Thermomix TM6 – test. Jeszcze nie upadłam na głowę


Czy Thermomix zasłużył na glorię, jaką jest otaczany? Sprawdziłam to na własnej skórze… a właściwie własnym blacie.

Anna Rymsza (Xyrcon)
99+
Udostępnij na fb
Udostępnij na X
Thermomix TM6 – test. Jeszcze nie upadłam na głowę

Testuję model TM6, a więc najnowszy. To robot kuchenny z funkcją gotowania, wyposażony w silnik o mocy 500 W, grzałkę 1000 W, misę o pojemności 2,2 l, ekran dotykowy, Wi-Fi i zestaw akcesoriów do gotowania. Zakres jego możliwości obejmuje czynności od delikatnego mieszania po błyskawiczne rozdrabnianie, gotowanie w wodzie i na parze oraz wszystkie inne czynności, wykorzystujące ruch i temperaturę. Mogę więc ugotować do 2,2 l zupy i wyrobić do 1,3 kg ciasta. Nie zabrakło nawet programu do fermentowania, w którym Thermomix TM6 jest odpowiedzialny za utrzymywanie stałej temperatury i wilgotności środowiska. Ta przyjemność kosztuje 5995 zł i nie da się iść do sklepu i ot tak wyjść z Thermomixem. Musisz zamówić prezentację i przejść przez cały proces, w którym dowiesz się, jak to urządzenie zmieni Twoje życie na lepsze (albo i nie).

Dalsza część tekstu pod wideo

Thermomix w akcji możesz zobaczyć na poniższym filmie, zapraszam do oglądania:

W zestawie znajduje się korpus z silnikiem i komputerem, który wszystkim steruje i misa z pokrywką i miarką. Ponadto jest tu niezbędna w kuchni silikonowa łopatka, koszyczek do gotowania w misie, nakładka do gotowania na parze (Vorwerk nazywa ją „Varoma®”), motylek do spieniania i dziurkowana pokrywka, która ułatwi odparowanie płynu z misy podczas zagęszczania. Z pomocą tego zestawu można zrobić mnóstwo dań i półproduktów, w tym mielić własną mąkę i fermentować jogurty. Nie są to czynności zarezerwowane tylko dla tego robota, ale tu wyraźnie podane są informacje, jak do tematu podejść. Przez to istotnie można odnieść wrażenie, że inne urządzenia tego nie potrafią.

Thermomix TM6 – test. Jeszcze nie upadłam na głowę

Wisienką na torcie ma być baza przepisów Cookidoo. Wisienka jest tak słodka, że trzeba jeszcze do niej dopłacić 199 zł rocznie, bo baza przepisów jest dostępna w abonamencie. Czy to rzeczywiście niezbędne? Zależy od Twojego stylu gotowania. Ja radzę sobie doskonale bez nich, ale kilka zrobiłam i jestem raczej zadowolona z efektów. Sprawdziłam chleby, bułki, chlebek bananowy, pasty kanapkowe, sajgonki, makarony z warzywami, zupy, focaccie i parę innych dań, a także sosy i dressingi. Gotowanie sous-vide zostawiłam na inną okazję, ponieważ misa jest za mała na moje potrzeby, a by nie przeciąć worka, warto dokupić osłonę noża. Niemniej, jeśli kupisz Thermomix TM6, przysługuje Ci 6 miesięcy darmowego okresu próbnego. Po założeniu nowego konta bez kupowania urządzenia otrzymasz miesiąc okresu próbnego – w końcu przepisy przeglądać można w innym celu niż by je ugotować w Thermomixie. 

Thermomix TM6. Dane techniczne

Na Thermomix TM6 trzeba zarezerwować na blacie powierzchnię 32 × 32 cm i dobrze by było, by nad urządzeniem nie było żadnej szafki czy półki. Z nakładką do gotowania na parze Thermomix TM6 będzie miał ok. 50 cm wysokości, a trzeba jeszcze czasami tam zajrzeć, zamieszać, coś dołożyć… wiadomo. Szczęśliwie nakładka Varoma (do gotowania na parze) jest dość szczelna, więc para nie będzie rozchodzić się na wszystkie meble dookoła.

Thermomix TM6 będzie wymagał nieco więcej prądu niż czajnik elektryczny. Nominalnie jego maksymalny pobór mocy to 1500 W, przy czym raczej nie będzie długo pracował „na pełnych obrotach”. Urządzenie ma oczywiście zabezpieczenie przed przegrzaniem.

