Przeprowadzka w Bieszczady wymaga wiele odwagi i świadomości długiej listy problemów, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć. Zasięg sieci komórkowych jest tutaj deficytowy. Przynajmniej tych polskich. A światłowody choć sobie biegną, nie można się do nich podłączyć.
Dalsza część tekstu pod wideo
Pośpiech... To słowo-klucz współczesnego świata, w którym przyszło nam żyć. Wszystko wokół nas dokądś się śpieszy, śpieszymy się także my, jeśli nie chcemy "wypaść z obiegu". Śpieszymy się do pracy, śpieszymy się do centrum handlowego, śpieszymy się na spotkania z kontrahentami i znajomymi. Przez ten pośpiech życie ucieka nam między palcami, więc czy nie warto byłoby na chwilę zatrzymać się i odpocząć? Najlepiej w miejscu, gdzie czas zdaje się nie mieć aż tak wielkiego znaczenia. Zatem, gdy jesteśmy zmęczeni tym gnaniem przed siebie, może warto...
...rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady?
Ale czy jesteśmy gotowi, by zupełnie odciąć się od świata, jaki znamy? Zapewne znajdą się tacy, którzy na to pytanie odpowiedzą twierdząco, jednak większość będzie chciała nadal móc korzystać z osiągnięć cywilizacyjnych, a w szczególności z łączności telefonicznej i internetowej, najlepiej mobilnej. Teoretycznie nie powinno być z tym większych problemów w żadnym zakątku Polski, a jak jest w praktyce? Na ostatnie pytanie postaram się odpowiedzieć na przykładzie Bieszczadów właśnie, w których spędziłem większość swojego życia.
Zasięg sieci komórkowych
Któż z nas nie oglądał map zasięgu największych operatorów komórkowych w Polsce, przed wybraniem się w jakieś miejsce? Także przed wybraniem się w Bieszczady wypada to zrobić, choć nie należy tym mapom bezgranicznie wierzyć. Szybko dojdziemy do wniosku, że jeśli będziemy się trzymać większych skupisk ludzi oraz miejscowości turystycznych, z zasięgiem sieci komórkowej nie powinno być problemu, nawet w technologii LTE. Jeśli jednak marzy nam się cisza i spokój oraz ładne widoki przed nami, zaczną się problemy. Najładniejsze bieszczadzkie zakątki to najdalej na południowy wschód wysunięte części Polski, tuż przy granicy z Ukrainą i Słowacją. Ze względu na duże odległości oraz ukształtowanie terenu, liczba stacji BTS powinna być odpowiednio większa, niż na równinie. Jednak jest to teren słabo zaludniony, często wręcz dziki, zatem operatorzy sieci komórkowych niechętnie inwestują tu swoje pieniądze. Efekt? Liczba stacji bazowych jest niewielka, a odległości między nimi duże. Bardzo często przemieszczając się pomiędzy nimi trafiamy do miejsc, gdzie zasięgu nie ma w ogóle lub jest tak słaby, że ciężko jest z niego swobodnie korzystać. A jeśli dodatkowo okaże się, że sieć komórkowa to w zasadzie jedyny rozsądny dostarczyciel połączenia z siecią Internet (jak ma to miejsce w moim przypadku),
bez mocnej anteny, najlepiej umieszczonej bardzo wysoko, się nie obejdzie. Ja także mam taką antenę, a w zasadzie dwie anteny, dające - przynajmniej teoretycznie - łączny zysk wynoszący 48 dB. Efekt? Mogę surfować po Internecie z zawrotną prędkością 10-40 Mb/s (download) i 1-3 Mb/s (upload).
Mapa zasięgu sieci Play, źródło: play.pl
Mapa zasięgu sieci T-Mobile, źródło: t-mobile.pl
Znajdźmy winnego
Kto jest winien tego, że zasięg sieci komórkowych w Bieszczadach jest, jaki jest? Największym winowajcą na pewno są góry, które stoją na drodze fal radiowych. To także mała liczba stacji bazowych, które obejmują swoim zasięgiem często wyżej położone miejsca, a nie doliny, w których mieszkają ludzie. Winę ponosi także polskie prawo, które ogranicza maksymalną moc nadajników do ekstremalnie niskich wartości, wielokrotnie mniejszych, niż u naszych sąsiadów. Ten ostatni problem jest łatwy do zauważenia w pobliżu granic polsko-ukraińskiej i polsko-słowackiej, a pisząc o pobliżu mam na myśli kilkukilometrowy pas przy granicy. Bardzo często, gdy znika zasięg polskiej sieci komórkowej, pojawia się zasięg sieci zagranicznej. Szczególnie jest to widoczne w wyższych partiach Bieszczadów. Przemierzając bieszczadzkie połoniny, przede wszystkim te w okolicach Tarnicy lub Rawek, nasze telefony będą miały bardzo dobry zasięg, ale niestety nie polskiej sieci. Najczęściej będzie to ukraińska sieć komórkowa, rzadziej słowacka. A jeśli będziemy mieć więcej szczęścia, to zobaczymy na wyświetlaczach naszych telefonów oznaczenie węgierskiej sieci komórkowej, co raz mnie osobiście spotkało. Odległość z polskich Bieszczadów do granicy węgierskiej to ponad 80 km w linii prostej.
