Thermomix TM7. Po części zrozumiałem, ale wyznawcą nie zostanę (test)
Jak wypada Thermomix TM7 z perspektywy kogoś, kto raczej nie jest fanem tego typu urządzeń? Postanowiłem to sprawdzić na własnym przykładzie.

Trudno nie odnieść wrażenia, że wokół Thermomixa narósł w Polsce pewnego rodzaju kult. Nasz kraj jest drugim największym rynkiem dla marki Vorwerk na świecie. Tylko w 2024 roku kupiliśmy w sumie 172,2 tys. urządzeń, a był to wynik i tak sporo gorszy niż w 2023, kiedy to nabyliśmy aż 232 tys. Thermomixów. Polacy stanowią też niemal połowę wszystkich abonentów Cookido (2,8 mln z 6 mln).
Na licznych forach czy w komentarzach można znaleźć wpisy posiadaczy oraz fanów robota kuchennego, którzy twierdzą, że przeciwnicy urządzenia to zwykli hejterzy, nierozumiejący wyjątkowości Themomixa. No cóż, sam fanem nie jestem, więc tym bardziej postanowiłem sprawdzić, jak sprawdza się najnowszy model. Nie mam porównania do poprzednika. Z chłodną głową podszedłem do testów robota, i już teraz mogę Wam zdradzić, że kilka rzeczy mnie zaskoczyło.



Jak to wygląda
Przede wszystkim Thermomix TM7 przychodzi w naprawdę ogromnym pudle. Nie spodziewałem się, że będzie ono aż tak duże. To z kolei zapowiadało urządzenie, które zajmie połowę blatu w mojej kuchni. Na szczęście nic z tych rzeczy. TM7 jest sprzętem zdecydowanie mniejszym, niż się spodziewałem. Trochę miejsca na kuchennym blacie zajmuje, ale nie aż tyle, ile wydawało mi się po zdjęciach czy dostępnych filmach.
Design urządzenia to kwestia dość indywidualna. Jednym robot będzie się podobał, a innym nie. W kilku miejscach trafiłem na porównania Thermomixa TM7 do urny. Jak już się to usłyszy, to trudno to zestawienie usunąć ze swojej głowy. Natomiast mi urządzenie w miarę się podoba. Lubię czarne sprzęty. Wygląda nowocześnie i w mojej ocenie lepiej niż poprzednik. Wiem jednak, że sporo osób w tej kwestii się ze mną nie zgodzi, ale to całkowicie normalne.
Jak wspominałem, nie mam porównania do poprzedniego modelu. Nigdy z niego nie korzystałem. Trudno jednak już po samych zdjęciach i filmach nie zauważyć, że sporo zmieniło się pod kątem ekranu i sterowania. Zniknęło charakterystyczne pokrętło, ale w zamian mamy większy, 10-calowy wyświetlacz. Czy to dobrze? O samym użytkowaniu napiszę w dalszej części tekstu. Na razie skupmy się na wyglądzie i jakości wykonania.
Bogaty zestaw akcesoriów
W zestawie z urządzeniem dostajemy pokaźny zestaw akcesoriów. Oprócz samej bazy i naczynia miksującego to też: przystawka Varoma do gotowania na parze, kopystka do wybierania składników i potrwa z misy, motylek do mieszania, nóż miksujący oraz koszyczek. Całkiem nieźle, bo daje to już sporą dowolność w przygotowywaniu potraw.
Jednak wymienione elementy to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Na stronie Vorwerk lub u przedstawicieli marki można dokupić całą gamę akcesoriów. Tych w teorii jest mnóstwo. W praktyce już tak dobrze nie jest, bo większość z nich jest kompatybilna tylko ze starym modelem. W praktyce, kupując TM7, do wyboru mamy tylko Thermomix Sensor, czyli czujnik temperatury oraz osłonę noża miksującego 2.0. Dla poprzednika lista jest zdecydowanie dłuższa. Szkoda, bo kupując nowy model, tak naprawdę mamy mniejsze możliwości.
Jak tego się używa
Montaż urządzenia jest dość prosty, chociaż nie wszystko łapie za pierwszym razem. W teorii wystarczy maszynę miksującą położyć na bazie, a następnie przykryć ją pokrywką i sprzęt jest gotowy do pracy. W praktyce często trzeba coś poprawić, bo mechanizmy nie są na tak dopasowane i płynne, jak w szwajcarskim zegarku. Nie jest to jakiś wielki problem, ale warto o tym wspomnieć.
Jeśli chodzi o ekran, to mam mocno mieszanie odczucia. Z jednej strony jest duży i czytelny, ale z drugiej działa jak naprawdę słabej klasy tablet. Menu jest mało responsywne, czasami trzeba chwilę poczekać, aż ekran się załaduje. Nie działa to jakoś tragicznie, ale od sprzętu za około 6700 zł wymagałbym jednak dużo więcej. To zwyczajnie nie jest zadowalający poziom. Poza tym obsługa tylko za pomocą dotyku sprawia, że ekran często się brudzi i co chwilę trzeba go przecierać.