Moc znamionowa silnika to 500 W. Co ciekawe, to silnik o bezstopniowej regulacji obrotów, zdolny pracować z prędkością do 10700 obrotów na minutę. Podczas większości trybów pracy minimalna prędkość to 100 obrotów na minutę, ale możliwe jest też „delikatne mieszanie” z prędkością 40 obrotów na minutę. Przy wyrabianiu ciasta Thermomix TM6 będzie pracował interwałowo i w obu kierunkach. Przy tym warto zaznaczyć, że będzie wydawał trochę inne dźwięki niż większość mikserów i robotów. Jego odgłosy pracy są wyższe i często nieregularne.

Układ grzewczy ma moc 1000 W i zabezpieczenie zapobiegające przegrzaniu. Misę można nagrzać maksymalnie to 120°C, minimum dla tej grzałki to 37°C. Regulacja temperatury jest płynna, mam jednak wrażenie, że Thermomix TM6 nagrzewa się wolniej niż konkurenci… za to wolniutko stygnie dzięki zabudowie wokół misy.

Misa ze stali nierdzewnej ma pojemność roboczą 2,2 l i można w niej wyrobić do 1,3 kg twardego ciasta. Pod misą znajduje się waga do 6 kg z możliwością tarowania, z dokładnością do 1 g. Co ciekawe, waga reaguje nie tylko na nacisk z góry, ale też na dotykanie ekranu i korzystanie z pokrętła. Jeśli więc ważysz składniki, nie dotykaj Thermomixa! Dokładność do 1 g też należy potraktować z przymrużeniem oka. Ponieważ dotknięcie zmienia wskazanie, a tarowanie wymaga dotknięcia… widzisz, dokąd to zmierza, prawda? Nie ma problemu przy 120 g mąki, ale rzeczy jak 10 g soli czy 7 g drożdży piekarskich wolę odmierzyć na własnej, sprawdzonej wadze.

Thermomix TM6 – test. Jeszcze nie upadłam na głowę

Na dnie misy znajduje się wielofunkcyjne ostrze – to żadne zaskoczenie. Można je łatwo wyjąć, odkręcając plastikowy element na dole misy. Ta wiedza przyda się przy myciu, bo wyciąganie ciasta spod noża to żadna przyjemność. Vorwerk zaleca, by wymieniać nóż co 2-4 lata, zależnie od tego, jak często rozdrabniane są twarde produkty (lód, ziarna na mąkę itp.).

Do obsługi wykorzystywane jest pokrętło z podświetleniem oraz ekran dotykowy. Całość została zabudowana dość gładko, więc czyszczenie nie jest tu żadnym problemem. Co ciekawe, pod misą znajduje się odpływ. Jeśli coś się wyleje, nie ma niebezpieczeństwa, że płyn dotrze do instalacji elektrycznej.

Thermomix TM6 – test. Jeszcze nie upadłam na głowę

Misę oczywiście trzeba zamknąć przed użyciem i nie da się uruchomić TM6 bez pokrywki (grzałki zaś nie da się uruchomić bez minutnika). Misę trzymają dwa „wąsy”, które dociskają silniczki. Może i wygląda to bajerancko, ale dla mnie to spory przerost formy nad treścią.

Thermomix TM6 można połączyć z siecią Wi-Fi w standardzie 802.11b/g/n/ac. Łączność Bluetooth jest wykorzystywana do komunikacji z dodatkową stacją Thermomix Friend. To sprytny sposób na gotowanie dań „dwugarnkowych” bez kupowania drugiego urządzenia Thermomix. Mnie jednak bardziej interesuje nakładka pozwalająca trzeć i siekać warzywa. Tę można dokupić za 495 zł. W porównaniu do mojego aktualnego miksera z masą nakładek i tarcz do krojenia to cena absurdalnie wysoka.

Thermomix TM6 – test. Jeszcze nie upadłam na głowę
Thermomix TM6 – test. Jeszcze nie upadłam na głowę

Przyjemnie. Thermomix TM6 nie jest szczególnie głośny, jego drgania są dobrze amortyzowane i dobrze trzyma się na blacie, mimo że nie ma klasycznych przyssawek na nóżkach. Opisy działań typu mycie czy rozdrabnianie jest łatwo dostępne i czytelne, nie ma więc raczej powodu do obaw, że coś pójdzie nie tak.

