DAJ CYNK

Play wychodzi spod chińskiego parasola

Tomasz Świderek

Felietony

Witajcie w rzeczywistym świecie. W świecie, w którym celami są jak najwyższa EBITDA i wolne przypływy finansowe - tak najkrócej można skomentować informację agencji Reuters, że P4, operator sieci Play, zamierza w najbliższym czasie wyemitować obligacje o wysokiej rentowności.
Dalsza część tekstu pod wideo
 
Witajcie w rzeczywistym świecie. W świecie, w którym celami są jak najwyższa EBITDA i wolne przypływy finansowe - tak najkrócej można skomentować informację agencji Reuters, że P4, operator sieci Play, zamierza w najbliższym czasie wyemitować obligacje o wysokiej rentowności.

Zobacz: P4 wyemituje wysoko oprocentowane obligacje.

P4 decydując się na emisję obligacji o wysokiej rentowności (ang. high yield bonds) - w świecie finansów zwanych też śmieciowymi (ang. junk bonds) lub spekulacyjnymi (ang. speculative-grade bond) - podąża tą samą drogą, którą szły już inne polskie telekomy. T-Mobile jeszcze jako Polska Telefonia Cyfrowa sprzedało na rynkach finansowych obligacje o wysokiej rentowności. Komórkowy biznes szedł tak dobrze i zyski firmy były tak wysokie, że firma uznała, że nie musi już finansować rozwoju długiem. W 2003 i 2004 roku, a więc na kilka lat przed terminem zapadalności papiery zostały wykupione przez spółkę.

Inaczej potoczyły się losy długu Netii. W grudniu 2001 roku w kasie firmy zabrakło pieniędzy na wypłacenie obligatariuszom odsetek. Spowodowało to natychmiastową reakcję agencji ratingowych i obniżenie oceny wiarygodności spółki do poziomu D, który zarezerwowany jest dla firm i państw niewypłacalnych. Netia zaczęła długi bój o to, by nie zejść ze sceny. Ostatecznie udało się jej zrestrukturyzować zadłużenia (obligacje wymieniono na akcje) na czym najwięcej stracili dotychczasowi udziałowcy, w tym szwedzka Telia, ale na lata spółce zamknęło to dostęp do rynków finansowych.

Obligacje wysokiej rentowności wyemitowano także w związku z przejęciem przez Zygmunta Solorza-Żaka kontroli nad Polkomtelem. Czas emisji nie był najlepszy. Na początku 2012 roku na rynkach finansowych panowała duża niepewność i ci, którzy musieli sprzedawać wówczas obligacje godzili się na wysokie odsetki. Medialno-telekomunikacyjna grupa Zygmunta Soloża-Żaka chce obecnie zrefinansować zadłużenie, tak, by skorzystać z tego, że dziś dług zaciągnięty na zakup Polkomtelu jest niższy o 1,6 mld zł, a warunki rynkowe są znacznie korzystniejsze.

Wróćmy jednak do P4. O tym, że operator chce refinansować zadłużenie, czyli zastąpić dotychczasowe kredyty udzielona głównie przez China Development Bank innym długiem, w świecie finansowym i telekomunikacyjnym mówiło się od kilku miesięcy. Depesza Reutersa oznacza, że gra nabrała tempa i wkrótce powinny pojawić się kolejne szczegóły całej operacji.

Nim dojdzie do emisji długu poznamy oceny wiarygodności finansowej operatora wystawione przez agencje ratingowe. Pewne jest, że skoro P4 chce sprzedawać obligacje o wysokiej rentowności to jest świadome, że nie dostanie ratingu inwestycyjnego.

Z punktu widzenia potencjalnych inwestorów interesujące będzie ilu "stopni" brakować będzie P4 do najniższej oceny inwestycyjnej oraz to, co agencje napiszą o aktualnym stanie finansów spółki i jego perspektywach. Im niższa jest ocena inwestycyjna, tym wyższego oprocentowania i rentowności oczekują inwestorzy kupujący dług.

W kolejnym kroku zapewne dowiemy się jakie jest oczekiwane oprocentowanie obligacji (tzw. kupon) oraz ich spodziewana rentowność, a także jak duża jest emisja i jak skonstruowana (czy jest podzielona na transze o różnym terminie wykupu, w jakiej walucie są emitowane obligacje). Być może pojawią się informacje o apetycie inwestorów na papiery P4. Potem - już po sprzedaniu obligacji - poznamy zarówno ich cenę, jak i inne parametry emisji.

Gdy emisja już się skończy jest duża szansa, że w ręce dziennikarzy dotrze prospekt emisyjny, czyli dokument, w którym opisana jest nie tylko emisja, jej cele i warunki, ale także historyczna i aktualna sytuacja finansowa spółki oraz to czym dysponuje, a więc m.in. liczba stacji bazowych, liczba obsługiwanych kart SIM itp. Tradycyjnie najciekawsze dla mediów będą informacje o czynnikach ryzyka, wszelkich umowach z dostawcami oraz - o ile takie są - o pozwach i procesach sądowych.

Prospekt, a potem regularnie publikowane z myślą o inwestorach finansowych kwartalne raporty finansowe będą łakomym kąskiem nie tylko dla dziennikarzy - i ewentualnie blogerów - ale także dla rynkowych konkurentów P4. Mogą je analizować także ci, którzy ewentualnie przymierzaliby się w przyszłości do przejęcia operatora sieci Play.

Z tego co napisałem widać jasno, że P4 z chwilą wystawienia na rynki finansowe ręki po pieniądze, zacznie być dużo bardziej transparentne niż do tej pory. Skończy się podawanie informacji o liczbie klientów w zaokrągleniu do setek tysięcy, czy unikanie odpowiedzi na pytanie o aktualne wyniki i stan finansów firmy. Ktoś komu zależy na tych informacjach będzie miał szansę do nich dotrzeć przynajmniej raz na trzy miesiące.

Ale nie tylko to się zmieni. Play będzie musiał bardziej niż do tej pory patrzeć na stan swoich finansów. Zarówno zysków, jak i zasobów gotówki. Po pierwsze dlatego, że - najpewniej co pół roku - będzie musiał płacić obligatariuszom (inwestorom posiadającym jego obligacje) odsetki. Po drugie dlatego, że im lepsze będzie miał zyski, tym bardziej rosną jego szanse na podniesienie oceny wiarygodności kredytowej. Lepsza ocena z czasem pozwoli spółce pomyśleć o kolejnym refinansowaniu długu. Tym razem na lepszych warunkach.

Uważniejsze niż do tej pory patrzenie na stan finansów oznacza z jednej strony dokładne oglądanie każdej złotówki wydawanej czy to na reklamę i marketing, czy to na zakupy telefonów, albo na zakupy sprzętu lub częstotliwości. Druga strona owego patrzenia na stan finansów to pilnowanie przychodów i dążenie do ich maksymalizacji. Może się to objawiać wyższymi cenami telefonów sprzedawanymi w promocjach, albo np. mniej agresywną ofertą dla klientów (czytaj: z mniej atrakcyjnymi promocjami; trzymaniem jak długo się tylko da wyższych cen usług). Gdy pojawią się sygnały, że coś w firmie idzie nie tak (przychody są za małe, albo koszty za wysokie) zarząd będzie musiał szukać oszczędności. Choćby po to, by na czas mieć pieniądze na odsetki od obligacji i uniknąć losów Netii z 2001 roku, albo wręcz bankructwa.
Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News