przykładowego telewizora LCD o przekątnej 65" i rozdzielczości UHD pobór mocy od 1 marca 2023 roku nie będzie mógł przekraczać 150 W, natomiast w przypadku panelu OLED o przekątnej 55" limit to 136 W.
Wartości ambitne, jednak są one w zasięgu większości paneli, które mieliśmy okazję testować mniej więcej na przestrzeni ostatnich dwóch lat. Szczególnie, że nie mówimy tu o poborze mocy w trybie HDR lub przy maksymalnym podświetleniu, a treściach SDR i "zwykłej konfiguracji", a więc w większości przypadków po prostu przy domyślnych ustawieniach.
Trudno więc mówić o pogromie, przynajmniej jeśli chodzi o telewizory o rozdzielczości 4K i niższej. Jasne, część modeli dostępnych obecnie na rynku będzie musiała zostać wycofana ze sprzedaży, jednak według naszych obserwacji limity nie odbiegają znacząco od tego, co już dzisiaj oferują nam producenci.
Sytuacja zmienia się nieco, kiedy mówimy o telewizorach 8K, które aktualnie nie są objęte limitami, jednak od 1 marca 2023 roku będą je obowiązywały te same normy, co panele o niższej rozdzielczości. Jak zwraca uwagę Cyfrowa Polska, normy te zostały opracowane na podstawie prognoz, które na przestrzeni ostatnich kilku lat zdążyły się mocno zdezaktualizować. W efekcie nie oddają realiów rynkowych i całkowicie skreślają segment telewizorów 8K.
Ale czy na pewno? Niestety nie mieliśmy jeszcze okazji testować telewizorów 8K, więc musimy bazować tutaj na informacjach dostarczanych przez producentów. I rzeczywiście, jeśli spojrzymy na pobór mocy 65-calowego Samsunga Neo QLED 8K QN800B, wynosi on 248 W. To nawet nie jest blisko limitu 150 W, który będzie obowiązywał od 2023 roku. Ale już konkurencyjny (i pozycjonowany nieco niżej, na co warto brać poprawkę) model LG 65QNED969PA pobiera w analogicznej sytuacji 146 W, a więc w normie z powodzeniem się mieści.
Oczywiście nie dokonywaliśmy przeglądu całej oferty producentów, a jedynie wyrywkowo sprawdziłem specyfikację kilku wybranych modeli. Wydaje się jednak, że nie należy obawiać się całkowitego zniknięcia paneli 8K z rynku. W najgorszym wypadku można się spodziewać, że producenci wprowadzą programowe ograniczenia domyślnej i/lub maksymalnej jasności w wybranych modelach.
Takie limity będą jednak konieczne wyłącznie dla trybu SDR, ponieważ rozporządzenie unijne nie przewiduje żadnych norm dla maksymalnego poboru mocy w trybie HDR. Dla przykładu, w przypadku przytoczonego wcześniej modelu LG wynosi on 240 W, a mimo to telewizor nadal spełnia wytyczne.
Nie wydaje się więc, żeby nowe rozporządzenie miało być szczególnie dotkliwe dla konsumentów. Wręcz przeciwnie, wprowadza ono szereg wymogów związanych z prawem do naprawy. Przykładowo, wymusza na producentach i importerach telewizorów dostarczanie części zamiennych przez co najmniej siedem lat od dnia wprowadzenia ostatniego egzemplarza danego modelu do obrotu.
Skąd w takim razie apokaliptyczne wizje dotyczące unijnego rozporządzenia? Warto przypomnieć, że większość utrzymanych w tym tonie relacji bazowała na komunikacie wystosowanym przez Związek Cyfrowa Polska, czyli stowarzyszenie reprezentujące m.in. wszystkich liczących się w Polsce producentów telewizorów. A dla producentów nowe regulacje faktycznie mogą być problemem, szczególnie jeśli w swoim portfolio mają duży odsetek urządzeń nieprzystosowanych do nowych norm.
Poprosiliśmy producentów o komentarz w sprawie Rozporządzenia oraz tego, jak nowe normy wpłyną na ich ofertę. Niestety większość z nich odmówiła odpowiedzi, odsyłając nas do stanowiska Cyfrowej Polski.
W sprawach legislacyjnych dotyczących branży RTV stanowisko Sony reprezentuje ZIPSEE Cyfrowa Polska. W wypadku dodatkowych pytań prosimy kontaktować się bezpośrednio z przedstawicielami Związku.
- oficjalne stanowisko Sony Polska
Nieco więcej informacji uzyskaliśmy wyłącznie od przedstawiciela firmy Sharp, który przyznał, że nowe przepisy rzeczywiście stanowiły dla producentów duże wyzwanie, zmuszając do redukcji zużycia energii przez telewizory średnio o ok. 20-25 procent. Jednocześnie jednak wszystkie nadchodzące produkty firmy są już dostosowane do norm, które mają obowiązywać od 1 marca 2023 r.
Zobacz: UE zdelegalizuje twój telewizor. Nie, to nie żart
Zobacz: Unia Europejska uderza w Apple. Chce wymusić kluczowe zmiany
Źródło zdjęć: Alexandros Michailidis / Shutterstock.com
Źródło tekstu: oprac. własne, Komisja Europejska, Związek Cyfrowa Polska