Gran Turismo 7 – tak dobra, że Japończyk płakał, jak sprzedawał


Gran Turismo 7 to najnowsza odsłona kultowej serii gier wyścigowych na PlayStation. Czy warto w nią zagrać? 

Arkadiusz Bała (ArecaS)
14
Udostępnij na fb
Udostępnij na X
Gran Turismo 7 – tak dobra, że Japończyk płakał, jak sprzedawał

Długo się zastanawiałem, jak powinienem zacząć tę recenzję. Od krótkiej lekcji historii i wzmianki, jak to od 1997 seria Gran Turismo to w zasadzie synonim gry wyścigowe na PlayStation? Od obserwacji, że od premiery ostatniej numerowanej odsłony cyklu minęło blisko 10 lat? A może od tego, że GT7 to pierwsza część serii na PlayStation 5 i związanych z tym oczekiwaniach? W zasadzie mógłbym zacząć od każdego z tych wątków, ale zamiast tego wolę napisać o moim ulubionym samochodzie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Subaru Impreza WRX STi czekał na mnie w salonie aut używanych. Miałem akurat trochę wolnej gotówki po wygranych mistrzostwach, a że mam słabość do japońskiej motoryzacji z lat 90-tych, kupiłem go w zasadzie bez namysłu. Lakier szybko przemalowałem na kolor żółty, podrasowałem silnik i układ wydechowy, a zawieszenie wymieniłem na sportowe.

Gran Turismo 7 – tak dobra, że Japończyk płakał, jak sprzedawał

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że dzięki tym modyfikacjom przebudziłem bestię. Wystarczyło delikatne muśnięcie pedału gazu by samochód wyrwał do przodu, zostawiając za sobą tumany kurzu i łańcuch skołowanych rywali. Oczywiście  w akompaniamencie pięknego rynku silnika. Do tego pięknie brał zakręty i... czekał tylko, by przy najmniejszym moim błędzie wyrwać się spod kontroli, pokazując, kto tu tak naprawdę rządzi.

Impreza nie jest samochodem, który wybieram, kiedy koniecznie chcę wygrać wyścig. Żaden inny samochód w moim wirtualnym garażu nie sprawia mi jednak tyle frajdy podczas jazdy, co ten wściekle żółty diabeł.

Gran Turismo 7 – gra o samochodach, nie wyścigach

Ale w gruncie rzeczy o to tutaj chodzi. Bo wiecie, Gran Turismo 7 nie jest tak naprawdę grą wyścigową. W każdym razie nie taką typową, gdzie liczy się tylko miejsce na podium i nic innego. Nie, GT7 to gra o samochodach, otaczającej je kulturze i przyjemności, którą mogą sprawiać.

Gran Turismo 7 – tak dobra, że Japończyk płakał, jak sprzedawał


Ta filozofia rzutuje na niemal każdy element gry. Najbardziej widoczna jest w przypadku konstrukcji trybu dla jednego gracza. Nie znajdziemy tu rozbudowanej fabuły albo listy zawodów do odfajkowania, tak jak ma to miejsce w większości współczesnych gier wyścigowych. Zamiast tego wszystko kręci się wokół poszerzania naszej kolekcji aut. W tym celu będziemy zdobywali kolejne licencje, wykonywali misje i ścigali się w zawodach. Wszystko po to, by dzięki zarobionym kredytom i zdobytym nagrodom powoli zapełniać nasz wirtualny garaż.

Kampania w Gran Turismo 7 u swoich fundamentów nie różni się więc znacząco od tego, co mogliśmy znaleźć w poprzednich odsłonach cyklu. Jedna drobna zmiana mocno rzutuje jednak na sposób, w jaki podchodzimy do progresji. Mowa o specjalnych misjach, które będziemy otrzymywali w lokacji GT Cafe. Część z nich polega na uzbieraniu kolekcji trzech wybranych modeli samochodów, część wygrania wskazanych zawodów, a jeszcze inne będą związane z odwiedzaniem innych lokacji na mapie świata. 

Gran Turismo 7 – tak dobra, że Japończyk płakał, jak sprzedawał

Z perspektywy osób stawiających w serii pierwsze kroki GT Cafe to fenomenalne rozwiązanie. Z pomocą tego trybu gra powoli uczy nas o kolejnych coraz bardziej zaawansowanych funkcjach i pozwala oswoić się z różnymi rodzajami samochodów, zanim sięgniemy po mocniejsze maszyny. Nadaje to kampanii strukturę i pozwala wyznaczyć sobie krótkoterminowe cele.

