"Dramat" Samsunga. Galaxy Z Flip sprzedaje się świetnie - trzeba zwiększyć produkcję
Samsung ma powody do zadowolenia. Jego najnowszy "składak" - Galaxy Flip Z sprzedaje się tak dobrze, że trzeba zwiększyć produkcję. Nie jest to jednak proste - Samsung musiał bowiem czasowo zamknąć fabrykę, w której produkowano m. in. właśnie ten telefon. Koreański gigant staje przed sporym wyzwaniem, którego powodem jest sukces sprzętu.

Jak wskazuje DigiTimes powołując się na własne źródła, Samsung najprawdopodobniej zwiększył produkcję telefonu Galaxy Flip Z z powodu ogromnego zainteresowania konsumentów. Obecnie, urządzenie jest dostępne na niewielkiej ilości rynków: w tym w Korei oraz Stanach Zjednoczonych. Mimo to, klienci wręcz "zabijają się" o możliwość otrzymania własnego egzemplarza udanego "składaka".



Wstępnie, kolejna pula telefonów Samsung Galaxy Flip Z zostanie przekazana do takich rynków jak: USA, Korea Południowa, Tajwan, Singapur. Tylko do Korei ma trafić około 100 000 egzemplarzy do końca marca. Co spowodowało ogromny sukces tego urządzenia? Cóż, design, niższa cena, ciekawe podzespoły i znacznie lepsze wrażenie niż w przypadku konkurencyjnego modelu Motoroli - to wszystko powoduje, że Samsung dzieli i rządzi na rynku "składaków".
Jeśli Chiny "zaskoczą", Galaxy Flip Z pójdzie na rekord
Od sukcesu urządzenia w Państwie Środka zależy to, czy Samsung zdecyduje się na kolejne "doprodukowanie" telefonu Galaxy Flip Z. Jeśli Chińczykom spodoba się to urządzenie, możemy spodziewać się rocznej produkcji na poziomie około 5 mln urządzeń, co będzie oznaczać, że Galaxy Flip Z uczyni rynek "składaków" hitem tego roku.
Ale nie jest to dziwne. Samsung Galaxy Fold został skierowany do bardzo wąskiej grupy osób, które dużo pracują. Dla nich, wydanie 2 000 dolarów na sprzęt o charakterze biznesowym nie jest niczym ekstrawaganckim. Natomiast Flip Z, który stawia na walory wizualne, kosztuje mniej, bo "jedynie" 1380 dolarów. W dalszym ciągu cena za egzemplarz jest kosmiczna, ale znacznie bardziej "do przełknięcia" niż absurdalne wręcz 2 tysiące. Mamy jednak do czynienia z "podatkiem od nowości" - oczekuje się, że w ciągu 5 lat ceny "składaków" spadną przynajmniej do poziomu zbliżonego do obecnie produkowanych flagowców.