PTC ma poważny kłopot z ludźmi – albo z tymi konstruującymi nowe oferty, albo z tymi je promującymi. W ostatnim czasie firma wypuściła kolejnego bubla, którego nazwała rewelacyjną ofertą. Może szwankuje komunikacja między tymi dwoma działami? No, ale firmie związanej z telekomunikacją nie powinno się to zdarzać...
Dalsza część tekstu pod wideo
PTC ma poważny kłopot z ludźmi – albo z tymi konstruującymi nowe oferty, albo z tymi je promującymi. W ostatnim czasie firma wypuściła kolejnego bubla, którego nazwała rewelacyjną ofertą. Może szwankuje komunikacja między tymi dwoma działami? No, ale firmie związanej z telekomunikacją nie powinno się to zdarzać…
Trochę ponad tydzień temu do oferty Ery wszedł
blue connect w telefonie. Oferta pakietów nie jest w żadnym stopniu ciekawa – 50 MB za 30 zł to drożej niż u konkurencji. Marketing mógł to przedstawić jako nową ofertę pakietową, ale wypalił od razu z grubej rury i zaklasyfikował do rodziny rozwiązań
blue connect. Owszem, mogłoby tak być, gdyby 30 zł kosztował pakiet dwa razy większy, czyli 100 MB. Byłoby taniej niż u konkurencji, a abonenci nie krzywiliby się tak porównując do nielimitowanej opcji
blue connect z oddzielną aktywacją za 48 zł. Koło się zamyka – albo marketing, albo ludzie tworzący nową ofertę, choć w tym wypadku przychylam się do opcji numer dwa.
30. maja pojawiła się kolejna oferta, tym razem dotycząca roamingu. W tajemniczym zaproszeniu na konferencje padły słowa
wyprzedzamy działania regulatora. Przypomnijmy, że kwestie cen roamingu są pod wnikliwą analizą zarówno polskiego regulatora, jak i unijnej komisarz ds. społeczeństwa informacyjnego i mediów – Viviane Reding. Trochę ponad miesiąc temu, operatorzy (głównie globalni) chyba trochę przestraszyli się i zaczęli pomału zajmować się swoją ofertą połączeń zagranicznych. Era też chciała dobrze, ale wyszło jak zwykle.
Konferencja zaczęła się od wielkich słów Witolda Paska, rzecznika zarządu PTC:
Przedstawiamy rewelacyjną ofertę, której konkurencja będzie nam zazdrościć. Szybko okazało się, że z rewelacją, rewolucją i innymi podobnymi słowami niewiele to ma wspólnego, co po spotkaniu przyznali sami przedstawiciele firmy. A samo spotkanie było bardzo ciekawe – w skrócie można określić to jako knockout w pierwszej rundzie po pierwszym ciosie. Przedstawiciele PTC nerwowo patrzyli w wydrukowaną prezentację szukając odpowiedzi na pytania padające z sali. Niespecjalnie je znajdowali, a czasami przyznawali nawet, że nie jest tak różowo, jak to na początku wyglądało. Ale przejdźmy do rzeczy.
Podstawowym „benefitem” (trudne słowo, z namiętnością używane przez marketing wszystkich operatorów) nowej oferty jest to, że użytkownik zawsze wie dokładnie ile zapłaci za połączenia w danej sieci. Nie da się ukryć – fajna i ciesząca sprawa, tym bardziej że stawki są „okrągłe”. Tak samo jak „nowy takt” – co 60 sekund, kiedy w starej ofercie bywało to często 60 / 30, czasami 60 / 1, a zdarzało się nawet 1 / 1 (np. Finlandia). Rozmowy tanieją głównie w sieciach T-Mobile (choć i tu nie zawsze), w wielu przypadkach drożeją znacznie rozmowy z innych sieci. Najdotkliwiej „po kieszeni” w nowej ofercie dostaną odbierający połączenia (co skrzętnie przemilczano, prezentując słupki z kosztami połączeń wychodzących), wykonujący połączenia wewnątrz danej sieci (np. grupa znajomych na wyciecze) i korzystający z SMS-ów. Największe wzrosty cen da się zauważyć we Francji, Włoszech, Hiszpanii, Irlandii czy Egipcie – czyli w krajach przez Polaków praktycznie nie odwiedzanych… ;-) W TakTaku wymyślono opłatę za roaming w wysokości 5 zł za tydzień – dobrze, że nie pobieraną od razu za miesiąc z góry. Oferta staje się niesamowicie „atrakcyjna” szczególnie dla mało dzwoniących – jest skierowana ewidentnie do nich, bo ceny jeszcze bardziej niż poprzednio zniechęcają do sięgania za granicą po telefon. Na prezentacji bardzo chwalono się znaczącą obniżką połączeń z USA, choć na innej mapce przyznano, że ruch z tamtych rejonów stanowi zaledwie 2,4% całości. Resztę szkoda komentować, poświęcimy jej osobny artykuł wyliczając wszystkie „benefity” z nią związane.
Tak jak poprzednio, w wypadku
blue connect w telefonie, nawalili ludzie tworzący nową ofertę, tak tutaj bardziej jestem skłonny sądzić, że marketing. Ofertę trzeba było zareklamować uczciwie jako alternatywę do dotychczasowej (bo taką de facto jest, można swobodnie przełączać się między nimi) i nie przedstawiać jej jako objawionej rewelacji – a jako inne rozłożenie kosztów. Klienci, wbrew pozorom, potrafią liczyć, a jeżeli już po raz drugi mają poważne wątpliwości co do uczciwości operatora (59,6% odpowiedzi w marcowym badaniu PBS na pytanie „Czym kierujesz się przy wyborze operatora?”), to mogą za trzecim razem zagłosować nogami. Na pewno z oferty i działań Ery „zadowoleni” będą wymienieni we wstępie regulatorzy. Skoro operatorzy sami nie chcą obniżać cen, to zrobią to na zasadach zaproponowanych z urzędu – dla klientów będzie to lepsze, bo skala obniżek powinna być większa.