Test Philips 498P9Z: Jeden monitor by rządzić nimi wszystkimi
Zapraszamy na test wyjątkowego, 49-calowego monitora Philips 498P9Z. Jest to ultrapanoramiczna propozycja o wysokiej rozdzielczości i częstotliwości odświeżania oraz niskim czasie reakcji. Holendrzy próbują tym modelem zadowolić każdego użytkownika. To ambitny cel, ale czy możliwy do spełnienia?

Pandemia COVID-19 mocno zmieniła nasze życie. Chociaż obostrzenia w Polsce zostały znacząco poluzowane, to sporo osób nadal pracuje zdalnie, a część studentów wciąż nie wróciła na uczelnie. To postawiło przed domownikami nowe wyzwania. Nagle pojawiła się potrzeba posiadania wielu urządzeń zdolnych do uczestniczenia w prezentacjach i wideokonferencjach.
Praca w domu to jednak nie tylko pakiet biurowy i uczestnictwo w spotkaniach online. Sporo specjalistów również zaszyło się w swoich czterech ścianach. A nie każda firma wypożycza sprzęt, który był dostępny w biurze i czasami trzeba go kupić samemu. Dzisiaj pochylimy się nad kwestią monitorów, bowiem Philips uważa, że ma model idealny zarówno do grania, jak i pracowania. Jego rozmiar i rozdzielczość ma zastąpić dwa wyświetlacze.



Philips 498P9Z to zakrzywiony monitor ultrapanoramiczny. Mamy tutaj do czynienia z przekątną 49” w formacie 32:9. Zastosowana matryca to technologia VA i oferuje rozdzielczość 5120 x 1440 pikseli, czyli tak zwane Double Quad HD. Nie można tego mylić z 5K, czyli 5120 x 2880 pikseli. Gubicie się w dziwnych nazwach i suchej teorii? Bardziej obrazowo – wspomniany Philips to zasadniczo dwa połączone monitory 27-calowe o rozdzielczości 2560 x 1440 pikseli każdy.
Tym samym dostępny obszar roboczy jest ogromny. Jakby tego było mało to Holendrzy serwują nam sporo innych smaczków – wysoka częstotliwość odświeżania do 165 Hz, względnie niski czas reakcji wynoszący 4 milisekundy (GtG), obsługa DisplayHDR 400 i wiele więcej. Pełna specyfikacja testowanego urządzenia prezentuje się następująco:
- Rozmiar monitora (S x W x G): 119,4 x 56,8 x 30,3 cm
- Przekątna ekranu: 49”
- Format obrazu: 32:9
- Zakrzywienie: Tak, 1800R
- Typ matrycy: VA
- Rozdzielczość obrazu: 5120 x 1440 px
- Zagęszczenie pikseli: 109 PPI
- Częstotliwość odświeżania: do 165 Hz
- Czas reakcji (GtG): 4 ms
- Maksymalna jasność: do 550 cd/m²
- Typowy kontrast: 3000:1
- Wejścia wideo: 1x DisplayPort 1.4; 3x HDMI 2.0
- Pozostałe złącza: 2x USB 3.2 typu B, 4x USB 3.2 typu A, złącze słuchawkowe
- Inne: KVM, Picture by Picture, Display HDR 400, wbudowane głośniki
- Cena: ok. 5099 zł
Wygląd i wykonanie
Monitor zapakowany jest w ogromne i ciężkie opakowanie, które jest średnio poręczne i trudne w przenoszeniu przez jedną osobę. W środku znajdziemy masę styropianu zabezpieczającego monitor i akcesoria. W zestawie otrzymujemy podstawę, ekran oraz przewody – zasilający, HDMI, DisplayPort oraz USB, który pozwala na obsługę wbudowanego HUB-a.
Podstawa jest duża (ok. 30 x 35 centymetrów) i solidna, wykonana niemal w całości z metalu. Jej design jest nowoczesny i dość uniwersalny. Od spodu znalazły się gumowe podkładki antypoślizgowe. Do ekranu montowana jest na specjalne zaczepy wspierane dodatkowo przez cztery śruby. Oferuje ona regulację wysokości o 130 milimetrów i pochylenie matrycy o -5/+15 stopni. Nie zabrakło też wsparcia dla uchwytów montażowych VESA 100. Sam ekran ma już plastikową obudowę, a matryca jest zdaniem producenta bezramkowa. Nie jest to jednak do końca prawda – na dolnej krawędzi jak najbardziej mamy pasek szczotkowanego aluminium, na którym znalazło się logo Philips, oznaczenie modelu oraz podpisy pod przyciskami menu.
