Administracja Trumpa weźmie na celownik komunikatory Telegram i WhatsApp?
Wciąż trwają echa sporu między administracją prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa a chińskim gigantem Huawei, gdy na horyzoncie zaczął rysować się nowy konflikt. Tym razem pod ostrzał mogą trafić aplikacje Telegram i WhatsApp, a nawet komunikatory Apple’a i Microsoftu. Zarzut? Zagrożenie bezpieczeństwa - terroryzm i handel narkotykami.

Na ostatnim spotkaniu amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego głównym przedmiotem dyskusji były nowe rozwiązania prawne zakazujące firmom technologicznym stosowanie metod szyfrowania, których służby specjalne nie są w stanie złamać. Chodzi konkretnie o szyfrowanie end-to-end, z którego korzystają komunikatory Telegram, WhatsApp i Signal, a także applowskie iMessage i FaceTime czy Skype Microsoftu. Przedstawiciele administracji prezydenta Trumpa rozważają, czy nie zwrócić się do Kongresu Stanów Zjednoczonych, by ten zakazał takiej metody przesyłania wiadomości.



Szyfrowanie end-to-end, z którego korzystają m.in. Telegram czy WhatsApp, to metoda wysyłania wiadomości między użytkownikami zapewniająca najwyższy stopień poufności. Komunikator nadawcy wysyła zaszyfrowaną informację, która dekryptowana jest dopiero na smartfonie lub komputerze u odbiorcy końcowego i tylko on może ją odczytać. Dostawca usługi nie ma wglądu w treść wiadomości, która przez jego serwery przechodzi zaszyfrowana i nie jest przetwarzana. Rozkodowane wiadomości zapisywany są tylko na urządzeniach nadawczym i odbiorczym.
Zobacz: Russell Vought z gabinetu Trumpa prosi o dwuletnie opóźnienie ograniczeń w stosunku do firmy Huawei
Ta funkcja komunikatów jest już od dłuższego czasu solą w oku służb bezpieczeństwa nie tylko w Stanach Zjednoczonych. Lista zarzutów jest poważna. Już wcześniej pojawiały się doniesienia, że Telegram stał się ulubionym narzędziem komunikacji terrorystów z Państwa Islamskiego. Teraz administracja prezydenta Trumpa dodaje do tego kolejne zarzuty: handel narkotykami i dziecięcą pornografię.
Spotkanie amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego zakończyło się bez konsensusu, więc na razie żadne działania przeciwko komunikatorom nie zostaną podjęte. Gdyby doszło do dalszych ustaleń w tej sprawie, należy się spodziewać ożywionej dyskusji, protestów i mocnych oskarżeń. Z jednej strony na szali stoi amerykańskie umiłowanie wolności gwarantowane przez konstytucję, z drugiej - równie charakterystyczna dla Stanów Zjednoczonych wszechmoc organów bezpieczeństwa publicznego, które nie zawahają się poświęcić prawa obywateli na rzecz walki z terroryzmem czy baronami narkotykowymi.
Zwolennicy szyfrowanych komunikatorów wskazują na to, że zakaz uderzy w bezpieczeństwo zwykłych obywateli, którym cyberprzestępcy będą mogli łatwo wykraść poufne dane. Takie spojrzenie na sprawę ma amerykańska agencja cyberbezpieczeństwa CISA, przeciwko sobie ma Secret Service i służby celne ICE, wspierane przez FBI.
Zakaz szyfrowania end-to-end mógłby wywołać konflikt o szerszej skali, niż się wydaje. Najpierw doszłoby do starcia z firmami amerykańskimi, Apple i Microsoftem. Pierwsza bitwa w tej wojnie już się zresztą odbyła - trzy lata temu w następstwie ataku terrorystycznego w San Bernardino amerykański sąd nakazał firmie Apple złamanie zabezpieczeń w iPhonie sprawcy masakry Syeda Farooka. Firma Apple odmówiła, argumentując, że stworzenie obejścia zabezpieczań iOS naraziłoby w przyszłości bezpieczeństwo wszystkich użytkowników tego systemu. Teraz podobne żądania wysuwane byłyby także wobec innych producentów, a konflikt nabrałby skali międzynarodowej.