Obsługa jest intuicyjna i właściwie od razu po wyjęciu go z pudełka można przystąpić do gotowania… jak już urządzenie wystartuje. Zanim system będzie gotowy do pracy, mija prawie pół minuty, a potem jeszcze chwilkę zajmuje mu podłączenie się do sieci bezprzewodowej. Tym samym, zanim będę mogła ruszyć z gotowaniem na podstawie przepisu z Cookidoo, muszę czekać aż 56 sekund!

Thermomix TM6 – test. Jeszcze nie upadłam na głowę

Na ekranie dotykowym pokazane zostaną dwa lub trzy okręgi (zależnie od trybu), oznaczające czas, temperaturę grzania i obroty. Wystarczy je ustawić na odpowiednich pozycjach i gotować. Jest tylko jeden haczyk – przestawienie obrotów od razu zamyka misę i rozpoczyna pracę bez żadnego potwierdzenia. Trzeba być na to gotowym i szybko ustawiać obroty.

Na plus zaliczam tu dobrze dobrany „niezbędnik” trybów, które są łatwo dostępne, razem z opisami. Jest wyrabianie ciasta, miksowanie, podsmażenie, mielenie, wolne gotowanie, podgrzanie i tak dalej. Właściwie mogę dzięki tym trybom przygotować danie na podstawie własnego przepisu, a potem wstępnie umyć misę, by składniki nie zaschły. Dokładne mycie pojedynczych elementów można bez obaw zlecić zmywarce, co jest dla mnie dużym plusem.

Co znajduje się w zestawie? Wymieniłam już Varomę, czyli dwupiętrową nakładkę do gotowania na parze. Można wykorzystać ją też do utrzymywania stałej temperatury przy fermentacji i wyrastaniu ciasta, a także jako durszlak na zlew – to żadne zaskoczenie. Poza tym jest tu również koszyczek do gotowania w kielichu, w którym można przygotować ryż, fasolę bądź niewielką ilość warzyw na parze albo w wodzie.

Thermomix TM6 – test. Jeszcze nie upadłam na głowę

Klasycznie kopystka (łopatka z zestawu) ma haczyk, który służy do wyciągania tego koszyczka. Ktoś to jednak przekombinował i najpierw trudno haczyk zaczepić, a potem jeszcze trudniej go wyjąć. Wiem, że ryzykowałam przy tym życiem, ale wyjmowałam koszyczek poręczniejszym narzędziem. Kopystka z zestawu ma za to inną zaletę. Po pierwsze, jej kryza nie pozwoli dotknąć ostrza, więc można pomagać sobie nią przy blendowaniu hummusu. Po drugie, położona na blacie będzie trzymać brudną część w powietrzu, więc i blat odetchnie.

W zestawie znalazła się też dziurkowana nakładka, która zapobiegnie pryskaniu w czasie gotowania, ale zapewni ujście dla pary. Polecam do dżemów i sosów redukcyjnych.

Zdziwiło mnie, że zarówno pokrywka naczynia Varoma, jak i „korek” misy do gotowania (z miarką 50 i 100 ml) są nieprzezroczyste. Ja nawet zwykłe garnki wybieram ze szklanymi pokrywkami, bo nie lubię nie widzieć, co się dzieje z moimi daniami. Vorwerk jednak uważa, że posiadacz Thermomixa ma w pełni ufać maszynie, a pewnie najlepiej będzie, jak w czasie gotowania pójdzie sobie z kuchni. Niedoczekanie! Rozumiem podejście i nie zamierzam tego chwalić. Pewnie i tak w międzyczasie będę robić surówkę, deser albo umyję sobie piekarnik.

Thermomix TM6 – test. Jeszcze nie upadłam na głowę

Nie będę też zachwycać się silniczkami i uchwytami trzymającymi pokrywę misy, które trudno umyć, ani zbędnymi światełkami po bokach misy. Przecież widzę temperaturę na ekranie, nie potrzebuję, żeby mi jeszcze coś tu mrugało.

Podsumowując, mam wrażenie, że projektanci Thermomixa TM6 wymyślili bardzo dobrego robota kuchennego. A potem zapakowali kilka bajerów, które po prostu będą fajnie wyglądać. Mnie one nawet czasem przeszkadzają, bo wcale nie lubię czekać między etapami gotowania, aż się te uchwyty obrócą.

