Zao: niewinna aplikacja deepfake czy nowe narzędzie dla cyberprzestępców?

Po zawirowaniach wokół aplikacji FaceApp, w sieci pojawiło się kolejne narzędzie, wywołujące pytania o kwestie bezpieczeństwa i budzące narastające kontrowersje. Zao to chińska aplikacja, która pozwala w kilka sekund skorzystać z techniki zmiany twarzy deepfake. Działa fenomenalnie i na pewno dostarcza dużo zabawy, ale też niepokoi swoimi możliwościami.

Mieszko Zagańczyk (Mieszko)
5
Udostępnij na fb
Udostępnij na X
Zao: niewinna aplikacja deepfake czy nowe narzędzie dla cyberprzestępców?
Dalsza część tekstu pod wideo

Aplikację Zao opracowała chińska firma Momo, która w Azji znana jest już z alternatywy dla Tindera, czyli programu Tantan. Dzięki Zao można w prosty sposób skorzystać z techniki deepfake, czyli bardzo realistycznej, trudnej do zidentyfikowania zamiany twarzy na wideo. Wystarczy wgrać do aplikacji własne zdjęcie, wybrać jeden z klipów z biblioteki - na przykład fragment filmu lub serialu - i po około ośmiu sekundach przetwarzania w chmurze, za co odpowiadają algorytmu sztucznej inteligencji, otrzymujemy nowy klip ze sobą w roli głównej. Efekt jest powalający, a realizm bardzo duży.

Zao: niewinna aplikacja deepfake czy nowe narzędzie dla cyberprzestępców?

Zabawa tym bardziej budzi zachwyt, że cała operacja deepfake’owania dostępna jest z poziomu smartfonu i nie jest do tego potrzebny superwydajny sprzęt z drogim oprogramowaniem. Użytkownicy docenili możliwości Zao i w azjatyckiej części internetu pojawiły się tysiące zabawnych przeróbek filmów. Poniżej jedna z nich - zestawienie możliwości Zao na klipie, w którym twarz Leonarda DiCaprio została zamieniona na twarz użytkownika aplikacji.

A to jeszcze kolejna przeróbka - „azjatycka reprezentacja w Hollywood”:

Aplikacja dostępna jest na razie tylko na iOS w Chinach, Japonii, Indiach, Korei i kilku innych azjatyckich rynkach, ale zaczyna budzić obawy na całym świecie. Po pierwsze, podobnie jak w przypadku FaceApp, pojawia się pytanie o to, co się dzieje z wizerunkami osób korzystających z programu, wysłanymi do aplikacji, a także z innymi danymi, które Zao pozyskuje podczas rejestracji użytkownika - numerem telefonu oraz adresem e-mail.  Co więcej, w warunkach korzystania z Zao pojawił się pierwotnie zapis, że twórcy programu zyskują pełne prawa do filmów powstałych po przeróbce w aplikacji. Po fali krytyki autorzy Zao zmienili ten zapis, ale zostawili sobie furtkę, która wciąż pozwala wykorzystać dane użytkowników do niejasnych celów.

Kolejne pytania dotyczą tego, czy „deepfake dla każdego” nie może być w teorii wykorzystany do niecnych celów przez cyberzłoczyńców. Na przykład do włamania się na konta w serwisach, które korzystają z identyfikacji użytkownika na podstawie skanowania twarzy. Jednym z takich serwisów jest platforma sprzedaży Alibaba, korzystająca z systemu płatności Alipay. Wprowadzona tam jedna z metod identyfikacji pozwala na zatwierdzenie zakupów na podstawie obrazu z kamery. Uprzedzając narastający niepokój, platforma  Alibaba wydała oficjalny komunikat, w którym zapewniła, że wykorzystanie Zao do zatwierdzenia transakcji Alipay nie jest możliwe. 

Systemy identyfikacji w bankach czy w platformach sprzedaży korzystają z bardziej rozbudowanych sposobów rozpoznawania twarzy niż prosty skan 2D, więc takie obawy mogą wydawać się bezpodstawne. Z drugiej strony Zao pokazuje, że techniki rodem z Hollywood stają się dostępne dla każdego użytkownika smartfonu i trudno jest przewidzieć, na jakie jeszcze pomysły wpadną deweloperzy i korzystający z tworzonych przez nich narzędzi cyberprzestepcy.