Im więcej czasu spędzam z Vivo X80 Pro, tym bardziej wydaje mi się, że Vivo dokonało niemożliwego. Nie dość, że konstruktorzy poskromili gorący temperament Snapdragona 8 gen. 1, to jeszcze zapewnili energię na dłużej, niż konkurencja. Nie widziałam jeszcze telefonu, który pozwoliłby tak podkręcić Genshin Impact i działałby przy tym stabilnie przez dłuższy czas. Nie wiem, co inżynierowie Vivo zrobili z chłodzeniem, ale mam nadzieję, że będą robić to dalej.
Do tego udało się zapakować bardzo dobry aparat do telefonu. Owszem, nie jest idealny, ale fizyki nie przeskoczymy (jeszcze?). Nie można oczekiwać od malutkich soczewek, by przepuszczały światło równie dobrze, co soczewki większe od nich kilkaset razy, więc jestem w stanie wybaczyć, jeśli na granicach kadru wkradną się aberracje czy zniekształcenia. Poza tym uważam, że zdjęcia są doskonałe, niezależnie od tego, którym aparatem je robiłam.
Filmy mniej mnie urzekły. Nie widzę powodu, by korzystać ze sztandarowej funkcji wideo, czyli trybu cinematic. Podoba mi się stabilizacja obrazu i kolorystyka, ale to wciąż nie to samo, co kamera z większymi soczewkami. W większości przypadków podoba mi się jakość nagranego dźwięku, zwłaszcza gdy telefon nie stara się na siłę wyodrębnić głosu osób w okolicy. Większość dobrych materiałów nagrałam bez pomocy sztucznej inteligencji – nie uważam, by jej pomoc była niezbędna, a czasami przegina z podkręcaniem kolorów.
Na plus zaliczam także system FuntouchOS, bazujący na Androidzie 12. Przede wszystkim działa idealnie płynnie. Korzystałam z Vivo X80 Pro ponad miesiąc i ani razu nie widziałam przyciętej animacji. Jest tu też sporo możliwości personalizacji telefonu, co bardzo sobie cenię. Trochę gorzej jest z dostępnością dobrej jakości akcesoriów, a chętnie zmieniłabym czarny pokrowiec z zestawu na coś bardziej kolorowego. Wybór jak dotąd jest niewielki i nie sądzę, by miało się to zmienić. W końcu mówimy o telefonie za 5999 zł, kierowany do wąskiego grona odbiorców.
Źródło zdjęć: własne
Źródło tekstu: Własne