DAJ CYNK

Tak Panie Waldku, Pan się nie boi...

Witold Tomaszewski

Felietony

Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji wybrała w końcu trzech kandydatów, spośród których premier powinien powołać prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Długi czas namysłu Rady powinien zaowocować staranną selekcją osób, którzy doskonale znają się na rynku telekomunikacyjnym i gwarantują jego liberalizację – o co tak nas naciska Komisja Europejska. Rzeczywistość okazała się jednak jak zwykle szara i – w gruncie rzeczy – całkiem przewidywalna.

Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji wybrała w końcu trzech kandydatów, spośród których premier powinien powołać prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Długi czas namysłu Rady powinien zaowocować staranną selekcją osób, którzy doskonale znają się na rynku telekomunikacyjnym i gwarantują jego liberalizację – o co tak nas naciska Komisja Europejska. Rzeczywistość okazała się jednak jak zwykle szara i – w gruncie rzeczy – całkiem przewidywalna.

Cofnijmy się do grudnia 2005 roku, kiedy to dokonano poprawek w słynnej Ustawie Medialnej. W niej zadecydowano, że prezesa UKE wybierać będzie premier (jak dotychczas) spośród trzech kandydatów zaprezentowanych przez KRRiT (nowość). Jeden organ wybiera drugi – już wtedy dało się przewidzieć problemy i duże upolitycznienie kolejnego urzędu. Wystarczyło popatrzeć na kłótnie wokół cyklicznego wyboru składu rad nadzorczych polskich mediów publicznych.

Do tego wszystkiego doszły kolejne problemy – skład KRRiT udało się wyłonić dopiero w połowie lutego. Skład, który z małym zapałem zabrał się do konkursu na kandydatów na prezesa UKE. Dopiero w połowie marca przestano przyjmować wnioski w konkursie. Potem Trybunał Konstytucyjny zakwestionował pewne zapisy Ustawy Medialnej, co spowodowało to, że Rada straciła przewodniczącego. Dalej go nie ma i nie do końca wiadomo czy jej działania (w tym przedstawienie kandydatów na prezesa UKE) jest zgodne z prawem. Premier wybierze czy konkurs będzie trzeba powtórzyć?

Najbardziej znaną postacią z grona trójki rekomendowanej przez KRRiT jest Andrzej Piotrowski, który kojarzony jest ostatnio z Prawem i Sprawiedliwością i popierany jest przez Krzysztofa Tchórzewskiego, zastępcę przewodniczącego klubu parlamentarnego tej partii. Uważnym obserwatorom rynku telekomunikacyjnego z pewnością nie umknęła afera ze słynnym raportem polskiego Centrum im. Adama Smitha, który dotyczył zbyt wysokich kosztów zmiany marki Idea na Orange. CAS ocenił, że Centertel (a pośrednio akcjonariusze Telekomunikacji Polskiej) poniósł stratę w wysokości od 0,9 do 1,6 mld zł. Sprawa zakończyła się pozwaniem przez operatora zarówno CAS, jak i samego Andrzeja Piotrowskiego, a także wnioskiem posłów PiS do prokuratury by zbadała sprawę konsekwencji umowy Centertela z Orange w sprawie zmiany marki. Abstrahując od wniosków zwartych w dokumencie CAS, kilka osób ze śmiechem mówiło w dniu jego publikacji, że stanowi swoiste przypomnienie Piotrowskiego o swoim istnieniu przed konkursem na prezesa UKE. Jeszcze śmieszniejsze jest to, że chyba mieli rację…

Ewa Gołębiowska to doktor nauk ekonomicznych i niedoszła posłanka. We wrześniu 2005 roku startowała z listy SLD z okręgu Warszawa II obejmującego otaczające stolicę gminy – zajęła 9. miejsce i nie weszła do Sejmu. Wcześniej była dyrektorem do spraw rynku pocztowego w nieistniejącym już Urzędzie Regulacji Telekomunikacji i Poczty. Teraz kojarzona jest ze środowiskiem Samoobrony, a jej kandydaturę forsował członek KRRiT Tomasz Borysiuk. Co ciekawe, to posłowie tej partii interweniowali swego czasu u marszałka Józefa Oleksego w jej sprawie – nie podobało się im łączenie funkcji w URTiP z posadą wicedyrektora generalnego Poczty Polskiej. Wartym uwagi jest też fakt potencjalnego objęcia ministerstwa właściwego telekomunikacji (czyli budownictwa) przez Samoobronę.

Najmniej wiadomo o Andrzeju Polaczkiewiczu – poza tym, że jest doktorem nauk ekonomicznych należącym do Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego i występuje czasem w telewizji publicznej. Doradza także prezesowi i grupie Media 5 (nadawcy Tele 5 i Polonii 1).

Jeszcze na początku roku murowanym kandydatem na prezesa UKE wydawała się Anna Streżyńska, która na to stanowisko była szykowana już znacznie wcześniej. Pani wiceminister transportu i budownictwa odpowiedzialna za telekomunikację i pełniąca obowiązki prezesa UKE odpadła jednak w przedbiegach. Do konkursu stanęła jako jeden z 25 kandydatów – nie było jej jednak w „szczęśliwej 9”, która przeszła do drugiego etapu.

Wielu zastanawiało się co zadecydowało o odpadnięciu Streżyńskiej z konkursu. Kiedy prezentowała zarys swojej liberalnej polityki, jaką zamierza prowadzić jako prezes UKE, wywołała postrach u potężnych operatorów i zadowolenie tych mniejszych. Dawno nie było takiego rozziewu opinii między dużymi i maluczkimi. Jak wiadomo – duży może więcej, więc uprawnionym wydaje się być twierdzenie, że miał miejsce potężny lobbing za odpadnięciem Streżyńskiej, a o wolnym rynku znów zadecydowały kwestie polityczne.

Ani wcześniejsza dziewiątka, ani aktualna trójka kandydatów zaprezentowanych przez KRRiT w gruncie rzeczy nie może się pochwalić żadnymi osiągnięciami na rynku telekomunikacyjnym. Ma za to poparcie rządzących partii. Aż przypomina się piosenka Kazika Staszewskiego pt. „Lewy czerwcowy”, dotycząca pierwszego wyboru Waldemara Pawlaka na stanowisko premiera. Kto zna tę historię przyzna mi rację, że przytaczam ją nie całkiem bezpodstawnie…

Tak Panie Waldku, Pan się nie boi,
Dwie trzecie Sejmu za Panem stoi.


I tym optymistycznym akcentem…

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News