Z drugiej strony nie dzieje się wiele więcej. W oczy wpierw rzuca się część podstawki znowu przypominająca szczotkowane aluminium, acz tutaj nie mam pewności czy to nie jest stylizowane tworzywo sztuczne. Prócz tego widać otwory po lewej i prawej stronie, za którymi ukryto dwa wbudowane głośniki – każdy o mocy 5 W. Znalazło się też miejsce na zabezpieczenie Kensington lock oraz panel złącz I/O – trzy HDMI 2.0, jedno DisplayPort 1.4, dwa USB 3.2 typu B (upstream), cztery USB 3.2 typu A (downstream) z czego jedno z funkcją szybkiego ładowania. Nie rozumiem tylko czemu miejsce na przewód zasilający jest zupełnie w innej części monitora, przez co później trudno to spiąć w jedną, wizualnie atrakcyjną wiązkę.
Ogólna jakość wykonania i zastosowane materiały w Philips 498P9Z stoją na bardzo wysokim poziomie i trudno mi na coś tutaj narzekać. Najlepiej moim zdaniem wypada metalowa „nóżka” (podstawa).
Obsługa
Chociaż z komputerami zarówno prywatnie, jak i służbowo mam do czynienia codziennie od wielu, wielu lat, a w moich rękach była masa sprzętu – łącznie z prototypami i takim, który finalnie nie trafił na rynek – to trzeba przyznać, że Philips 498P9Z robi wrażenie. Jest to ogromny monitor, który dominuje stanowisko komputerowe i momentami wręcz przytłacza. I mówi to osoba, która naprzemiennie pracuje na dwóch lub trzech monitorach równocześnie.
Jak wspomniałem wcześniej dostępne pole robocze jest ogromne. Do wyboru mamy dwa tryby pracy dzięki funkcji Picture by Picture – albo pełna rozdzielczość, albo podział monitora na dwa ekrany. Drugie z wymienionych wymaga podłączenia dwóch przewodów. I tutaj warto podkreślić, że 165 Hz dostępne jest tylko przy użyciu złącza DisplayPort, a takie mamy tylko jedno w zestawie. Tak czy siak to szalenie wygodne, zwłaszcza jeśli posiada się więcej niż jeden komputer lub np. komputer i konsolę. Co więcej tutaj sporym plusem jest KVM, czyli możliwość używania jednej myszy i klawiatury (lub innych akcesoriów USB podpiętych do monitora) na kilku urządzeniach.
Co z wbudowanymi głośnikami? Cóż, jak w prawie każdym monitorze – po prostu są. Głośność jest duża, ale jakość mizerna. Brakuje niskich tonów, a więc tzw. „basu”. Z wysokimi jest lepiej, ale tylko minimalnie. Najlepiej ma się średnica, ale tak czy siak większość muzyki brzmi źle, a nawet głosy osób w filmach, serialach czy podczas wideokonferencji wydają się nienaturalne.
Jeszcze gorzej moim zdaniem wygląda wsparcie materiałów HDR. Co prawda mamy tutaj certyfikat Display HDR 400, ale osoby obyte w temacie wiedzą już co to znaczy – jest to niezbędne minimum, by móc chwalić się „monitorem HDR”. I wcale nie wygląda to lepiej niż na porządnym monitorze SDR. Do tego bowiem trzeba byłoby wyższej jasności i wielu stref wygaszania.
Philips 498P9Z pochwalić można jednak za OSD (On-Screen-Display), czyli po prostu menu monitora. Jest ono rozbudowane, ale nie przesadzone. Wszystko zostało dość dobrze pogrupowane, a do wyboru mamy kilkanaście różnych języków – w tym polski. Sterowanie odbywa się fizycznymi przyciskami znajdującymi w prawej, dolnej krawędzi monitora.
Co możemy tutaj ustawić? Wybrać tryb LowBlue Mode ograniczający ilość światła niebieskiego; źródło sygnału; ustawienia obrazu – HDR, jasność, kontrast, ostrość, gamma itd.; włączyć/wyłączyć Picture by Picture wraz z wyborem źródła sygnału i zamianą stron; włączyć/wyłączyć głośniki, wybrać źródło dźwięku, ustawić głośność; zmienić ustawienia kolorów – temperatura barwowa (5000, 6500, 7500, 8200, 9300 lub 11500K), sRGB lub własne ustawienia RGB.
