DAJ CYNK

Owczy pęd

Waldemar Batura

Felietony

Czytanie ze zrozumieniem się kłania - to jeden z najbardziej ulubionych komentarzy dotyczący wpisu w komentarzach pod informacjami, albo w serwisach społecznościowych. W dobie bardzo popularnego dostępu z poziomu serwisów społecznościowych z wszelkiej maści urządzeń mobilnych wiele wiadomości czytanych jest pobieżnie i albo autorzy wpisów ich nie rozumieją, albo interpretują nie tak, jak powinni. Publikując odstające od rzeczywistości posty narażają się tym samym na śmieszność i prowokują do tego, aby inni użytkownicy się z nich śmiali. A sami są sobie winni. Pół biedy, jeśli jest to pojedynczy przypadek. Gorzej jeśli inni podchwycą temat i robi się z tego owczy pęd.
Dalsza część tekstu pod wideo
 
Czytanie ze zrozumieniem się kłania - to jeden z najbardziej ulubionych komentarzy dotyczący wpisu w komentarzach pod informacjami, albo w serwisach społecznościowych. W dobie bardzo popularnego dostępu z poziomu serwisów społecznościowych z wszelkiej maści urządzeń mobilnych wiele wiadomości czytanych jest pobieżnie i albo autorzy wpisów ich nie rozumieją, albo interpretują nie tak, jak powinni. Publikując odstające od rzeczywistości posty narażają się tym samym na śmieszność i prowokują do tego, aby inni użytkownicy się z nich śmiali. A sami są sobie winni. Pół biedy, jeśli jest to pojedynczy przypadek. Gorzej jeśli inni podchwycą temat i robi się z tego owczy pęd.

Tak było całkiem niedawno w przypadku Apple. Firma opublikowała raport z którego wynikało, że udzieliła sporo informacji na temat danych dla "służb" (tak to przynajmniej ubrano w słowa) na temat urządzeń, które sprzedała do Polski. Sprawa wydawała się prosta - chodziło o tzw. Device Requests, czyli w tym wypadku pytania stosownych służb, czy dane urządzenie z nadgryzionym jabłkiem rzeczywiście znajduje się w Polsce, czy wylądowało w rzeczywistości gdzie indziej i zwrot VAT się należy. Okazuje się, że nawet najprostszą sprawę można skutecznie skomplikować. Głos zabrali "znawcy" tematu, z blogerami i dziennikarzami włącznie, którzy zinterpretowali temat zupełnie inaczej, niż to było w rzeczywistości. Otóż uznali oni, że służby inwigilują użytkowników iPhone'ów i iPadów, podniósł się niespotykany wrzask o to, że służby nadużywają swoich kompetencji, a niepubliczne dane użytkowników produktów Apple'a trafiają w niepowołane ręce. Im więcej osób zabierało głos w tej sprawie tym bardziej powiększało się grono osób z serii "nie mam nic na ten temat do powiedzenia, to się wypowiem". Dopiero pojedyncze przytomne głosy ujawniły, jak wiele osób wykazało się brakiem kompetencji. Niestety tylko nielicznych stać było na przeprosiny, albo sprostowanie, choć nikt formalnie tego nie wymagał. Uznano, że pisząc głupoty wystarczająco się ośmieszyli.

W tym wypadku sprawa dotyczyła poważnej sprawy, ale czasami ktoś dla żartu może doprowadzić już do poważnej kompromitacji. Bo jak nazwać akcję, która namawiała do publikacji w serwisach społecznościowych zdjęć z obsikanymi spodniami w imię równości. Był to pomysł totalnie dla żartu, ale na serio potraktowały to feministki które uznały, że będzie to ... wsparcie dla ofiar gwałtów. Niektóre z pań robiły tylko "selfie" swojego obsikanego krocza, ale niektóre upubliczniały całą swoją sylwetkę. I wtedy wybuchła bomba. Pomysłodawcy (wpis pojawił się w serwisie 4chan.org) przyznali się, że choć intencje feministek były ze wszech miar szlachetne, to cała akcja dotyczyła czegoś zupełnie innego. Chcieli bowiem pokazać, że nie wszystkie akcje na portalach społecznościowych mają jakikolwiek sens. I swój cel osiągnęli. Ponieważ cała akcja miała miejsce za Oceanem szerzej nie wiadomo jakie stanowisko zajęły obsikane feministki.

Takie sytuacje powtarzają się coraz częściej. Przypomina się choćby zeszłoroczna moda na tzw. splash, który przerodził się w ice bucket challenge. Miliony ludzi na świecie, w tym także w Polsce, lało sobie wodę na głowę i nominując kolejne osoby do tej zabawy zupełnie nie rozumiejąc, że to gest solidarności z chorymi na stwardnienie boczne zanikowe. Zapominali o najistotniejszym elemencie akcji, czyli wpłacie na konto stosownej instytucji zajmującej się osobami dotkniętymi tą chorobą. Później przyszła moda na wyzwanie piwne, czyli wypicie za jednym podejściem butelki, albo kufla piwa bez odrywania ust i oczywiście nominowania kolejnych osób. Byli i tacy, co chcieli udawać twardzieli i zastępowali piwo twardymi alkoholami. Niestety niektóre organizmy takiej jednorazowej dawki uderzeniowej alkoholu nie wytrzymały i kończyło się detoksem, albo jeszcze gorzej. Podobnie obecnie śmiertelne żniwo zbierają tzw. ekstremalne selfie, czyli autoportrety pozowane na te robione w ekstremalnych warunkach. Moda przyszła z Rosji, ale trafiła także nad Wisłę. W minione wakacje pewien 31 letni mężczyzna chciał sobie zrobić pozowaną autofotkę, że niby skacze z mostu Świętokrzyskiego w Warszawie. Spadł jednak z mostu i był to upadek śmiertelny.

To wszystko pokazuje, że przy rosnącej liczbie modnych łańcuszków albo innych gorących tematów warto jednak włączyć myślenie, a nie tylko kierować się owczym pędem. Bo między udawaniem eksperta, cool gościa w sieci, a kompromitacją granica bywa cienka.
Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News