No dobra, jest zasięg, więc w czym problem? W kosztach. Pół biedy, jeśli będziemy zmuszeni do korzystania z sieci słowackiej. Koszty roamingu w obrębie Unii Europejskiej idą w dół, a wkrótce dodatkowe opłaty dla konsumentów mają zupełnie zniknąć. Niestety jednak częściej będziemy w zasięgu sieci ukraińskiej, gdzie opłaty bywają naprawdę wysokie (po szczegóły odsyłam do cenników poszczególnych polskich sieci komórkowych). Problemem są też sami Polacy, którzy z jednej strony chcą w sposób swobodny i nieograniczony korzystać z telefonii komórkowej, ale jednocześnie nie zgadzają się na budowę kolejnych stacji bazowych. Natomiast i tak już niskie polskie normy, jeśli chodzi o dopuszczalną moc nadajników, chcieliby jeszcze bardziej obniżyć. A wszystko to przez zasłyszane tu i ówdzie informacje o szkodliwości fal radiowych, chociaż w zasadzie nie istnieją na to jednoznaczne i niepodważalne dowody (jednak to już temat na inny tekst).
A co z łącznością bardziej tradycyjną?
Jeśli już osiądziemy w jakimś pięknym bieszczadzkim zakątku i zechcemy podłączyć nasz domek do Internetu, zapewne pomyślimy o stałym łączu przewodowym. Przecież przemieszczając się po okolicy cały czas widzimy kable telefoniczne podwieszone na słupach, często drewnianych i mających lata świetności dawno za sobą. Życzę z całego serca powodzenia takim osobom. Sam kilka lat temu chciałem połączyć swój dom z siecią Telekomunikacji Polskiej (obecnie Orange). Zdołałem nawet podpisać stosowną umowę, a kurier dostarczył mi do domu potrzebny sprzęt. Szybko jednak okazało się, że połączenia nie dostanę, z powodu "braku możliwości technicznych". Niedaleko mojego domu przebiega linia telefoniczna, ale okazało się, że wszystkie pary przewodów są zajęte, a nowego kabla (4 km od najbliższej centrali) ciągnąć nie będą, bo im się nie opłaca.
Światełko nadziei pojawiło się w ostatnich latach, gdy w Polsce realizowany był, za pieniądze unijne, program "Polska Cyfrowa", w ramach którego rzesze Polaków miały otrzymać dostęp do szerokopasmowego Internetu. Jaki to miało wpływ na Bieszczady? Przez wiele miesięcy można było zauważyć wzdłuż głównych dróg w regionie ekipy uwijające się przy wkopywaniu w ziemię dziesiątków kilometrów światłowodu. Jeden z nich przechodzi przez moją wieś gminną. Prace trwały długo, jeszcze dłużej trwały przestoje w pracy, ale w końcu światłowód znalazł się na swoim miejscu. I nadal sobie tam spokojnie leży, przez nikogo nie niepokojony, ponieważ nie ma komu do tego światłowodu podłączyć poszczególne gospodarstwa domowe.
Kasa musi się zgadzać
Celem każdej firmy działającej na rynku jest osiągnięcie jak największego zysku i to można zrozumieć. Dotyczy to także firm telekomunikacyjnych, które mają nam zapewnić kontakt ze światem. A największy zysk te firmy mają tam, gdzie mieszka dużo ludzi. Bieszczady do takich miejsc nie należą. Tu nie tylko mieszkańców, ale i turystów jest stosunkowo niewielu, zatem tak zwane białe plamy wciąż tu są i jeszcze długo będą. Prowadzone w okolicy inwestycje w rozwój usług telekomunikacyjnych na ogół omijają miejsca najsłabiej zaludnione, albo brakuje im przysłowiowej "kropki nad i" (jak w przypadku światłowodu). Myślę, że przede wszystkim polskie władze powinny poczynić lepsze i skuteczniejsze kroki, by zapobiec telekomunikacyjnemu wykluczeniu tutejszych mieszkańców: albo działając bezpośrednio, albo ułatwiając to firmom telekomunikacyjnym w taki czy inny sposób. Póki co jednak nie możemy na to liczyć. Jeśli więc ktoś z Was, drodzy Czytelnicy, zechce zamieszkać w sercu Bieszczadów, niech dobrze się zastanowi, czy jest gotowy na to, by żyć na granicy zasięgu lub zupełnie poza nim...
Źródło zdjęć: Marian Szutiak Lech Okoń