Propozycja wybrania się do siedziby firmy Leica spadła na mnie niczym grom z jasnego nieba. Zamiast czytać o tej świątyni fotografii z wypiekami na twarzy, pojawiła się możliwość zobaczenia tego wszystkiego na własne oczy.
Dalsza część tekstu pod wideo
Propozycja wybrania się do siedziby firmy Leica spadła na mnie niczym grom z jasnego nieba. Zamiast czytać o tej świątyni fotografii z wypiekami na twarzy, pojawiła się możliwość zobaczenia tego wszystkiego na własne oczy.
Leica... ta Leica
Leica to legendarna wręcz marka, od której zaczęła się epoka małoobrazkowych aparatów fotograficznych. Pierwsze egzemplarze z początków zeszłego stulecia osiągają obecnie na aukcjach wielomilionowe kwoty, a stuletnia marka nadal ma się dobrze, trzymając się zasady jakość przed ilością.
Co warto dodać, w przypadku topowych modeli, nadal do czynienia mamy z manufakturą, a nie wszędobylskimi robotami. Klienci mogą sami wybrać jaką skórą ma być pokryty ich aparat czy inne spersonalizowane akcenty, a przy kilkudziesięciu aparatach pełnoklatkowych produkowanych dziennie, absolutnie nie można mówić o towarze masowym. Mistrzowskie rzemiosło, połączone z niesamowitą precyzją ma jednak swoją cenę. Sensowne korpusy zaczynają się grubo ponad 10 tys. zł, podobnie jak obiektywy. A i zestaw za 50 - 80 tys. zł, uzbrojony w jeden zaledwie obiektyw nie jest niczym niezwykłym w przypadku tej marki.
Huawei P20 Pro w dłoń i do dzieła
Zwiedzaniu muzeum historii Leiki czy podglądaniu przebywających w sterylnych warunkach pracowników firmy przez cały czas towarzyszyło podejście - nie liczy się sprzęt, bo to tylko narzędzie, liczy się finalne zdjęcie. Podejście to kontynuowali znakomici fotografowie, z którymi spędziliśmy obfite w emocje 2 dni warsztatów. W opanowaniu fotograficznego narzędzia, którym w tym przypadku były smartfony Huawei P20 Pro, pomagał Alex Lambrechts, który pracując na analogowych aparatach firmy Leica po dziś dzień nie potrzebuje dla osiągnięcia ekspresji Photoshopa oraz legenda polskiej fotografii (szczególnie BW), Tomasz Lazar. Obaj panowie uczyli nas zarówno fotograficznego spojrzenia, jak i przydatnych tricków, które pozwalają osiągnąć nieszablonowe efekty.
Ale zaraz zaraz... przecież to tylko logo na obudowie...
No więc właśnie nie. Jak zapewnili nas Marius Eschweiter (globalny dyrektor rozwoju biznesu w Leica) oraz Florian Weiler (szef działu projektowania optyki), to nie jest prosty branding, lecz wspólna, ciężka praca pomiędzy niemiecką i chińską firmą. Co chwila pracownicy jeżdżą pomiędzy europejską i chińską siedzibą, a wyłuskanie dodatkowego 0,2 mm grubości urządzenia to w siedzibie Leiki - dosłownie - okazja do otworzenia szampana.
Obiektywy zastosowane we flagowcach Huaweia mają ekstremalnie wręcz wyśrubowane parametry - zarówno pod względem precyzji, jak i właściwości zastosowanych szkieł. Projekty matematyczne tworzą inżynierowie z Niemiec, a nad ostatecznym wdrożeniem i testami pracują działy obu firm.
Na spotkaniu dowiedzieliśmy się, że już trwają prace nad aparatami do kolejnego optycznego dziecka Huaweia i Leiki (prawdopodobnie chodzi o nowego Mate'a), a dalsza współpraca oparta na wyłączności potrwa jeszcze minimum 5 lat. Co sprawiło największą trudność inżynierom podczas projektowania modułów fotograficznych do Huaweia P20 Pro? Wbrew pozorom nie duży 40-megapikselowy sensor, lecz moduł fotograficzny z 3-krotnym przybliżeniem. Tak długie ogniskowe niezwykle trudno jest upchać do wąskiego modułu fotograficznego.
Padło też pytanie o zbliżoną na papierze linię Honor. Co tak właściwie odróżnia ją od znacznie droższej serii P? I tutaj nie było żadnego zawahania - to jakość, szczególnie optyki. Moduły fotograficzne nie są takie same i nie korzystają z tej samej klasy szkieł, a to przekłada się na znacznie słabsze wyniki, gdy warunki oświetleniowe dalekie są od idealnych.
Foto-szaleństwo
Intensywne warsztaty oraz niesamowita architektura parku technologicznego Leiki i miasta Wetzlar sprawiły, że telefony nam praktycznie nie stygły. 930 zdjęć i setka sekwencji wideo w niespełna 2 dni, to zdecydowanie liczby nie w moim, oszczędnym stylu... Co jednak chyba najistotniejsze, zaledwie 90 zdjęć wykonałem "pełnoprawnym" aparatem, a całą resztę telefonem. I wiem, że już się powtarzam, ale branie klasycznego aparatu na wyjazdy ma coraz mniejszy sens przy możliwościach topowych smartfonów.
Żadne ze zdjęć dołączonych do tego tekstu nie pochodzi z lustrzanki, to wszystko z Huaweia P20 Pro, bez gimbala czy statywu. Jedne zupełnie bez obróbki, inne z sugerowanymi na warsztatach doświetleniami itp. Dobre to czasy, gdy zamiast wstydu "bo to z telefonu", padają pytania "z jakiej to lustrzanki" :-).
Pozostaje mi podziękować firmie Huawei za fotograficzne doznania. Z rozpędu zaznaczę jednak, że powyższy tekst nie powstał na zlecenie firmy Huawei i w żadnym wypadku nie jest reklamą.
Galeria zdjęć
Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na
Google News