Thermomix TM6 – test. Jeszcze nie upadłam na głowę

Kultura pracy urządzenia Thermomix TM6

Pobór mocy robota Thermomix TM6 sięgnie 1500 W, ale przez większość czasu nie dochodzi do takich wartości. Podczas gotowania dania jednogarnkowego, gdy już składniki się nagrzeją, urządzenie będzie „skakało” z wysokiego na niski pobór mocy. Będzie to raczej w zakresie 100-500 W przy wyrabianiu ciasta i do 700 W przy gotowaniu, co czyni TM6 dość ekonomicznym w porównaniu do kuchenki indukcyjnej.

Od początku podejrzewałam, że TM6 wolno się grzeje. No i miałam rację. Układ grzewczy ma moc 1000 W, a więc porównywalną do małego czajnika elektrycznego i jest tu też tryb gotowania wody. TM6 gotuje litr wody w czasie powyżej 6 minut, więc raczej nie ma sensu używać go w ten sposób, jeśli nie jest to absolutnie konieczne. Mój czajnik (1800 W) gotuje litr wody w czasie 3 minut.

Przeszkadza mi, że podczas podgrzewania składników Thermomix TM6 nagrzewa się dość wolno. Gdy przepis mówi, że należy przez 3 minuty podsmażać składniki w temperaturze 120°C, a robot nawet nie dochodzi do tej temperatury, zaczynam się obawiać, że coś poszło nie tak. Na patelni doskonale widać, czy warzywa są już rumiane, a tu można się najwyżej stresować. Zdarzało mi się powtarzać takie kroki „dla pewności”. Zresztą to samo dotyczy rozdrabniania. Nie ma gwarancji, że będę miała identyczne kawałki identycznie twardych produktów w identycznej temperaturze, co autorzy przepisów z innych części świata. Ślepe ufanie maszynie donikąd nas nie zaprowadzi, nawet jeśli celem jest tylko mąka z ciecierzycy.

Thermomix TM6 – test. Jeszcze nie upadłam na głowę

Super sprawą jest minutnik w oprogramowaniu Thermomixa TM6. Mogę na przykład odliczyć czas pieczenia ciasta, gdy w robocie przygotowuję krem. Ma to też wadę – jeśli TM6 tylko mierzy czas, „zjada” aż 8 W. Wąż w kieszeni mi się otworzył na ten widok i wróciłam do ustawiania minutnika na smartzegarku.

Z dobrych rzeczy – przepis można „wrzucić w tło” i wykonać inne czynności. To się przydaje, gdy między krokami trzeba umyć misę albo przygotować jakiś półprodukt. Można też dowolnie przeglądać kolejne kroki przepisów bez wykonywania ich. Interfejs działa płynnie i nie miałam z nim żadnych problemów. Jedynie czekanie prawie minutę na uruchomienie się systemu uważam za przesadę.

Thermomix TM6 – test. Jeszcze nie upadłam na głowę
Thermomix TM6 – test. Jeszcze nie upadłam na głowę

Przede wszystkim muszę zaznaczyć, że aplikacja Cookidoo dobrze współpracuje z Thermomixem TM6 i korzystanie z niej jest bardzo przyjemne. Podoba mi się możliwość łatwego tworzenia listy zakupów na podstawie przepisów, doceniam też planowanie posiłków na cały tydzień. Nie jest to rozwiązanie dla mnie, bo gotuję dość impulsywnie i raczej nie robię zakupów na cały tydzień. Próbowałam, nie wyszło. Gdybym jednak miała przez kilka dni nie wychodzić z domu albo trzymać się jakiejś diety, to bardzo dobry sposób na zróżnicowane posiłki.

Przepisy z bazy Cookidoo oceniam pozytywnie, ale nie są idealne. Przede wszystkim z tych ponad 800 przetłumaczonych na język polski masa to… drinki. Kategoria, która mnie w ogóle nie interesuje. Piwo to moje paliwo, jeśli wiesz, co mam na myśli.

Zabrakło mi też przepisów używających paru produktów, które są w mojej kuchni zawsze obecne. Przepisów na seitan jest tyle, co kot napłakał (po polsku, angielskich jest trochę więcej). Tempeh właściwie nie istnieje, kostkę sojową znalazłam tylko w jednym przepisie. Samo poszukiwanie dań bez produktów odzwierzęcych też wymaga trochę gimnastyki. Na początek można połączyć tagi #bez nabiału, #bez jajek i #wegetariańskie, z czasem Cookidoo „nauczy się”, jakie przepisy podsuwać. Po dwóch tygodniach aplikacja połapała się, że lubię warzywa i zaczęła proponować mi więcej surówek i zup, a mniej pieczeni. Z czasem powinno być coraz lepiej.

