Mogłoby być tak pięknie, a nie jest. Mowa rzecz jasna o graniu na smartfonach. A wiecie dlaczego? Nie, nie dlatego, że nie ma w co grać. Problem leży zupełnie gdzie indziej.
Mój stary jest fanatykiem wędkarstwa. Właściwie to nie wędkarstwa, a gier z serii Sid Meier’s Civilization. I nie mój stary, tylko ja. No ale cała reszta się zgadza. Co ciekawe, pierwszy kontakt z serią miałem dzięki javowemu portowi Civilization III, którego jako dzieciak katowałem na swojej Nokii 3510i. Powiem Wam, że rozbudowane tytuły strategiczne nie zostały stworzone do ogrywania na ekraniku o rozdzielczości 96x65, ale to już temat na kiedy indziej.
W każdym razie prawdziwa miłość do serii przyszła wraz z debiutem piątej części, której zawdzięczam niejedną zarwaną noc za czasów studiów. Zawsze ubolewałem, że nigdy nie mogłem zagrać w nią na moim tablecie z Androidem (i nie, nie tylko dlatego, że zdecydowanie pomogłoby to przetrwać niektóre wykłady), choć konkurencja spod znaku nadgryzionego jabłka taką możliwość miała. Ale kilka lat minęło, na rynku zadebiutowała szósta część i moje marzenie w końcu się spełniło. Fakt, jakieś cztery lata po premierze wersji na PC, ale kij z tym – Sid Meier’s Civilization VI w końcu ukazało się na Androida!
Po takiej fali entuzjazmu powinienem napisać, że od razu zajrzałem do Sklepu Play i kupiłem pełną wersję, ale nie – nawet dla ukochanej Cywilizacji nie będę narażał się na konieczność tłumaczenia żonie, czemu wydałem prawie 100 zł na grę na telefon. Szczególnie, że potem trzeba wyłożyć jeszcze dwa razy tyle na dodatki, a przecież całość kupiłem już dwa razy: raz na PlayStation 4 i raz na PC. Nie, Cywilizacja Cywilizacją, ale czekamy na promocję. W międzyczasie jednak nie omieszkałem pobrać sobie darmowej wersji gry, która pozwala na rozegranie pierwszych 60 tur. I powiem Wam, mimo nieco uciążliwego sterowania i cięć graficznych grało się w to całkiem przyjemnie, a mój Xiaomi Mi 9T Pro radził sobie z tym wymagającym tytułem w zasadzie bezbłędnie. No to nie zostało nic innego, niż monitorować, kiedy trafi się jakaś przecena.
Nie wiem czy wyczekiwana przecena w końcu nadeszła, ale na pewno wydarzyło się coś innego. Kiedy kilka dni temu kontrolnie zajrzałem do Sklepu Play na moim smartfonie, po Cywilizacji ani widu, ani słychu. Czyżby premiera wersji na Androida tylko mi się przyśniła? Nie, wchodząc do sklepu przez przeglądarkę odnalazłem ją bez problemu. Jedynie mój telefon nagle przestał być kompatybilny. Czemu? Nie mam pojęcia – w końcu, jak już pisałem, działała jak złoto. Żeby było jeszcze ciekawiej, spośród długiej listy telefonów przypisanych do mojego konta (uroki bycia testerem) zgodnych z Cywilizacją jest jedynie 5 modeli, a wśród nich… Xiaomi Poco X3 NFC, a więc model zdecydowanie słabszy od mojego prywatnego Mi 9T Pro. Argument o niewystarczającej specyfikacji obalony definitywnie.
Tylko w takim razie nie wiem czemu nie mogę pograć w grę na swoim telefonie. Przecież działała, więc o co chodzi? Kasa? Niekompetencja developerów? Spisek Illuminati? O co by nie chodziło – gdybym w dniu premiery wydał na nią te prawie 100 zł (a kusiło, oj kusiło), dziś nie miałbym ani 100 zł, ani gry, za którą zapłaciłem.
I to jest problem z graniem na smartfonach. Nie, nie to, że rynek zalewają darmowe „gry”, gdzie częściej klikamy w przycisk do wyłączania reklam, niż realnie gramy. I nie, nie to, że sterowanie dotykowe nie nadaje się do wymagających tytułów – uwierzcie mi, gdyby tak było, już dawno usunąłbym ze swojego smartfona Dead Cells. Problemem jest po macoszemu traktowany temat wsparcia dla aplikacji oraz ich kompatybilności z nowszymi urządzeniami i systemami operacyjnymi. Wydając kilkadziesiąt złotych na grę chciałbym mieć pewność, że będę mógł do niej wracać. Za rok, dwa, dziesięć, na nowym telefonie i po pięciu aktualizacjach systemu – chcę mieć gwarancję, że nadal będę mógł w nią pograć. Kupując gry na smartfony tej gwarancji nie mam praktycznie nigdy i bardzo nad tym ubolewam.
Szkoda, bo bardzo chciałbym wrócić chociażby do Chaos Rings, czyli jednego z pierwszych tytułów, który udowodnił mi, że smartfon może być świetną platformą do grania. Chciałbym, ale nie mogę, bo mimo wydania na grę i jej dwa sequele chyba po 50 zł per sztuka (nawet dziś zawrotne pieniądze jak na grę mobilną) wydawca po prostu usunął je ze sklepu, a przy okazji także z mojej biblioteki. Jasne, podobne rzeczy dzieją się też na Steamie, PlayStation Store czy Xbox Live, ale z drobną różnicą – tam nawet jeśli jakaś pozycja jest wycofana ze sprzedaży, to osoby, które ją kupiły, nadal mogą ją pobrać.
Wszystko to dzieje się mimo faktu, że smartfonowe wersje gier są często równie drogie albo i droższe od swoich odpowiedników na dużych platformach, a ich warstwa techniczna pozostawia wiele do życzenia. Nie zawsze oczywiście. Zgrzeszyłbym, nie podając w tym miejscu kilku pozytywnych przykładów, takich jak chociażby mobilne porty Castlevania: Symphony of the Night czy wspomnianego już Dead Cells. Obydwa te tytuły w swoim przenośnym wydaniu wypadają fenomenalnie i można je kupić za rozsądną cenę. Ale po drugiej stronie skali mamy chociażby port Final Fantasy IX, który w Sklepie Play kosztuje 99,99 zł, w związku z czym jest droższy od wersji na PlayStation 4 czy PC, a mimo to wielu użytkowników kończy swoją przygodę z nim jedynie na czarnym ekranie. I bynajmniej nie jest to jedyny przykład tego typu.
I nie zrozumcie mnie źle – uwielbiam grać na smartfonach i uważam, że mogą być fantastyczną platformą do tego celu. Tyle tylko, że zamiast przepłacać za Final Fantasy IX na Androida i modlić się, żebym na następny dzień nadal mógł je uruchomić, wolę odkurzyć moją oryginalną kopię na PSX, a obrazy płyt załadować w emulatorze. W ten sposób wracam do tej gry już od kilkunastu lat i jestem pewny, że za kolejnych kilkanaście nadal będę to robił. Zastanawiam się, ile spośród tytułów, które dziś mam zainstalowane na swoim smartfonie, będzie po takim czasie nadal grywalnych. Obawiam się, że niewiele i będę bardzo zdziwiony, jeśli na tej liście znajdzie się miejsce dla androidowego Civilization VI.
Źródło zdjęć: własne, Square Enix
Źródło tekstu: własne