Spółka z Cupertino chce wymusić na pewnej firmie ze Szwajcarii usunięcie jabłka z logo. Rzecz w tym, że ta faktycznie produkuje jabłka. Od 111 lat.
Ciężko się dziwić, gdy firma o wieloletniej tradycji chce bronić swojego znaku towarowego przed naśladowcami. Co innego jednak, gdy rzekomym naśladowcą spółki technologicznej okazuje się koncern sadowniczy, w dodatku starszy od niej samej.
Les fruits Suisses od ponad 111 lat dostarcza Szwajcarom najrozmaitsze owoce, w tym jabłka, z których to firma uczyniła także swoją identyfikację. To nie podoba się Apple, który, jak donosi magazyn Wired, usilnie stara się zdobyć wyłączne prawo do posługiwania się logo z jabłkiem na terenie Szwajcarii.
Całą sprawę ciężko określić inaczej niż mianem dziwacznej. Znaku Les fruits Suisses, choć istotnie przedstawia jabłko, nawet kompletny laik z Apple raczej nie pomyli. Sporne jabłko jest bowiem kompletne, nie nadgryzione, ma kolor czerwony i do tego wkomponowany charakterystyczny krzyż.
Trudno nam to zrozumieć, ponieważ Apple nie stara się chronić swojego nadgryzionego jabłka. Ich celem jest posiadanie praw do pospolitego jabłka, które jest czymś uniwersalnym i powinno być dostępne dla wszystkich
– komentuje dyrektor Les fruits Suisses, Jimmy Marietoz.
Co jednak najciekawsze, spółka z Cupertino podobne kroki podejmowała już w 2017 roku wobec piktogramu przedstawiającego odmianę jabłek Granny Smith. Szwajcarski Instytut Własności Intelektualnej jesienią ubiegłego roku przyznał jej rację, tyle że zawęził ochronę znaku do konkretnych kategorii produktowych, z elektroniką na czele.
Z kolei w 2010 roku Apple odniósł całkowite zwycięstwo, pozasądowo nakłaniając małą spółdzielnię spożywczą do rezygnacji z symbolu jabłka nadgryzionego. Za to w roku 2012 to spółka zapłaciła karę. Konkretniej 21 mln dol. na rzecz Kolei Federalnych za skopiowanie zegara.
Źródło zdjęć: French cat / Shutterstock
Źródło tekstu: Wired, oprac. własne