Przepisów spełniających moje wymagania jest w chwili pisania artykułu mniej-więcej 370, z czego wytrawne posiłki to około 50. Jest też sporo past kanapkowych i kilka ciekawych deserów (tiramisu z tofu było pyszne, mimo że biszkopt się rozleciał). Jednak większość to dżemy, drinki i różne półprodukty (na przykład mąka z cieciorki czy ryż na sushi). Nie powiem – możliwość zrobienia mąki ze wszystkiego w 10 sekund jest imponująca, ale wolałabym więcej przepisów na pełny obiad.

Thermomix TM6 – test. Jeszcze nie upadłam na głowę

Mam tu uwagi do personalizacji aplikacji Cookidoo. W swoim profilu mogę wybrać dania łatwe, trudne (kreatywne), wegetariańskie i tradycyjne. 4 kategorie to zdecydowanie za mało. Brakuje choćby możliwości wykluczenia najpopularniejszych alergenów z wyników wyszukiwania i propozycji dań. A tak, trzeba kombinować z tagami, a i tak nie ma gwarancji sukcesu. 

Thermomix TM6 – test. Jeszcze nie upadłam na głowę

Słyszałam dziesiątki opowieści o wystawnych ucztach z urządzeń Thermomix, od których gościom trzęsły się uszy i opadały szczęki, a gospodarze mieli dość czasu, by iść do fryzjera. Według tych opowieści baza Cookidoo miała mnie wyrwać z butów bogactwem kuchennych innowacji, a tak… mam wątpliwości, czy warto dopłacać. Liczyłam na więcej. Warto dodać, że jako dania wytrawne policzyłam również sałatki, w których Thermomix… miesza sos.

Na rozluźnienie atmosfery: Hummus. Skoro w przepisie już jest etap z robieniem własnego tahini (masło z sezamu), to czemu nie ma odwołania do gotowania cieciorki? Jakoś mieści mi się w głowie, że ktoś kupuje sypki sezam, ale cieciorkę woli w słoiku. Poza tym najlepszy hummus wyszedł mi z przepisu, który nie ma polskiej wersji. Tak – można gotować w dowolnym języku i jeśli tylko jesteś w stanie korzystać ze słownika, polecam zapuścić się poza polską bazę.

Inne funkcje Cookidoo

Cookidoo pozwala przygotować listę zakupów na podstawie przepisów – to już wiemy. Ponadto ma harmonogram dań i pozwala gromadzić przepisy w kolekcjach. Co jeszcze?

Thermomix TM6 – test. Jeszcze nie upadłam na głowę

Przepisy można modyfikować, choć nie jest to możliwość łatwo dostępna. Przede wszystkim pozwala zmniejszyć liczbę porcji bez dzielenia wag w pamięci. Przy gotowaniu w systemie metrycznym raczej tego nie potrzebuję, ale taki przepis można zapisać na później w swojej kolekcji i tu już widzę potencjał. Jeśli sprawdzę, że 6 bułek to za dużo na moje potrzeby, mogę mieć przepis na cztery bułki, a nie dzielić za każdym razem wagę każdego ze składników.

Przy gotowaniu z użyciem zamienników mleka, masła i jaj też korzystam z edycji przepisów, a aplikacja Cookidoo bardzo to ułatwia. Mogę osobno modyfikować listę składników i osobno kroki przepisu, w tym obroty i czas pracy robota kuchennego. Ważne fragmenty są podkreślone na zielono, co jest dodatkowym ułatwieniem. Całkiem nieźle zostało to zorganizowane.

Thermomix TM6 – test. Jeszcze nie upadłam na głowę
Thermomix TM6 – test. Jeszcze nie upadłam na głowę

Myślisz, że Apple roztacza wokół siebie atmosferę niesamowitości? To nie wiesz, co potrafi Vorwerk. Do urządzenia Thermomix® TM6 (tak jest oznaczone we wszystkich materiałach, książkach i aplikacji) dostałam książkę z „przepisami”, a konkretnie z profesjonalnymi zdjęciami fantazyjnie podanych dań, które dzięki temu sprzętowi przygotuję. We wstępie mogę przeczytać, jak od dziś zmieni się moje życie.