Uwagi? Cóż, w tym segmencie cenowym Philips mógłby podpatrzeć rozwiązania stosowane u konkurencji. To znaczy joystick z tyłu monitora albo przyciski dotykowe. Fizyczne są moim zdaniem chyba najmniej wygodne. Zwłaszcza, że tutaj zostały wpuszczone w obudowę i trzeba ich szukać palcami.
Pobór mocy
Wszystkie pomiary wykonywane były na ustawieniach fabrycznych. W przypadku poboru mocy trzeba przyznać, że jest on równie duży jak sam monitor. Może to mieć już wpływ na rachunki za prąd w skali roku. Przy 100% jasności mowa o poborze 100,5 W; przy 50% jasności to 61 W; przy 25% jasności to około 46,5 W; przy 0% to 36 W. W trybie czuwania jest to poniżej 1 W (watomierz pokazywał 0 W, ale zawsze warto uwzględnić błąd pomiaru). Osobiście przez większość czasu korzystałem z 50% jasności. Wszystko powyżej tej wartości męczyło moje oczy, zwłaszcza w nocy.
Philips 498P9Z korzysta z zakrzywionej matrycy VA o przekątnej 49 cali w formacie 32:9. Mamy tutaj do czynienia z rozdzielczością 5120 x 1440 pikseli, co daje nam zagęszczenie pikseli na poziomie 109 PPI. Jest to wartość standardowa. Dla porównania popularniejsze 1920 x 1080 pikseli na 21 calach to 105 PPI, zaś 2560 x 1400 pikseli na 27 calach to 109 PPI.
Jak to jednak przekłada się na pracę i zabawę? Cóż, zależy. Sporo programów, gier, filmów i seriali nie jest po prostu nadal przystosowana do monitorów ultrapanoramicznych. W efekcie albo dostajemy rozciągnięty obraz, albo widzimy na lewo i prawo kosmiczne pasy. Jest jednak też sporo produkcji już do tego przystosowanych, lepiej lub gorzej. Pełną listę takich gier znajdziecie TUTAJ. Obejmuje ona nie tylko najnowsze produkcje AAA, ale również starsze tytuły i gry niezależne.
Z popularniejszych, które sam sprawdziłem na testowanym monitorze, mogę wymienić Elite Dangerous, Wiedźmin 3: Dziki Gon, Total War: Warhammer III. Urzekający jest zwłaszcza pierwszy tytuł, czyli symulator latania w kosmosie. Człowiek czuje się dosłownie jakby siedział w kokpicie maszyny. Z pewnością podobnie wygląda to w samochodówkach, ale niestety nie jestem ich fanem. Jednak nie wszędzie to się sprawdza, nawet jeśli gra obsługuje 32:9. Najgorzej wspominam Teamfight Tactics. Tutaj po prostu fizycznie się męczyłem musząc co chwila ruszać głową do lewej krawędzi gdzie znajdowały się synergie mojej drużyny, a następnie do prawej by sprawdzić punkty życia innych graczy. W efekcie po prostu przełączyłem się na grę w oknie i zmniejszyłem rozdzielczość.
Wracając jednak do liczb i pomiarów. Moje testy wykazały 100% pokrycia dla palety sRGB, 86% dla AdobeRGB i 91% dla DCI-P3. Czyli nieźle, ale gorzej niż producent deklaruje w specyfikacji, gdzie mowa kolejno o 122%, 89% i 91%. Kolejne rozjechanie się ze specyfikacją to pomiar maksymalnej jasności. Na zwykłym profilu mowa była o 447 cd/m², zamiast obiecywanych 550 cd/m². To jednak nadal bardzo, bardzo dużo. Do deklarowanych wartości udało mi się zbliżyć tylko w dwóch predefiniowanych ustawieniach – EasyRead oraz LowBlue Mode. Będąc jednak szczerym oba mi się nie spodobały i żadne z nich nie nadaje się do filmów, seriali czy gier.
Oczywiście w przypadku tak dużego, zakrzywionego ekranu i to opartego na matrycy VA nie mogło zabraknąć tzw. efektu „backlight bleeding”. Mowa o nierównomierności podświetlenia, które widoczne jest zwłaszcza w bardzo ciemnych scenach. Tutaj jest on zauważalny, ale nie tragiczny. Miałem do czynienia z gorszymi monitorami, a i wszystko zależy od konkretnego egzemplarza. Ten sam producent i model będą się od siebie często mocno różnić.
