4 lata sporu z telekomem i wygrana

Orange wypłaci 10 tys. zł kobiecie, którą bezpodstawnie pozwano do e-sądu za rzekomy dług - informuje Gazeta Wyborcza.

Redakcja Telepolis
52
Udostępnij na fb
Udostępnij na X
4 lata sporu z telekomem i wygrana

Orange wypłaci 10 tys. zł kobiecie, którą bezpodstawnie pozwano do e-sądu za rzekomy dług - informuje Gazeta Wyborcza.

Pani Katarzyna w 2008 r. po zmianie miejsca zamieszkania wypowiedziała umowę TP SA (obecnie Orange) i uzyskała informację, że nie zalega z płatnościami. O długu, który z odsetkami urósł do 9 tys. zł dowiedziała się w 2011 r. gdy komornik zajął jej pensję. Okazało się, że operator mimo rozwiązanej umowy, naliczał opłaty, a po pewnym czasie sprzedał dług firmie windykacyjnej, która w e-sądzie uzyskała sądowy nakaz zapłaty.

Sprawa trafiła do sądu, który w 2012 r. umorzył postępowanie, a pieniądze zajęte przez komornika zwrócono. W międzyczasie pani Katarzyna jednak straciła pracę. Kobieta uznała, że działania firmy telekomunikacyjnej przyniosły jej osobiste straty: oprócz stresu, jako prawnikowi podważono opinię w pracy . Skierowała więc pozew przeciwko operatorowi o zadośćuczynienie. Po 4 latach i po apelacji, wywalczyła 10 tys. zł i brak kosztów sądowych. Orzeczenie jest prawomocne.

Należy zaznaczyć, że jak twierdzi Wojciech Jabczyński, rzecznik Orange - firma nie kwestionowała swojego błędu. W 2011 r. , na etapie przedsądowym, proponowała zawarcie ugody i wypłacenie rekompensaty pieniężnej w kwocie 2 tys. zł. Zaproponowana ugoda nie była jednak satysfakcjonująca dla klientki.

Orange uparcie twierdziło, nawet w odpowiedzi na moją apelację, że w ogóle nic nie zrobiło i zachowało się prawidłowo. Przecież nikt mi nawet nie zaoferował zwrócenia kosztów powództwa przeciw egzekucyjnego, ani kosztów komornika, które musiałam ja zapłacić, aby oddał mi moją zajętą pensję - opowiada pani Katarzyna i wyjaśnia czemu tak uparcie się procesowała: Chciałabym, aby ten wyrok pokazał, że trwa to bardzo długo, ale żeby ludzie nie odpuszczali takich spraw. Chciałabym, aby dostarczyciele usług masowych nie czuli się bezkarni.

Dalsza część tekstu pod wideo