Gran Turismo 7 – tak dobra, że Japończyk płakał, jak sprzedawał


Nie da się natomiast ukryć, że na dłuższą metę tryb dla jednego gracza potrafi się zrobić nieco wtórny. Jeśli nie bawi Was powtarzanie w kółko tych samych wyścigów, zmieniając jedynie co jakiś czas samochód, GT7 raczej nie jest grą dla Was. Trochę szkoda, bo takie gry jak chociażby seria Forza Horizon pokazały, że da się zrobić samochodówkę z angażującym singlem. Z drugiej strony sam mimo kilkudziesięciu godzin na liczniku nadal doskonale się w Gran Turismo bawię i nic nie wskazuje, by miało się to szybko zmienić. 

Gran Turismo 7 – tak dobra, że Japończyk płakał, jak sprzedawał

Oczywiście poza kampanią zawsze możemy spróbować swoich sił w multiplayerze, w tym także lokalnym na podzielonym ekranie, i nowym trybie rajdu muzycznego. Choć w przedpremierowych zapowiedziach poświęcono mu dużo uwagi, w praktyce jest to raczej zapchajdziura, w której można się bawić kilkanaście minut, by później nigdy do niej nie wrócić. Szkoda w takim razie, że jeśli kiedykolwiek stracimy połączenie z Internetem, będzie to jedyny tryb, w którym damy radę pograć. Kampania nie działa niestety, jeśli jesteśmy offline.

Realistyczne i przystępne? To możliwe!

Przejdźmy jednak do konkretów, bo przecież nikt nie gra w Gran Turismo dla samej kampanii, prawda? Jak się jeździ? Fenomenalnie! Nie będę ukrywał, sam preferuję raczej zręcznościowe samochodówki, więc podchodziłem do GT7 z pewnymi obawami. Jakby nie było, jest to symulator i to symulator pełną gębą. Model jest bardzo realistyczny i uwzględnia masę niuansów, w tym takie drobiazgi jak zużycie opon czy siła docisku generowanego przez spojlery. Fani wymagających, bezkompromisowych wyścigów będą zachwyceni.

Gran Turismo 7 – tak dobra, że Japończyk płakał, jak sprzedawał

No dobra, ale sam nie jestem fanem bezkompromisowych symulacji, a i tak GT7 pokochałem. Dlaczego? Dlatego, że choć system jazdy jest bardzo zaawansowany, sama gra stara się być bardzo przystępna. Wśród ustawień znajdziemy masę różnych ustawień, które mają nam ułatwić cieszenie się grą. Począwszy od wyświetlania linii wyścigowej i stref hamowania, poprzez kilka poziomów wspomagania kierownicy, aż po wspomaganie hamowania – odpowiednio dobierając poszczególne opcje możemy sami ustalić, na jak głęboką wodę chcemy się rzucić

Co ważne, nawet z aktywnymi systemami wspomagania, gra nadal pozostaje symulatorem. Każdy samochód zachowuje się zupełnie inaczej, a każda taka różnica z czegoś wynika. Nawet bez patrzenia łatwo rozpoznać, kiedy siedzimy za kółkiem zrywnego hot hatcha z napędem na przód, usportowionej limuzyny czy supersamochodu z centralnie umieszczonym silnikiem. Tak samo da się wyczuć wpływ modyfikacji, których dokonujemy w warsztacie tuningowym. Niby sprawa dość oczywista – seria zawsze słynęła ze swojego realistycznego modelu jazdy – a jednak w dalszym ciągu potrafi zrobić niesamowite wrażenie.

Gran Turismo 7 – tak dobra, że Japończyk płakał, jak sprzedawał


Łyżgą dziegciu w tym wszystkim jest stosunkowo ograniczony model uszkodzeń samochodów. Zniszczenia wizualne ograniczają się do poobdzieranego lakieru. Jeśli natomiast chodzi o mechaniczne, to występują, jednak w dość ograniczonym stopniu. Obijanie się o ściany lub auta rywali w większości przypadków pozbawione jest poważnych konsekwencji i sporadycznie może się nawet okazać sposobem na wygranie wyścigu. Podejrzewam, że dla wielu osób może się to okazać poważną rysą na wizerunku GT7 jako bezkompromisowego symulatora. 

Nie zmienia to jednak faktu, że jazda w Gran Turismo 7 to czysta przyjemność. Szczególnie jeśli posiadacie dobrą kierownicę albo… PlayStation 5. Jak łatwo się domyślić, nowe dzieło Polyphony Digital wykorzystuje dobrodziejstwa pada DualSense, a więc zaawansowaną haptykę i responsywne triggery. Co prawda ich implementacja w Gran Turismo 7 pozostaje raczej subtelna i nie ma mowy o wibracjach wyrywających kontroler z rąk, ale bardzo pozytywnie przekłada się na komfort rozgrywki. Z pewnością jest to jeden z głównych powodów, dla których warto sięgnąć po GT7 w wersji na nową generację.