Podsumowanie
Philips 498P9Z to wyjątkowy monitor, który obiecuje wiele – duża przekątna i wysoka rozdzielczość; wysoka jasność i częstotliwość odświeżania; niski czas reakcji; dobre odzwierciadlenie kolorów. Prócz tego dostajemy dwa wbudowane głośniki, KVM czy obsługę HDR. Jak jednak obietnica i papierowa specyfikacja przekładają się na rzeczywistość? Otóż nie wszystko prezentuje się tak idealnie. Trzeba jednak przyznać, że wad jest mało.
Propozycja Holendrów towarzyszyła mi w pracy i relaksie przez około miesiąc. W tym czasie sprawdziłem ją w różnych zastosowaniach, na różnych profilach i zarówno jako jeden monitor 5120 x 1440 pikseli, jak i „dwa” 2560 x 1400 pikseli dzięki funkcji Picture by Picture. Werdykt? Jest to duży, ciężki (ok. 16 kilogramów!) i solidny sprzęt. To oznacza, że potrzeba na niego zarówno sporo miejsca na biurku jak i solidnego blatu. Kąty widzenia są bardzo dobre, kolory poprawne, a efekt backlight bleeding nie jest wybitnie duży. Jakość wykonania stoi na wysokim poziomie, a dostępny obszar roboczy jest ogromny. Może to być jednak zarówno zbawieniem, jak i przekleństwem.
Jeśli na co dzień korzystacie z kilku monitorów; pracujecie na wielu oknach dzielących jeden ekran lub posiadacie kilka urządzeń (PC + konsola; PC + Laptop; 2x PC itd.) to Philips 498P9Z będzie dla Was idealny. Podobnie sprawa ma się z fanami symulatorów – samochodówki czy latanie. Chociaż i fani dynamicznych gier (np. FPS, MOBA) nie mogą narzekać na częstotliwości odświeżania 165 Hz. Jednak jeśli przywykliście do jednego monitora to pojawia się zgrzyt. Sporo treści nadal nie jest dopasowanych do ultrapanoramy. A więc albo trzeba machać głową od lewej do prawej (co męczy bardziej niż mogłoby się wydawać); albo pogodzić z pustymi pasami po bokach. To jednak nie jest winna Philipsa, a samego standardu.
Najgorzej w przypadku Philips 498P9Z oceniam wbudowane głośniki, które są głośne, ale ich jakość jest niska. Dalej mamy wysoki pobór mocy – nawet do 100 W. To dużo w skali miesiąca czy roku, zwłaszcza jeśli ktoś dużo korzysta z komputera. Nie jestem też fanem technologii HDR w wersji „DisplayHDR 400”. Moim zdaniem to tylko pusty slogan – obraz wcale nie wygląda lepiej od zwykłego (SDR).
Zanim przejdę do ostatniego słowa spójrzmy jednak na konkurencje w segmencie DQHD. W Polsce dostępnych jest około 14 modeli od sześciu różnych producentów. Ich ceny wahają się od 4399 do 11 000 złotych. Pod tym względem Philips 498P9Z z ceną 5099 złotych wypada bardzo dobrze. Wiadomo, nie jest to niska kwota jak na polskie zarobki. Jest to jednak dobra cena jak za monitor ultrapanoramiczny o rozdzielczości 5120 x 1440 pikseli i częstotliwości odświeżania 165 Hz.
Podsumowując Philips 498P9Z jest monitorem, który jest dość uniwersalny. Wiele rzeczy robi bardzo dobrze, acz raczej niczego idealnie. Sprawdzi się w codziennym użytkowaniu, pracy oraz grach. Trzeba być jednak świadomym konsumentem i wiedzieć z czym wiąże się kupno ultrapanoramy. I takim właśnie osobom bez problemu mogę polecić holenderską propozycję.
Ocena: 8/10
Zalety:
- Bardzo dobra jakość wykonania
- Nowoczesny, uniwersalny design
- Dobre odzwierciedlenie kolorów
- Wysoka częstotliwość odświeżania
- HUB USB z szybkim ładowaniem
- Funkcja Picture by Picture
- Wysoka rozdzielczość
- Funkcja KVM
Wady:
- Słabe głośniki
- Duży pobór mocy
- DisplayHDR 400 wcale nie poprawia obrazu