DAJ CYNK

Wzorzec megabajta

Witold Tomaszewski

Felietony

Słynny wzorzec metra znajduje się w podparyskim Sevres. Wzorca megabajta z najnowszej oferty Ery szukać należy chyba w Niemczech. Składa się, tak jak inne megabajty, z 1024 kilobajtów, ale pod pewnymi względami jest inny – cenniejszy, nieuwzględniający siły nabywczej polskich obywateli i występujący w podobnych paczkach jak za naszą zachodnią granicą. Konstruktorzy „eramegabajta” nie potrafili spojrzeć (i chyba nawet specjalnie się nie starali) na rynek z pozycji konsumenta, który do wyboru ma oferty trzech sieci komórkowych i możliwość przenoszenia między nimi numerów.
Dalsza część tekstu pod wideo
 
Słynny wzorzec metra znajduje się w podparyskim Sevres. Wzorca megabajta z najnowszej oferty Ery szukać należy chyba w Niemczech. Składa się, tak jak inne megabajty, z 1024 kilobajtów, ale pod pewnymi względami jest inny – cenniejszy, nieuwzględniający siły nabywczej polskich obywateli i występujący w podobnych paczkach jak za naszą zachodnią granicą. Konstruktorzy „eramegabajta” nie potrafili spojrzeć (i chyba nawet specjalnie się nie starali) na rynek z pozycji konsumenta, który do wyboru ma oferty trzech sieci komórkowych i możliwość przenoszenia między nimi numerów.

Najnowsza oferta Ery to dwa pakiety – 50 MB danych dostępnych za około 30 zł dla abonentów prywatnych i biznesowych oraz 100 MB za około 48 zł tylko dla tych drugich. Wszystko rozliczane w inkrementach po 50 kB, które po przekroczeniu limitu kosztują 6 groszy – megabajt wart jest więc 1,20 zł. Dotychczasowa oferta, bez pakietów, była gorsza – paczki po 500 kB za 60 groszy (biznes) i 72 grosze (prywatni). Niby cena megabajta wychodzi prawie taka sama, ale zabójczy inkrement odbijał się mocno na rachunkach. Zresztą – nie licząc sławnego ryczałtu na WAP za 12 zł miesięcznie, Era nigdy nie miała dobrej oferty na transmisję danych, a konkurencja prawie zawsze wyprzedzała ją o dwa kroki.

Dział marketingu ucieszony z nowej zabawki, którą może promować, przylepił jej etykietę blue connect z dopiskiem w telefonie. Tym samym sprowokował abonenta do przyjrzenia się ofercie Ery i zobaczenia innych blue connectów, a także poczynaniom konkurencji w tej kwestii. W konkluzji może zacząć żałować wyboru sieci…

Pomijając kontrowersyjność reklam dotychczasowych ofert blue connect (najszybszy bezprzewodowy Internet), jest to oferta zapewniająca, w gruncie rzeczy, nielimitowany dostęp do Internetu. Nielimitowany w takim sensie, że za stałą, miesięczną opłatą abonent dostaje stały dostęp do Internetu, tylko prędkość bywa czasem ograniczana po przekroczeniu pewnej wielkości transferu. W najtańszej opcji, kosztującej brutto około 48 zł, limit ten wynosi 500 MB. W blue connect dla telefonu abonent, za tą samą kwotę, ma do dyspozycji zaledwie 100 MB, a za każdy bajt ponad to płaci. Polkomtelowi najwyraźniej opłaca się sprzedawanie odpowiednika blue connectiPlusa – i w opcji oddzielnej aktywacji z modemem, i jako dodatku do dotychczasowego abonamentu, za 60 zł brutto. I nie robi z tego wielkiego halo, jak Era ze swoją najnowszą namiastką bezprzewodowego Internetu.

Porównanie na tle konkurencji wypada blado – oprócz wspomnianego wcześniej iPlusa, Plus we wszystkich nowych taryfach ma standardowe taktowanie 100 kB za 12 groszy brutto. Dodatkowo ma bardzo dobą ofertę prepaid – SimDatę – z taktowaniem co 100 kB za 3 grosze. Oznacza to, że za 30 zł można przesłać 100 MB danych, a nie 50 MB jak w Erze. Orange też jest lepsze – pakiet 50 MB transmisji kosztuje 25 zł. Jest jeszcze wiele innych kombinacji rozwiązań transmisji danych u konkurentów Ery, ale nie ma chyba sensu przytaczać ich wszystkich, bo zdecydowana większość i tak jest tańsza...

Trzeba przyznać, że ludzie wprowadzający w Erze nową ofertę niespecjalnie wykazali się pomysłowością. Co bardziej dociekliwi zauważą duże podobieństwo do obecnej w grupie T-Mobile (udziałowca PTC) oferty web’n’walk. Tam też są pakiety - 5 MB za 4,32 euro (około 17 zł), 30 MB za 8,62 euro (około 34 zł) bądź 150 MB za 25,86 euro (około 102 zł). web’n’walk, podobnie jak blue connect w telefonie, reklamowane jest jako rozwiązanie służące do przeglądania stron www na ekranie telefonu.

Zawsze zastanawiało mnie czemu oferty tworzą najczęściej ludzie, którzy nie mają wielkiego pojęcia o rynku i potrzebach abonentów? Niektórzy z tych twórców podobno nawet zamawiają stosowne analizy i ankiety, ale albo ich nie rozumieją, albo pytania są źle skonstruowane, albo firma je przeprowadzająca po prostu oszukuje. Innych wytłumaczeń nie widzę. Drodzy panowie i panie z PTC - pomijając już fakt, że ciężko w dzisiejszych czasach o rewolucję cenową na miarę Heyah, zastanówcie się proszę, czy takiego samego wpływu na powodzenie „czerwonej łapy” nie miały jasne i uczciwe zasady, szczególnie w odniesieniu do konkurencji. Czy problemem dla firmy, która zatrudnia tysiące pracowników, jest znalezienie kilku maniaków z forów internetowych, którzy w sensowny i racjonalny sposób wypowiadają się o ofertach sieci komórkowych? Ludzi, którzy znają się na rynku, uczestniczą w życiu różnych grup dyskusyjnych związanych z telekomunikacją i cieszą się na nich szacunkiem i dobrą opinią? Oni nie mieliby konstruować ofert - co najwyżej coś podpowiadać, a głównie oceniać. Ja bez problemu jestem w stanie wyłowić co najmniej kilkanaście takich osób. Oni nie oczekują od operatorów cudów ani minuty do wszystkich za 20 groszy. Potrafią jednak sprawnie wydać opinię na temat nowej oferty. Opinię, którą podziela w komentarzach wiele innych osób. Waszą nową ofertę opisali jasno i klarownie - i ocenili średnio na 2 w skali od 1 do 10...
Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News