Auta jak malowane

Drugim jest oczywiście grafika. Gran Turismo 7 prezentuje się bardzo dobrze, niezależnie od tego, czy gramy na PS4, czy PS5. W tym drugim przypadku otrzymujemy co prawda dostęp do trybu 60 FPS i ray tracingu, jednak posiadacze starszej generacji nie powinni czuć się szczególnie poszkodowani.

Gran Turismo 7 – tak dobra, że Japończyk płakał, jak sprzedawał


W kontekście oprawy szczególnie duże wrażenie robią przede wszystkim samochody. Tych jest „raptem” nieco ponad 400, czyli sporo mniej niż w poprzednich odsłonach cyklu, jednak odwzorowano je z troską o najdrobniejsze detale – także jeśli chodzi o wnętrza.

Gran Turismo 7 – tak dobra, że Japończyk płakał, jak sprzedawał

Trasy także prezentują się dobrze, choć może nie tak spektakularnie. Ścigamy się w większości na zamkniętych torach, także różnorodność jest tutaj siłą rzeczy ograniczona. Poszczególne trasy wyglądają jednak realistycznie, a pod wpływem różnych warunków atmosferycznych potrafią zmienić się nie do poznania. Jest ich też stosunkowo dużo – czeka na nas ponad 60 tras w 34 różnych lokacjach.

Gran Turismo 7 ogrywałem na PlayStation 5, głównie w trybie wysokiej wydajności. Podczas wyścigów gra chodziła płynnie i nie zauważyłem żadnych niepokojących spadków framerate’u. A czemu nie zdecydowałem się na tryb z ray tracingiem? Z prostego powodu – podczas wyścigu nie ma czasu na podziwianie widoków. Realistyczne oświetlenie i odbicia prezentują się fenomenalnie, ale to zbyt subtelny efekt, by zachwycać się nim podczas rozgrywki. 

Gran Turismo 7 – tak dobra, że Japończyk płakał, jak sprzedawał


Co innego podczas powtórek, które, nawiasem mówiąc, same w sobie sam małymi dziełami sztuki. Tutaj jednak ray tracing dostępny jest cały czas, także w trybie wysokiej wydajności.

Brum, brum!

Oprawa dźwiękowa budzi we mnie uczucia nieco bardziej mieszane. Do samych efektów dźwiękowych, czyli odgłosów silników, pisków opon itd., przyczepić się absolutnie nie mogę. Brzmią doskonale i to nawet na wbudowanych głośnikach telewizora. Jeśli natomiast chodzi o ścieżkę dźwiękową, to jest ona dość eklektyczna, by nie powiedzieć „niespójna”. 

Gran Turismo 7 – tak dobra, że Japończyk płakał, jak sprzedawał

Mamy tutaj specyficzny miks muzyki klasycznej i jazzu przeplatany co jakiś czas utworami rockowymi, elektroniką i rapem. Z osobna poszczególnym utworom trudno cokolwiek zarzucić, jednak jak dla mnie tak duży rozrzut gatunkowy zaczął się w pewnym momencie robić dość irytujący. Szkoda, że nie przewidziano tu czegoś na wzór stacji radiowych w serii GTA, bo rozwiązałoby to problem całkowicie.

Grajcie, bo warto!

Co by jednak nie mówić, Gran Turismo 7 spełniło nadzieje, które w nim pokładałem. To gra, gdzie przyjemność sprawia każda sekunda spędzona za kierownicą oraz poznawanie kolejnych pojazdów, trafiających do naszego garażu. Czy jest idealna? Nie, nie jest. Potrafi być monotonna, ma nierówną oprawę dźwiękową i – co by nie mówić – nie jest to tytuł dla każdego.

Gran Turismo 7 – tak dobra, że Japończyk płakał, jak sprzedawał


Jest to jednak tytuł, którego każdy fan gier wyścigowych powinien spróbować. Nawet jeśli na co dzień nie gustujecie w symulatorach, Gran Turismo 7 robi bardzo dużo, by być tytułem przystępnym, który sprawia frajdę natychmiast po wzięciu pada do ręki. Jeśli za nic innego, to już choćby za to należą mu się olbrzymie słowa pochwały i pełna rekomendacja. A że przy okazji ma rewelacyjny model jazdy i przepiękną grafikę? Tu nie ma co chwalić - to widać na pierwszy rzut oka.

Ocena końcowa: 8/10

Wady

  • Nieco monotonny tryb dla jednego gracza
  • Kampania dostępna tylko online
  • Niespójna ścieżka dźwiękowa

Zalety

  • Fenomenalny model jazdy
  • Szeroki wachlarz ułatwień i opcji dostępności
  • Bardzo dobra oprawa graficzna
  • Realistyczne efekty dźwiękowe
  • Duży wybór samochodów i tras