Samsung Galaxy Note10 i Note10+ to genialne telefony i potężny powiew świeżości w portfolio koreańskiego producenta. Właśnie na coś takiego czekałem.
Jestem miłośnikiem serii Note od czasów zanim było to modne. Kupiłem pierwszego Note’a tuż po Galaxy S2, a podobnych szczytów zadowolenia doczekałem się przy premierze Note’a 4. Tego też postanowiłem nabyć, bo zwykłe testowanie to było za mało. Później urzekł mnie Note 7, ten jednak z przyczyn obiektywnych u mnie nie zagościł i nastała cisza.
Trudno powiedzieć czy był to spadek formy Samsunga, czy może chęć stawiania na sprawdzone rozwiązania, ale odczuwałem przez pewien czas nudę, która pchnęła mnie w objęcia konkurencji. Aż wreszcie w Amsterdamie przyszło mi poznać smartfony Galaxy Note10 i Note10+. Nie spodziewałem się aż tak wielkiego efektu WOW. Moi drodzy, właśnie wrócił ten Samsung, na którego telefony zerkam pożądliwym okiem.
Jak już zapewne zorientowaliście się, tym razem do czynienia mamy z dwoma wariantami urządzenia. Note10+ ma wielkość zeszłorocznego Note9, a „zwyczajny” Note10 to niemal idealnie wielkość Samsunga Galaxy S10. Gdzieś pomiędzy Note10 i Note10+ plasuje się gabarytowo Galaxy S10+. Szczególnie mniejszy telefon z rysikiem bardzo mocno mnie zaintrygował.
Tabela w dokładny sposób opisuje różnice pomiędzy urządzeniami. Opowiadam o nich też dosyć obszernie w filmie:
Na kolejnych stronach natomiast dodaję garść uwag i przemyśleń na temat nowej generacji „espenowych” smartfonów producenta. Niektóre cechy totalnie przekonały mnie do Note10, inne śmiało nazwać można dziwactwami. Rzecz jasna zachęcam też do lektury newsa poświęconego nowościom Samsunga, w którym piszemy m.in. o przedsprzedaży i ofertach specjalnych.
Źródło zdjęć: wł