Garść prostej elektroniki pozwala wyśledzić dowolną osobę ze smartfonem w kieszeni.
Ataki bocznokanałowe nie zawsze są oczywiste tak, jak na przykład manipulacja głośniczkiem płyty głównej, by przesłać wiadomość zakodowaną alfabetem Morse'a. Jak udowodniono tym razem, zestaw prostych gadżetów za 20 dol. może pozwolić niejako widzieć ludzi przez ściany, i to nie żart.
Próba nawiązania połączenia z urządzeniem Wi-Fi, nawet jeśli sama sieć chroniona jest hasłem, zawsze skutkuje emisją sygnału zwrotnego – słusznie zauważyli inżynierowie z Uniwersytetu w Waterloo. A skoro tak, to chcąc ustalić lokalizację odbiornika, wystarczy zmierzyć czas odpowiedzi, po czym dopasować go do wzorca. Według zaprezentowanych wyników badań, dokładność przy takiej metodzie wynosi około 1 metr – a zatem pozwala określić, czy za ścianą znajduje się człowiek, czy nie.
Analiza odbicia fal radiowych nie jest wprawdzie niczym nowym, ale to pierwszy udokumentowany przypadek, w którym wykorzystano najtańszą elektronikę konsumencką. Konkretniej dwa moduły Wi-Fi oraz regulator napięcia, zamontowane na zabawkowym dronie.
Co podkreśla szef zespołu badawczego, dr Ali Abedi, zaprezentowana technika może mieć sporo zastosowań szlachetnych, pomagając na przykład w poszukiwaniu ofiar katastrof pod gruzami budynków (dzięki ich telefonom lub smartwatchom). Niestety tradycyjnie jest też druga strona medalu, z włamywaczami mogącymi ustalić obecność właściciela na czele.
Konkludując, dr Abedi uważa, że Wi-Fi jako standard mimo wszystko potrzebuje pseudolosowej funkcji, która sztucznie zróżnicuje czas odpowiedzi. Do działania zachęca też producentów sprzętu.
Źródło zdjęć: AntonSAN / Shutterstock
Źródło tekstu: Materiały prasowe, oprac. własne