Fakt, dobry robot kuchenny potrafi zmienić jakość gotowania i odzyskać dla mnie czas. Mam jednak wrażenie, że ta książka obiecuje mi raj na ziemi. Są tu też porady, które dla mnie są oczywistością od najmłodszych lat (dziękuję babciu!). Przykład? By produkty spożywcze przechowywać w podpisanych pudełkach i słoikach. Robię to od zawsze, ale wcale nie dla wrażeń wizualnych, tylko żeby mi mole w mące nie szalały.

Moim zdaniem najważniejsze są ostatnie strony książki, na których znajduje się rozpiska przykładowych działań i zalecanych ustawień Thermomixa dla nich. Jak dla mnie, tej książki w ogóle mogłoby nie być. Kohersen zamieścił podobną tabelkę w instrukcji do robota CY021 i moim zdaniem to zupełnie wystarczy.

Thermomix w akcji możesz zobaczyć na poniższym filmie, zapraszam do oglądania:

Zapomnijmy na chwilę o szeptanym marketingu. Czy widzę jakąś przewagę techniczną robota gotującego firmy Vorwerk nad konkurentami? Owszem! Nie da się nie zauważyć, że silnik firmy Vorwerk jest wysokiej jakości (kojarzy mi się z silnikami bezszczotkowymi lepszych elektronarzędzi) i jest przy tym relatywnie cichy, gdy po prostu sobie coś miesza (55-60 dBA na niskich obrotach, do 90 dBa na najwyższych). Interfejs robota i aplikacja mobilna wyglądają na dopracowane i dobrze spełniają swoje zadanie. Przy tym mam łatwy wgląd w temperaturę, czas pracy i mogę przeglądać kolejne kroki przepisu bez przerywania bieżącego zadania. Nakładka Varoma, czyli „brytfanka” do gotowania na parze, jest świetnie spasowana i bardzo mało pary ucieka (trzeba uważać przy otwieraniu, łatwo o oparzenie parą), co przypadło mi do gustu. Sztosem jest dziurka pod kielichem, przez którą płyn może uciec na dół, jeśli coś wykipi. Poziom płynu nie dojdzie do styków i to proste rozwiązanie może uratować instalację elektryczną (ewentualnie kosztem blatu).

Z drugiej strony koszyczek do gotowania w kielichu jest przekombinowany i chwilę mi zajęło ogarnięcie, jak go wyciągać haczykiem na łopatce. Silniczki trzymające pokrywę kielicha również nie są niezbędne – widzę w nich raczej potencjalne źródło awarii. Może gdyby ich nie było, obudowa Thermomixa mogłaby być mniejsza? Światełka na obudowie – to samo, bo wszystko doskonale widać na ekranie. Podsumowując, mam wrażenie, że Thermomix mógłby być prostszy i wcale na tym nie straci. Model sprzedaży zaś sporo osób odstraszy jeszcze zanim dobije ich wysoka cena urządzenia. Wiem, że Polacy oszaleli na punkcie tego termorobota, ale ja bym kredytu na Thermomix TM6 nie brała.

Thermomix TM6 – test. Jeszcze nie upadłam na głowę

I serio, Thermomix TM6 mógłby być mniejszy. Mam wrażenie, że jego „kołnierz” to wyłącznie ozdoba, a rączka do przenoszenia za kielichem jest zupełnie zbędna. Zaznaczę tu, że nie zaglądałam do środka i nie mam pewności, że to wyłącznie pusta przestrzeń. Tyle dobrego, że gładki front można łatwo umyć.

Zalety:

  • relatywnie cicha praca i dobra amortyzacja drgań,
  • wysoki poziom bezpieczeństwa,
  • przemyślana konstrukcja elementów zestawu,
  • możliwość mycia naczyń i narzędzi w zmywarce, łatwe mycie podstawy robota,
  • czytelny ekran, łatwa obsługa,
  • precyzyjny silnik,
  • bardzo dobry nóż, łatwa wymiana.

Wady:

  • wysoka cena (5995 zł) i nietypowy model sprzedaży,
  • kilka mechanizmów niepotrzebnie skomplikowanych,
  • bezpieczeństwo kosztem czasu,
  • baza Cookidoo wymaga dopłacania i nie spełniła moich nadziei,
  • długi czas startu, bardzo długie nagrzewanie misy,
  • program startuje natychmiast po przekręceniu gałki, nie daje czasu na korektę ustawień,
  • wysoki pobór mocy w trybie bezczynności (ponad 8 W), co sprawia, że jako minutnik jest bezużyteczny,
  • obudowa prawdopodobnie mogłaby być mniejsza.

Ocena końcowa: 8,5/10