Natomiast jeśli chodzi o gotowanie, to częściowo (ale tylko częściowo) muszę posypać głowę popiołem. Uważałem Thermomixa za sprzęt całkowicie zbędny i dla osób, które nie potrafią gotować albo są zbyt leniwe. Już trochę rozumiem, o co w tym sprzęcie chodzi.
Nie zrozumcie mnie źle, robot nie jest niczym nadzwyczajnym. Nie sprawi, że przygotujecie potrawy, których normalnie byście nie przygotowali. W większości przypadku wystarczy mikser, patelnia, garnek i piekarnik, aby zrobić wszystkie przepisy dostępne w Cookido. Rzecz w tym, że TM7 znacznie to ułatwia.
Przede wszystkim chodzi w nim o to, że nie trzeba co chwilę chodzić do garnka, aby przemieszać składniki. W wielu przypadkach nie trzeba też ich przerzucać z miski na patelnię, brudząc dodatkowe naczynia. Urządzenie samo dba o pokrojenie, wymieszanie i podgrzanie składników. Oczywiście nadal trzeba co jakiś czas podejść, aby dorzucić kolejne elementy składowe dania, ale to nadal dużo łatwiejsze i zdecydowanie szybsze niż normalne gotowanie. Nie przy okazji każdego przepisu, ale często przygotowanie obiadu, chociaż trwa np. 30 min, to od nas wymaga zaledwie 3-5 min uwagi.
Wad jest całkiem sporo
Nie oznacza to, że do Thermomixa TM7 się przekonałem i teraz będę sprzęt zachwalał przy każdej okazji i wszystkim polecał. Nic z tych rzeczy. Nadal uważam, że dla większości osób jest to urządzenie całkowicie zbędne, a już na pewno w proponowanej cenie. To nadal trochę bardziej zaawansowany garnek. Przydatny, wygodny, ale za 6669 zł. To kwota, która w mojej ocenie jest absurdalna, a dodatkowo to dopiero początek wszystkich kosztów.
No bo do ceny Thermomixa TM7 trzeba doliczyć jeszcze abonament Cookido. Co prawda pierwsze 3 miesiące dostajemy za darmo, ale potem to już 259 zł za rok. Oczywiście nie trzeba płacić, ale wtedy cały urok urządzenia pryska. To właśnie gotowe przepisy są jego największą zaletą. W nich jesteśmy krok po kroku instruowani, aby ostatecznie stworzyć wybrane danie. Tych przygotowałem kilkanaście i muszę przyznać, że wychodziły naprawdę dobrze i smacznie. Natomiast bez aplikacji Cookido Thermomix TM7 kompletnie nie ma sensu.
Do tego należy też wspomnieć o niezbyt pojemnej misie. Moim zdaniem jest ona za mała, ale gdyby była większa, to dla robota już w ogóle byłoby trudno znaleźć miejsce w kuchni. Pomimo tego gotowanie dla 4-osobowej rodziny może być pewnego rodzaju wyzwaniem. Dla 2-3 osób powinno być jeszcze ok, ale przy większej rodzinie pojemność może stanowić problem.
Do tego urządzenie jest dość głośne. Znowu nie tak, jak się spodziewałem, ale telewizor trzeba trochę pogłośnić, aby móc komfortowo oglądać Netflixa czy HBO Max w trakcie gotowania. Na dłuższą metę może to być zwyczajnie męczące.
Podsumowanie
Thermomix TM7 budzi we mnie bardzo mieszanie odczucia. Moja żona, po pierwszych kilku gotowaniach, już była gotowa urządzenie kupić (model dostaliśmy tylko na testy na kilka tygodni od firmy Vorwerk). Jednak im dalej w las, tym zachwyty były coraz mniejsze. Już po 2 tygodniach stwierdziła, że robota jednak nie chce. Wspólnie zgodziliśmy się, że to przydatne urządzenie, ale zwyczajnie za drogie.
Jeśli miałbym odpowiedzieć na pytanie – czy warto TM7 kupić, to odpowiedziałbym, że nie. Sprzęt jest za drogi, głośny, trochę toporny w użytkowaniu. Sporo ułatwia, pozwala przygotować ciekawe przepisy, gotowanie jest szybsze (chociaż nie zawsze), ale to nadal za mało. Zalety zwyczajnie nie górują nad wadami i kosztami. Rzecz w tym, że ani ja, ani moja żona nie mamy problemów z gotowaniem. Potrafimy przygotować praktycznie wszystko. Jeśli ktoś nie jest uzdolniony w kuchni, to pewnie dla niego będzie to bardziej przydatne urządzenie.
W skrócie – trochę lepiej rozumiem zwolenników Thermomixa TM7, ale sam sprzęt nie przekonał mnie na tyle, aby do grona wyznawców dołączyć. Nadal pozostanę innowiercą i heretykiem, dla którego ten robot kuchenny pozostanie niczym innym, jak drogą zabawką.
-
Wygoda
-
Mnóstwo przepisów
-
Łatwość użytkowania
-
Nie tak duży, jak się wydaje
-
Zdecydowanie za drogi
-
Głośny
-
Toporny i powolny interfejs
-
Za Cookido trzeba dodatkowo płacić
-
Mało akcesoriów (w porównaniu do TM6)